Luśka na planecie Dziecko. Nieporadnik świadomego rodzica (recenzja)
Przeczytanie Luśki zajęło mi kilka godzin. Kilka słów o niej usiłuję napisać już trzeci dzień. Chyba oszaleję. Nieporadnik opisuję coraz bardziej nieporadnie. Co i rusz jakieś zdanie, myśl Luśki czy innych bohaterek wyciąga mnie na manowce.
Jedna uwaga urasta do strony. Każdy rozdział prowokuje do opisania jego treści. Nie wiedzieć kiedy zaczynam roztrząsać tematy diety dla ciężarnej, mody, wózków, szkół rodzenia, przeróżnych terrorów.
Mam ochotę dużą czcionką napisać TAK, DOKŁADNIE TAK!
O to w tym wszystkim chodzi. To mierzi mnie w mądrych poradnikach. To mnie właśnie irytuje w wyrastających jak grzyby po deszczu rewolucyjnych filozofiach na temat zupełnie zwyczajnych, od zarania dziejów nam towarzyszących kwestii, z planetą Dziecko związanych.
Mam ochotę wystukać tu pean dziękczynny dla pani Pauli Holtz i Jej rozmówców. Czemu? Bo głośno mówi o tym, że dajemy się łapać w pułapki marketingowe, że stajemy się zewnątrz sterowalne, że łakniemy rad jak kania dżdżu, szukamy wzoru na idealne rodzicielstwo.
Szukamy łatwych odpowiedzi i rozwiązań, gdy na teście ciążowym pojawią się dwie kreski przestajemy być samodzielne, samo decyzyjne. Jakby tego było mało cały czas żyjemy pod społeczną presją, by być super mamą. Zamiast przepięknej, choć wcale nie łatwej przygody, zamiast pełnego pasji i ekscytacji poznawania dziecka i siebie w nowej roli, szarpiemy się, zagryzamy zęby, usiłujemy za wszelka cenę wpasować się w najbardziej idealny model, jaki narzuca nam społeczeństwo.
A rodzicielstwo na tym nie polega. Więc zamiast z desperacją w oczach zwracać się ku kolejnemu „objawieniu”, zajrzyjmy w siebie, przyjrzyjmy się maleństwu i zaufajmy najbardziej pierwotnemu instynktowi. I tak uzbrojone cenzurujmy na własny użytek wszystko, co do nas mówią i piszą. Wybierajmy tylko to, co optymalne dla naszej małej, jedynej w swoim rodzaju, niepowtarzalnej rodziny.
„Luśka na planecie Dziecko” to książka dla tych, którzy dostrzegają, że prawdziwy świat, prawdziwe życie odbiega od obrazków serwowanych przez mass media. Dla tych, którzy głęboko wierzą, że bycie rodzicem to indywidualne, intymne doświadczenie każdego z nas. Niepowtarzalne, tak jak niepowtarzalni jesteśmy my i nasze dzieci. To książka dla tych, którzy chcą być samodzielni. Chcą, podążając za własną intuicją, wypracować model na bycie rodzicem.
Nieporadnik ZDECYDOWANIE trzeba przeczytać. Powiem więcej, powinna przeczytać go każda przyszła mama nim przeczyta cokolwiek innego. A później niech wraca do Luśki, systematycznie, by nie zapomnieć o właściwej perspektywie dla wszystkich nowinek, rad, metod i teorii.
A jakby było mało rewolucyjnej treści również forma jest ciekawa i nieszablonowa. Nieporadnik to prolog i 8 rozdziałów. (to akurat nie jest niespotykane). Jednak to, co każdy z rozdziałów zawiera tchnie świeżością. Mamy odrobinę beletrystyki w postaci historyjek z życia Luśki. Nieco historii w cytatach, m.in. z „Poradnika dla młodych mężatek” z 1901 (mogą zaskakiwać). Rozdział zamyka rozmowa autorki z mniej lub bardziej znanymi mamami, tatusiami.
Pani Beata Tyszkiewicz opowie jak to było kiedyś. Monika Mrozowska – Szaciłło zdradzi, czy można być w ciąży i nie jeść mięsa. Na mlecznej drodze dowiemy się, czy skoro da radę wykarmić własną piersią trojaczki musimy wbrew sobie karmić tak nasze dziecko. Pan Grzegorz Wojas, seksuolog, powie jak to jest z tą ochotą na seks w ciąży. A dr n. med. Dariusz Boruczkowski zdradzi tajemnice komórek macierzystych. Wszystko to i wiele więcej w ładnej oprawie, prostych zabawnych ilustracji Daniela Kalińskiego.
Jest jeszcze coś. Sponsorzy książki nie kryją się, by wyzierać ukradkiem spomiędzy wierszy. Widać ich wyraźnie, a Pani Paulina z Luśką jasno mówią, czemu wybrały właśnie ich. A ja wyjątkowo nawet nie mam ochoty zastanawiać się, czy to przekonanie jest natury duchowej czy materialnej.
Pewnie dlatego, że nikt nie usiłuje mnie przekonać na siłę – tylko ta marka da szczęcie Tobie i dziecku. Po prawdzie, ta wysoka półka, z której wzięto sponsorów, nieco ogranicza moje zainteresowanie tym, co proponują; nie ten próg podatkowy.
A gdy o finansach mówimy, jedna z bohaterek oświadcza, iż bardzo się cieszy, że jej macierzyństwo przypadło na biedny studencki czas, dzięki temu udało się jej uniknąć gadżetomanii. (Ale to temat na inną okazję).Teraz z niecierpliwością czekam na część drugą zmagań Luśki.