Trwa ładowanie...

Pierwszy dzień pracy w fabryce bawełny. "Moje ciało było pokryte siniakami jak lampart łatkami"

Avatar placeholder
Katarzyna Nowak 21.03.2021 17:59
Praca w fabryce zaczynała się o 5 rano
Praca w fabryce zaczynała się o 5 rano (domena publiczna)

Robert miał siedem lat, gdy zatrudniono go do pracy w fabryce bawełny. Cieszył się, że czeka go nowe życie – wyobrażał sobie, że wszystko będzie lepsze, niż smutna egzystencja w przytułku. Już pierwszy dzień uświadomił mu jednak, jak bardzo się pomylił. Co czekało kilkulatka, który w 1799 roku zaczął swoją "karierę zawodową"?

spis treści

1. Praca w fabryce

Jest piąta rano. Dzieci wchodzą do fabryki. Pierwsze, co słyszy Robert, to stukot. Jakby stado koni albo tysiąc wozów pędzących po bruku. Ale nawet wozy nie potrzebują tyle smaru ‒ powietrze zdaje się od niego gęste. Hałas ogłusza, opary prawie parzą.

2. Na kolana i czołgać się

W hali upchnięto tyle krosien, że nie został nawet kawałek wolnego miejsca. Chłopcy przeciskają się między maszynami. Majster przyciąga do siebie Roberta i na migi pokazuje mu, co będzie robił: na kolana i czołgać się. Jak kawałek bawełny spadnie na podłogę, to wejść pod krosno i wyciągnąć. Proste, każde dziecko to potrafi.

Zobacz film: "Przekarmianie dzieci"
Praca zaczynała się bardzo wcześnie
Praca zaczynała się bardzo wcześnie

Maszyny wirują, wznoszą się, opadają tysiącem kółek i wajch. Robert sunie po podłodze. Stara się zasłonić usta dłonią, bo bawełna tak się kurzy, że ciężko oddychać. Jeśli dostanie ataku kaszlu pod krosnem, to koniec. Oczy pieką, w ustach sucho. Chwyta skrawek surowca, wycofuje się na czworakach. Udało się. Nie wciągnęły go.

Jeszcze raz. Schyla się, podnosi, czołga, chwyta, schyla się. Zaczynają go boleć plecy, każdy ruch wykonuje z trudem. Siada na chwilę, żeby odpocząć. Majstrowi zajmuje najwyżej minutę, żeby zobaczyć, że nowy się leni, i popchnąć go z powrotem do roboty. Robert wraca do zbierania. O dwunastej jest przerwa, dzieci wychodzą z sali. Powietrze ma taki piękny zapach, chleb jest taki smaczny. Po obiedzie wracają do fabryki. Robert robi to, co mu każą.

Po dwunastu godzinach czuje, że już nie wytrzyma… Kilka lat później, w 1802 roku, parlament brytyjski wprowadzi ustawę zakazującą pracy dzieci powyżej dwunastu godzin dziennie oraz w nocy. Przy okazji narzuci też obowiązek wietrzenia i sprzątania hal fabrycznych oraz uczenia małych robotników podstaw rachowania, czytania i pisania. Sir Robert Peel, pomysłodawca ustawy, szczególnie naciskał na to wietrzenie hali, bo w jego własnej fabryce większość dzieciaków poumierała na jakąś gorączkę. Pewnie od złego powietrza, w końcu kto w tych czasach nie bał się miazmatów.

3. "Wykonuj swoją pracę dobrze, a nie będziesz bity"

Jednak póki co jest dopiero rok 1799, poza tym i tak mało kto będzie przestrzegał aktu, bo parlament nie wpadł na pomysł wysłania inspektorów, którzy mogliby sprawdzić, czy przepisy nie są łamane. Mało kto właściwie wie, jak wyglądają warunki pracy w fabrykach, nawet właściciele często doglądają interesu tylko zza biurka. A więc mimo potwornego zmęczenia i przekonania, że po dwunastu godzinach nie zdoła zrobić już nic więcej, Robert pracuje trzynastą godzinę, i czternastą, i piętnastą.

Dzieci w fabrykach
Dzieci w fabrykach

Jakiś chłopak śpi na podłodze. Nie słyszy już nawet huku krosien, już ich nie słyszy. Kiedy majster pozwala wyjść, Robert ledwo się wlecze. Wszystko go boli, ale trwa to tylko kilka dni. Chyba nie myślał, że będzie zawsze zbierać strzępki bawełny? Tym zajmują się tylko najmłodsze dzieci, a on ma już siedem lat. Oswoił się już z fabryką, wie, co gdzie jest, i zna rytm pracy, więc czas na kolejne zadanie. Teraz będzie zmieniać szpule nici na maszynach. Dostaje drewniany kloc, na którym stoi, żeby dosięgnąć do przędzarki.

Zdejmuje puste szpule i zakłada te z nićmi. Maszyna jest szybka, co jakiś czas którejś szpuli Robert nie daje rady złapać. Nadzorca wrzeszczy, Robert próbuje na migi pokazać mu, że nie potrafi szybciej. Ten uderza go pięścią w głowę na tyle mocno, żeby poczuł, ale nie na tyle, żeby spadł na maszynę. Mocniej dostanie później, na przerwie. Robotnik dorzuca parę przekleństw. Jego też bili, gdy był mały, i szybko się nauczył pracować porządnie. Dzięki temu teraz ma robotę i zarabia, a jak będzie dobrze pilnował tych dzieciaków, to jeszcze długo tu zabawi. Ma normy, a zarobi tyle, ile wyrobi sam i chłopcy, których ma pod sobą.

Robert zmienia szpule i płacze. To akurat nikomu nie przeszkadza ‒ i tak huk maszyn zagłusza wszystko, więc niech sobie płacze. Trzęsą mu się ręce. Za każdym razem, gdy nie zdąży zdjąć pustej szpuli, dostaje w łeb. Po jakimś czasie dozorcy drętwieje ręka, więc leje chłopaka butem. Metoda chyba działa, bo małemu idzie coraz lepiej. Jeszcze parę tygodni i będzie można go zostawiać samego przy przędzarkach.

"Moje ciało było pokryte siniakami jak lampart łatkami" – powie Robert dziennikarzowi. W końcu czuje, że już tego nie wytrzyma, że już nie może. Na przerwie biegnie więc na skargę do pana Bakera, zarządcy fabryki. Wpada prosto do jego pokoju, zanim ktokolwiek zdąży go zatrzymać. Robert opowiada najszybciej jak może, jąka się i płacze. Pan Baker słucha do końca, po czym mówi: "wykonuj swoją pracę dobrze, a nie będziesz bity", i wskazuje dłonią drzwi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło: Powyższy tekst stanowi fragment książki Katarzyny Nowak Dzieci rewolucji przemysłowej, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

O AUTORZ

Katarzyna Nowak - laureatka konkursu „Książka historyczna nie musi być nudna” pod patronatem prof. Normana Daviesa. Autorka książki "Dzieci rewolucji przemysłowej" (Znak Horyzont 2019).

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze