Trwa ładowanie...

Młodość seryjnego mordercy. "Matka zawsze stawała w jego obronie, kazała reszcie dzieci mu ustępować"

Avatar placeholder
Kamil Janicki 08.05.2021 14:07
Tak zwane typy lombrozowskie. Według wpływowego włoskiego kryminologa (zm. w 1909 roku) rysom twarzy ściśle odpowiadały konkretne zwyrodnienia, choroby umysłowe
Tak zwane typy lombrozowskie. Według wpływowego włoskiego kryminologa (zm. w 1909 roku) rysom twarzy ściśle odpowiadały konkretne zwyrodnienia, choroby umysłowe (domena publiczna)

Ferdynandowi Grüningowi – jednemu z najgorszych seryjnych morderców II Rzeczpospolitej – udowodniono trzy zabójstwa dokonane na dzieciach, czwartą napaść niemal zakończoną śmiercią i gwałt na sześciolatce. Niemal na pewno miał na sumieniu znacznie więcej ofiar. Zwyrodniałe tendencje przejawiał już w młodości. Czy rodzina zrobiła cokolwiek, by go powstrzymać?

spis treści

To był taki cichy i spokojny człowiek. Ułożony, pomocny, wręcz do rany przyłóż. Nic nie wskazywało, że kotłuje się w nim jakiekolwiek zło. A już na pewno nikt nie mógł przewidzieć, czego się dopuści ani tym bardziej — zawczasu stanąć mu na drodze.

Ta sztampa jest świetnie znana od dekad, jeśli nie stuleci. Dawna prasa wprost ją uwielbiała. Zbrodniarz, który idealnie maskuje się wśród przyzwoitych ludzi, działa w zupełnej tajemnicy i uderza w najbardziej niespodziewanym momencie. Potem zaś wraca do kochającej żony, zasiada do kulturalnego podwieczorku, albo wychodzi na partyjkę brydża z kolegami z pracy. Słowem: kameleon.

Zobacz film: "Szantaż wśród nastolatków. Trwa moda na sextortion"

Trudno o lepszy materiał na sążnisty, trzymający w napięciu artykuł. Albo nawet na całą powieść w odcinkach.

Tak zwane typy lombrozowskie. Według wpływowego włoskiego kryminologa (zm. w 1909 roku) rysom twarzy ściśle odpowiadały konkretne zwyrodnienia, choroby umysłowe
Tak zwane typy lombrozowskie. Według wpływowego włoskiego kryminologa (zm. w 1909 roku) rysom twarzy ściśle odpowiadały konkretne zwyrodnienia, choroby umysłowe ((domena publiczna).)

Krewni, sąsiedzi czy znajomi najgorszych szumowin też lgnęli do sprawdzonego frazesu jak muchy do zepsutego mięsa. Idealny kamuflaż sprawcy im samym zapewniał pełne rozgrzeszenie. Jeśli zbrodniarz nie zwracał na siebie uwagi, był zwyczajny, przymilny, wręcz niewidzialny, to nikt nie mógł mieć do nich pretensji, że nie zdołali go przejrzeć na wylot.

1. Zbrodnia wyryta na twarzy

O wprost niezliczonych bohaterach afer dwudziestolecia pisano w ten właśnie sposób. Złodzieje w melonikach, malwersanci z laseczką, ewentualnie — gwałciciele i pornografiści we frakach. Ale znacznie rzadziej: zabójcy.

Przedwojenni dziennikarze znaleźli się w osobliwym klinczu. Z jednej strony pragnęli wpierać odbiorcom, że w każdym umyśle czai się zbrodnia i że nikt nie jest bezpieczny od morderczych zakusów zięcia albo sąsiada z parteru. Z drugiej - znajdowali się pod przemożnym wpływem teorii Cesarego Lombroso. Trwali w przekonaniu, że tendencja do występku musi być wyryta na twarzy. A źli ludzie są nie tylko moralnymi, ale też fizycznym zwyrodnialcami.

Sprzeczność próbowano godzić na dziwaczne sposoby, często serwując… obie odpowiedzi naraz. Tak właśnie było z Ferdynandem Grüningiem – jednym z najgorszych seryjnych morderców z czasów II Rzeczpospolitej.

2. "Stronił od kolegów"

Nikt, kto znał Ferdynanda Grüninga, nie śmiałby powiedzieć, że był spokojny lub cichy. Nikt nie spodziewał się z jego strony dobrego słowa i pomocnej dłoni. A już na pewno nikogo nie zdziwiło, gdy okazał się bezwzględnym, zwyrodniałym mordercą.

Reporterzy przyznawali to wszystko. Ale dla lepszego efektu dodali, że Grüning jednak był niepozorny, gładki i robił świetne wrażenie, które niestety szybko minęło.

"Urodził się w końcu ubiegłego stulecia, w średnio usytuowanej rodzinie palacza fabrycznego, jako drugi z kolei syn" — pisał "Głos Poranny".

Dokładna data nie jest znana, prawdopodobnie jednak na metryce widniał 1885 rok. Miejsce narodzin: miasto Łódź. Grüning miał brata oraz cztery siostry, z których "dwie umarły młodo". Uczęszczał do państwowej, a więc rosyjskiej szkoły. W domu natomiast uczył się mówić po niemiecku.

"Był grzeczny i spokojny, uważany za najzdolniejszego w rodzinie" — przekonywał dziennikarz. Może ktoś mu to przekazał, a może sam reporter dorobił dodatkowe fakty. W każdym razie utrzymywał, że sytuacja zaczęła się zmieniać.

Dorastający Ferdynand "nie lubił towarzystwa, stronił od kolegów". Z biegiem lat jego "charakter i usposobienie" tylko się pogarszały.

Ferdynand Grüning na rysunku "Głosu Porannego"
Ferdynand Grüning na rysunku "Głosu Porannego" ((domena publiczna).)

3. "Matka stawała zawsze w jego obronie"

Łatwo wpadał w furię. "Był wówczas groźny" — przekonywały po latach siostry mężczyzny. — "Zgrzytał zębami, groził biciem. Matka stawała zawsze w jego obronie, kazała reszcie dzieci ustępować mu". Sytuacja podobno jeszcze się zaostrzyła po tym, jak Ferdynand poszedł do wojska.

Powołano go do służby około 1906 roku. Wówczas już od trzech dekad w Cesarstwie Rosyjskim istniała powszechna, obowiązkowa służba. Kandydatów nie nazywano jak dawniej, "rekrutami", ale "poborowymi". A powołanie nie było już wyrokiem łamiącym życie.

Do lat 70. XIX wieku w kamasze brano na 25 lat. Potem służba została skrócona do lat 15, z tego 6 w służbie czynnej, a reszta w rezerwie. To i tak było sporo — przynajmniej z perspektywy rodzeństwa Ferdynanda.

Siostry odetchnęły z ulgą, radosne, że zdążą wyjść za mąż i założyć własne rodziny, zanim brutalny brat wróci do domu. Radość nie trwała jednak długo. Chłopak założył mundur i… zrzucił go już po dziewięciu miesiącach.

4. "Zdradzał jakieś zboczenia"

"Zwolniono go przed terminem, zdradzał bowiem podobno jakieś zboczenia" — relacjonowała prasa.

Musiało chodzić o rzecz naprawdę poważną, bo carska armia nie była znana z wyrozumiałości i indywidualnego podejścia do żołnierza. Poborowych, którzy sprawiali trudności i nie respektowali dyscypliny, nie zwalniano — ale łamano. Drogą bicia i brutalnych kar uczono ich szacunku dla przełożonych, a zwłaszcza strachu przed nimi.

Jeśli dla Grüninga zrobiono wyjątek, to widocznie w opinii dowództwa nie rodził żadnych nadziei. A przejawiane przez niego zaburzenia były tak poważne… że postanowiono usunąć go z rejestrów, zapomnieć o nim i przerzucić problem z powrotem na barki rodziny.

5. "To był niedobry człowiek"

Gazety komentowały, że Ferdynand wrócił do domu „zmieniony nie do poznania”. To były rzecz jasna słowa na wyrost. Sposób bycia mężczyzny nikogo nie zaskoczył. Nie zachowywał się inaczej, ale tylko - bardziej. Był bardziej agresywny, bardziej sadystyczny, bardziej nieludzki.

"Chodził wściekły, nie mógł sobie miejsca znaleźć, żadna praca mu nie odpowiadała — komentowano. — Z tego okresu jego życia mają wszyscy jak najgorsze wspomnienia".

"To był niedobry człowiek. Pił, a jak się upił, to się zaraz brał do kobiet — opowiadał jego starszy o pięć lat brat, August. — Jemu było wszystko jedno: stara czy młoda".

Dom robotniczy w Łodzi. Fotografia międzywojenna
Dom robotniczy w Łodzi. Fotografia międzywojenna ((domena publiczna).)

Podkreślił, że Ferdynanda nie lubił i się go bał. Najbardziej natomiast bał się o swoją żonę. I podobno właśnie ze względu na nią zupełnie zerwał kontakty z najbliższym krewniakiem. Tak samo postąpiła reszta rodzeństwa.

"Miałam w domu 10-letnią wychowanicę — wspominała siostra, Emilia. — Nie chciałam, aby się z nią stykał".

6. "Brał się do kobiet", ale "go zwolnili"

Dla każdego z Grüningów było jasne, co oznacza "branie się do kobiet" w wykonaniu Ferdynanda. Mężczyzna w pijackich widach napadał na nie i gwałcił, a przynajmniej usiłował to robić. Na ofiary upatrywał sobie zwłaszcza dziewczynki, wręcz dzieci.

Bliscy odsuwali się od niego, ale nikt nie próbował interweniować. Dopiero w 1914 roku Grüning stanął przed sądem, oskarżony o zgwałcenie na łódzkim Karolewie 6-latki nazwiskiem Jezierska. "Wybuchła wojna i go zwolnili" — wspominał August. Sprawa rozeszła się po kościach.

Rodzice sadysty najwidoczniej natomiast doszli do wniosku, że muszą w końcu pomóc zagubionemu potomkowi. Ratunek widzieli w jednym: kazali mu wziąć sobie żonę, tak by nie gwałcił dłużej obcych kobiet.

7. "Szukał ujścia dla swego temperamentu"

Ferdynand twierdził potem, że "do ożenku zmusiła go rodzina". Jego siostry opowiadały z kolei, że sam zwyrodnialec zapalił się do pomysłu. "W małżeństwie szukał ujścia dla swego temperamentu" — oznajmiły.

Pożycie Grüninga okazało się dokładnie tak krótkie i burzliwe, jak należałoby oczekiwać. Już nazajutrz po ślubie zabrakło mu pieniędzy na wódkę, więc sprzedał obrączkę i weselne ubranie.

Ferdynand Grüning pod koniec lat 30. – na fotografii wykonanej po aresztowaniu i na zdjęciu z procesu
Ferdynand Grüning pod koniec lat 30. – na fotografii wykonanej po aresztowaniu i na zdjęciu z procesu ((domena publiczna))

"Przez kilka dni nie był w domu, skarżąc się jednak rodzinie, że żona zdradza go ze znajomym sprzed ślubu" - informowały po latach gazety. Czy tak było w istocie, nie wiadomo i nie ma to żadnego znaczenia.

Na pewno nowej pani Grüning nie uprzedzono, że wychodzi za zdegenerowanego alkoholika i sadystę. Szybko zrozumiała, w jakie wpadła sidła. I miała wielkie szczęście, bo Ferdynand też wpadł - znowu w ręce policji.

8. "Jak poszedł do więzienia, to żona od niego uciekła"

"Miał rok za kradzież - opowiadał August. - Jak poszedł do więzienia, to żona od niego uciekła". Nie zdołała jednak wytrwać w tej decyzji.

Gdy Ferdynand wyszedł na wolność, w jakiś sposób przekonał połowicę, by do niego wróciła. "Nastąpiło pogodzenie - wyjaśniła zdawkowo prasa. - Wrócił do domu i żył rok z żoną. Owocem tego pożycia było dziecko, dziewczynka, która jednak szybko zmarła".

Okoliczności śmierci niemowlęcia nie są znane. Może dziecko było jedynym, co trzymało małżonków przy sobie. A może raczej to Grüning — już przed laty wykazujący się najdalej posuniętym sadyzmem, zwłaszcza względem dzieci — dopomógł córeczce w odejściu na tamten świat.

Jakkolwiek było, żona milczała. Zarazem jednak jej związek z przestępcą ostatecznie dobiegł końca. Ferdynand opuścił kobietę i "ruszył w świat".

Całą historię życia i zbrodniczej działalności Ferdynanda Grüninga poznacie dzięki książce Kamila Janickiego pt. "Seryjni Mordercy II RP" (Wydawnictwo Literackie 2020)
Całą historię życia i zbrodniczej działalności Ferdynanda Grüninga poznacie dzięki książce Kamila Janickiego pt. "Seryjni Mordercy II RP" (Wydawnictwo Literackie 2020) (WielkaHistoria)

Kamil Janicki – historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak "Damy polskiego imperium", "Pierwsze damy II Rzeczpospolitej", "Epoka milczenia" czy "Seryjni mordercy II RP". Jego najnowsza pozycja to "Damy Władysława Jagiełły" (2021).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze