Mikołajek. Wszyscy kumple Mikołajka oraz Mikołajek. Dziewczyny kontra chłopaki (recenzja)
Książki o Mikołajku zna chyba każdy, kto nie skończył swej przygody z literaturą na Przeglądzie Sportowym. Wielbiciele małego urwisa od grudnia 2009 mogli skonfrontować swoje wyobrażenie o nim z filmową wizją Laurenta Tirard. Teraz w ręce nienasyconych fanów tego Smyka oddano animowane przygody Mikołajka.
Tak, jak film fabularny stanowią one swoistą, kompilację przygód Mikołajka i jego kumpli. Trochę z jednego opowiadania trochę z innego. Efekt bardzo przyzwoity. Animacja udana. Bohaterowie generalnie przystają do wyobrażeń o ich wizerunku (no może trochę mniej niż w filmie).
Jest kolorowo, ładnie, choć (niestety) komputerowo. Dla mnie rewelacyjnym elementem są pojawiające się dość często dymki z ilustracjami w stylu, jaki znamy z książek. Wisienka na torcie.
Polski dubbing?
W sumie ok., choć niekiedy zgrzytał zbyt poważny głos. Na szczęście Mikołajek brzmi dobrze. No chyba, że ktoś dał się uwieść Maciejowi Stuhrowi, który czyta z Ojcem drugi tom Przygód. Ja się dałam.
Najgorsza jest piosenka, która pojawia się na początku każdego odcinka. Nawet mój syn stwierdził, że mogłoby jej nie być. Szybko się o niej zapomina, gdy zaczyna się pierwsza historia.
Część I, czyli Wszyscy kumple Mikołajka to 6 odcinków trwających w sumie 70 minut. Oczywiście można wybrać ulubiony.
Mamy tu historię pewnego prezentu, który miał zapewnić przychylność, grona pedagogicznego. Dowiadujemy się, że Mały Chemik nie koniecznie jest dobrym pomysłem na prezent, a Kujon wcale nie ma lekkiego życia.
Mamy szansę kibicować wyścigom kolarskim na niespotykanym poziomie, i sprawdzić jak Pan Bledurt opiekuje się dziećmi.
Czwarty odcinek pokaże rodzicom do jak dramatycznych kroków mogą posunąć się dzieci, pod presją wygórowanych ambicji rodziców. Ludwinia wytłumaczy, jak wyglądają relacje małżeńskie oraz udowodni swą wyższość na boisku.
Na końcu przekonamy się, jak wiele przeszkód na swej drodze może spotkać dziecko, które chce uszczęśliwić swą Mamę.
Część II wkracza na grząski grunt relacji damsko - męskich. Choć zaczyna się niewinnie, wymianą międzyszkolną pomiędzy Francją a Anglią. Przy jej okazji Mikołaj ma szanse zabłysnąć, jako nauczyciel języka. Następnie, pozycja Ananiasza, jako nadwornego pupila Pani, zostaje nieoczekiwanie zagrożona przez Kleofasa (?!).
Zaraz potem Mikołajek postanawia się rozchorować w dniu wolnym od zajęć. Chłopaki rozgrywają jedyny w swoim rodzaju mecz. A na urodzinach Jadwini, gospodyni z Ludwiczką, jako główną atrakcję, proponują szermierkę. King, będący bohaterem szóstego odcinka, odsłania nieznane oblicze Rosoła.
Ostatnia przygoda przeznaczona jest zdecydowanie dla młodocianych kobietek. Jadwinia zaprezentuje im, czym jest broń kobieca i jak się nią posługiwać.
Po przemyśleniu dodam, że i mamusie mogą wynieść pewną naukę z tej przypowieści. Krótko mówiąc druga cześć to kolejne, 80 minut rewelacyjnej zabawy.
Gorąco polecam.
Mikołajek i jego kumple to taka ekipa, która wzbudza same pozytywne uczucia i nostalgię za beztroskim i bardzo niewinnym dzieciństwem. Chłopaki, nawet gdy narozrabiają, to z wdziękiem. Zupełnie niechcący. Przez przypadek.
Bardzo bym chciała, żeby życie ich rówieśników w naszej rzeczywistości, wyglądało podobnie. By zamiast gry na kompie, grali w piłę i organizowali zebrania tajnego Klubu. Ach te marzenia.
Warto jednak podsuwać naszym dzieciakom takie historie, jak Przygody Mikołajka i to w każdej możliwej odsłonie.
Super by było gdyby stacje telewizyjne zaprezentowały ten cykl na dobranoc.
A w ramach zachęty: moje dzieci: syn lat 9, córka lat 4, nie dały się oderwać i obejrzały obydwie płyty ciurkiem. I wcale nie mam wyrzutów sumienia, że tyle przed ekranem siedziały. Nie martwię się również o Ich psychikę i zachowanie. Mikołajek nie może zaszkodzić.