"Obok krematorium miałam plac zabaw". Wspomnienia kobiety, która dorastała w Auschwitz
Jej rodzice przeszli przez KL Auschwitz-Birkenau, Pawiak, Majdanek, Ravensbrück, Buchenwald, Mauthausen-Gusen i Ebensee. Wszędzie śmierć zaglądała im w oczy. Mimo to, gdy wojna dobiegła końca zdecydowali się zamieszkać w Auschwitz. Jak wyglądało dzieciństwo ich córki, wychowanej w domu z widokiem na krematorium?
Mira i Józef Odi poznali się już po przeżyciu piekła obozów. Choć nosili w sobie piętno traumy, po wojnie zdecydowali się powrócić do miejsca niewyobrażalnej zbrodni. Józefowi zaproponowano bowiem pracę na terenie tego samego obozu śmierci, w którym nieomal zakończył życie.
Stabilne zatrudnienie i wygodne mieszkanie służbowe w czasach ogromnej niepewności i biedy? W realiach panujących bezpośrednio po wojnie trudno było odrzucić taką propozycję. Sytuacja Miry i Józefa była jednak wyjątkowa. Pierwszy, jeszcze prowizoryczny lokal, otrzymali na… bramie obozu Birkenau. W tym mieszkanku urodziła się nawet ich córka Krystyna.
Później rodzina przeniosła się do większego i wygodniejszego lokalu, mieszczącego się w dawnych budynkach biurowych SS. Tam wychowywali łącznie trójkę dzieci. Jednocześnie pomagali tworzyć miejsce pamięci o nazistowskich bestialstwach – istniejące do dzisiaj Muzeum Auschwitz-Birkenau.
1. "Bawiłam się, cieszyłam, dorastałam"
W pobliżu Miry i Józefa mieszkali inni byli więźniowie, którzy także pracowali na terenie Muzeum i Miejsca Pamięci Auschwitz. Zebrała się zatem i dość spora gromadka "auschwitzowych" dzieciaków – jak określiła to Anna Maria Odi, córka pary, która na terenie byłego obozu mieszkała od trzeciego dnia po narodzinach. Na kartach książki Niny Majewskiej-Brown Ostatnia "więźniarka" Auschwitz Anna Maria wspomina:
"Tu stawiałam pierwsze kroki, bawiłam się, cieszyłam, dorastałam. Tu zawiązałam pierwsze dziecięce przyjaźnie i przeżywałam swoje małe dramaty. To miejsce naznaczyło mnie też bliznami, także fizycznymi".
2. Naznaczona "obozowymi" bliznami
Dramatyczne wyznanie o fizycznych szramach ma bardziej przyziemne tło niż można by sądzić. Dzieciom "auschwitzowym" z wielu względów nie wolno było wchodzić na właściwy teren byłego obozu, jednak niespecjalnie chciały się trzymać tej zasady.
Któregoś dnia, gdy przeczołgiwały się pod obozowymi drutami, tak by nie zauważył ich strażnik muzealny, zdarzył się mały wypadek. Kolega nadepnął na zadrzewiały drut, pod którym akurat znajdowała się Anna Maria Odi, i metalowe kolce boleśnie ją zraniły.
To były te same druty kolczaste, które w latach funkcjonowania obozu podłączano do prądu, by utrudniać ucieczkę z piekła. Wycieńczeni i złamani psychicznie więźniowie nieraz rzucali się na nie, poszukując ukojenia w śmierci.
W domu Anna Maria początkowo nie przyznała się, skąd szramy na głowie. Kiedy wreszcie powiedziała, jak doszło do wypadku, w rany zdążyło się wdać zakażenie, przez co dziewczynka długo cierpiała z powodu gorączki.
Nawet takie wypadki nie były jednak w stanie zmienić tego, że dzieciństwo "auschwitzowych" dzieciaków upływało wesoło. Jak wspomina Odi w książce Ostatnia "więźniarka" Auschwitz:
"Dorastałam, bawiąc się na terenie obozu i tuż obok niego. Z dzieciakami z dawnego esesmańskiego bloku mieliśmy swoją paczkę i tu spędziłam najradośniejsze, beztroskie lata. Obóz stał się moim drugim domem. Byłe więźniarki, z którymi przyjaźniła się mama, stały się moimi ciociami, a ogród za krematorium placem zabaw".
3. Osłaniane przed traumą
Dzieci Miry i Józefa Odi nie zdawały sobie do końca sprawy gdzie żyją. Rodzice robili wszystko, by nie składać na ich barki całego ciężaru wiedzy o niemieckich zbrodniach. Mimo wszystko, docierały do nich echa tego, czym był kacet. Koleżanki ze szkoły nie chciały ich odwiedzać w domu, bo bały się obozowych drutów.
Także widok z okna mieszkania u niejednego wywołałby zimny dreszcz na karku. Z jednej strony bloki byłego obozu, z drugiej krematorium, a z trzeciej szubienica. Ta sama, na której 16 kwietnia 1947 roku powieszono Rudolfa Hössa.
Doświadczenia obozowe dawnych więźniów przekładały się na codzienne życie ich rodzin. Nie inaczej było w przypadku Józefa i Miry Odi. Przez to, że za drutami cierpieli koszmarny głód, w domu zawsze musiało być coś do jedzenia. Jak wspomina Anna Maria Odi w książce Ostatnia "więźniarka" Auschwitz:
"Tata świetnie gotował i chętnie karmił wszystkie okoliczne "auschwitzowe" dzieciaki. Jedna z sąsiadek nawet prosiła, żeby nie zachęcał jej syna niejadka do wspólnego dziecięcego biesiadowania, bo mały zaczął popadać w panikę, że znowu będzie musiał jeść".
4. Życiowe powołanie
Dzieciństwo spędzone w cieniu krematoryjnych kominów, na terenie byłego obozu koncentracyjnego, wcale nie odstraszyło Anny Marii od Auschwitz. Kiedy dorosła, całe swoje życie zawodowe związała z tym właśnie miejscem. Trudno się dziwić, skoro już jako kilkulatka zamiast do przedszkola chodziła z mamą do pracy i towarzyszyła jej przy oprowadzaniu grup zwiedzających.
Anna Kasperowicz – krakowska historyczka. Miłośniczka dwudziestolecia międzywojennego, kotów i dobrego rocka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl