Justyna Żyła: Mam teraz większy dystans
Świat dowiedział się o niej niedawno i to za sprawą rozwodu ze sławnym mężem. Ona wciąż nie do końca rozumie dlaczego w internecie wylewa się na nią pomyje. A wytyka się jej wszystko - od źle dobranego biustonosza, po pieprzyk na twarzy. Nie zamierza jednak zniknąć i na pewno usłyszymy o niej jeszcze nie raz. Justyna Żyła dla WP parenting opowiedziała o dzieciach, rozwodzie i hejcie w sieci.
Katarzyna Krupka, WP parenting.pl: Urodziłaś bardzo wcześnie. Pierwsza ciąża była zaskoczeniem czy to planowaliście?
Justyna Żyła: Wszyscy myślą, że to była wpadka, a my to z Piotrkiem planowaliśmy. O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się w swoje osiemnaste urodziny. Wzięliśmy ślub nie ze względu na ciążę, ale już od dawna chcieliśmy go wziąć. Wtedy nam się wydawało, że jesteśmy na to gotowi, że jesteśmy na tyle odpowiedzialni żeby to udźwignąć. Żeby zbudować i utrzymać rodzinę.
Mój organizm bardzo odczuł ciążę. Przytyłam 20 kg w ciąży z Kubą i pojawiły się problemy z kręgosłupem. Musiałam pozbyć się tych nadprogramowych kilogramów. Udało się, bo dzieci to taka darmowa siłownia. Przy nich nie da się nie ruszać.
Muszę się przyznać, że bardzo panikowałam na początku. Byłam chyba najbardziej zwariowaną, przestraszoną i zakręconą matką na świecie wtedy. Z każdą drobną krostką, kaszlem czy kichnięciem dzwoniłam od razu po poradę do babci, mamy czy kuzynki, która pracuje w przychodni. Bałam się – byłam młoda. Pomagałam wcześniej opiekować się innymi dzieciakami z naszej rodziny, ale to nie było to samo. Wraz z urodzeniem dziecka zmienia się wszystko.
Z drugą ciążą było już łatwiej?
Między Kubusiem a Karolinką jest dokładnie 5 lat i 5 dni różnicy. Kuba bardzo nie chciał żeby jego siostra pojawiła się na świecie w jego urodziny. Dosyć długo staraliśmy się o Karolinkę, nie było mi łatwo zajść drugi raz w ciążę. Skończyłam wtedy 23 lata. Miałam znacznie więcej problemów. Pojawiły się kłopoty z donoszeniem, ciąża musiała być podtrzymywana. Karolcia miała urodzić się malutka, a ważyła prawie 4 kilogramy. Teraz wygląda jak mały Piotrek. Jest taka śmieszna jeszcze bez wszystkich zębów.
Jakie są twoje dzieci? Co odziedziczyły po tobie a co po tacie?
One są mieszanką charakterów. Są uparte, tak jak ja i Piotrek – obydwoje tacy jesteśmy. Kuba jest trochę takim leniuszkiem i taki był od urodzenia. Jest bardzo inteligentny i już dzisiaj wiem, że on krzywdy sobie w życiu nie da zrobić. Obecnie ma taki etap, że się obraził trochę na szkołę, ale dla mnie wykształcenie dzieci jest bardzo ważne. Swoje muszą umieć! Zarówno Karolcia, jak i Kuba trenują skoki. Kuba już 4 lata, Karolinę wyślę znowu zimą, nie ma jeszcze takich mocnych nóg, a teraz się trudno hamuje i bałam się, że nie utrzyma równowagi. Ona też jest uparta, jak jej rodzice. Jest takim żartownisiem – to ma z Piotrka. Jest szybka i energiczna.
Masz wobec nich już jakieś plany na przyszłość?
Kiedy pytam Kubę: ‘’Co ty będziesz robił, jak się nie będziesz uczył? Przecież nie znajdziesz dobrej pracy, nie pójdziesz na studia”, odpowiada mi, że będzie skoczkiem. Z kolei Karolina chce być kosmetyczką. Oni już wiedzą, co chcą robić (śmiech), ale to jeszcze się zmieni milion razy. Najważniejsze jest dla mnie, żeby robili to, co ich uszczęśliwia.
Jaką jesteś mamą?
Jestem mamą, która i wymaga i krzyknie kiedy trzeba, ale też wie kiedy pochwalić i kiedy przytulić. Czasami dzieci trzeba oszukać, ale tylko w dobrej sprawie. Uczę je, że kłamstwo ma krótkie nogi. Staram się im przekazywać zasady kultury osobistej, szacunku dla drugiej osoby, dla osób starszych. Chcę żeby nie wstydzili się mówić ‘’kocham cię”. Ciągle im też to powtarzam, to dla mnie bardzo ważne, bo mi tego w dzieciństwie trochę brakowało. Staram się z nimi jak najwięcej rozmawiać, tłumaczyć.
A jak wytłumaczyłaś im rozwód?
Ja zawsze musiałam być mamą i tatą jednocześnie. Ludzie nie rozumieją, co to znaczy być żoną sportowca. Nie tylko żona inaczej w takiej rodzinie funkcjonuje, ale i dzieci. Życie sportowca to życie na walizkach – puchary, treningi, zgrupowania… To sprawiło, że moim dzieciom było trochę łatwiej. Karolina jest jeszcze za mała by wszystko zrozumieć, Kuba jest bardziej świadomy, ale na razie jest wszystko dobrze.
Myślisz, że kiedyś matkom było łatwiej czy ciężej?
Kiedyś nie trzeba było wyganiać dzieci z domu na podwórko, było wręcz przeciwnie – trzeba było je z tego dworu na siłę ściągać. Teraz jest odwrotnie. Wiadomo, że technologie nam rodzicom to trochę utrudniają, ale ja na przykład ograniczam korzystanie z komputera czy oglądanie telewizji w weekend żeby się uczyli.
Twoje dzieci mają już telefony komórkowe i dostęp do internetu?
Mają, to jest teraz nieuniknione. Nie zabronię im tego. Kuba szuka rzeczy potrzebnych mu do nauki, a Karolcia gra w swoje gry. Poza tym ja mogę mieć z nimi stały kontakt, gdy wyjeżdżam, np. tak jak teraz do Warszawy, czy kiedy oni wyjeżdżają, np. na obóz sportowy.
Kontrolujesz to, co dzieci oglądają w sieci?
Tak – kontroluję, bo tych złych rzeczy w internecie jest naprawdę dużo. Mamy do siebie zaufanie, ale sprawdzam im np. historię wyszukiwania. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Znajdujesz w tej historii wyszukiwania siebie lub swojego męża? Kuba czasami sprawdza wyniki, ale jego interesują inne rzeczy – dorasta, ma mnóstwo ważniejszych spraw na głowie. Może gdybyśmy mieszkali tutaj w Warszawie, to podejście byłoby trochę inne, ale uwierz mi - my w Wiśle naprawdę żyjemy sobie spokojnie, nikt nie zwraca na nas zbytniej uwagi. Trzeba trochę kontrolować co czytają, bo na nasz temat też pojawia się dużo złego. Kontrola podstawą zaufania – trochę żartuję, ale trochę tak jest.
A ty jesteś odporna na hejt w sieci?
Jak ktoś mnie wkurzy, albo coś głupiego powie, to mam ochotę coś powiedzieć, ale teraz nie powiem, bo znowu coś zostanie wyrwane z kontekstu (śmiech) - tak jak zdjęcie z pieprzykiem, po którego publikacji wyszło, że chwalę się pryszczem. Wiesz jak to jest - z jednego wywiadu, ktoś wybierze to, co chce, dopisze coś sobie – przecież wiesz, jak to działa. To mnie wkurza. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, po co i dlaczego wszyscy nagle zaczęli o mnie pisać. Dlaczego Justyna Żyła nagle wyskakuje z lodówki. Dla mnie to było duże zaskoczenie. Potem jak zaczęli na mnie wylewać pomyje, albo pisać zmyślone informacje, to mnie to bolało, bo jestem wrażliwą osobą. Dużo rzeczy mnie dotyka i siedzi we mnie i też dlatego czasami wycofuję się z niektórych decyzji, bo się boję, że znowu kto skrzywdzi mnie albo moje dzieci.
Czytasz o informacje o sobie?
Czasami ktoś mi wyśle link, ale trochę nie wiem po co. Głupia sprawa – z tym stanikiem na ściance – to co miałam przyjść bez? To wtedy by mieli używanie! Śmiałam się z tego. Nie jestem salonową lwicą, ale mam do siebie dystans i potrafię się sama z siebie śmiać. Trudno – mleko się wylało. A z tym pieprzykiem, to jaja sobie robiłyśmy. Boże! Dobrze, że nie wrzuciłam, jak śpiewam! To byłby hit! Mój Instagram jest moją własnością – osiem miesięcy temu wylałam swoje żale. Każdy to robi. Jestem emocjonalną kobietą i wkurzają mnie pewne rzeczy i mam prawo o nich mówić – jak każda kobieta. Ja gratuluję tym, które potrafią nad wszystkim w życiu panować, unieść się dumą i honorem i udawać, że się nic nie stało – ja taka nie jestem. Ok, to było mądre, albo mniej mądre, ale to była chwila. Stało się. Tyle.
Rozwód zmienił twoje życie?
Ja od zawsze zajmowałam się domem i dzieciakami. Mam teraz jednak więcej obowiązków takich typowo męskich i trochę nie mam na to czasu. Praca, projekt UwaŻyła, dzieci – kiedy na to wszystko znaleźć czas? Stało się to, co się stało. Rozwód dał mi większą pewność siebie. Wiem już teraz, że nie warto się załamywać, leżeć i płakać cały dzień. Chociaż ludzie tego ode mnie oczekiwali. Zarzucali mi, że zamiast rozpaczać, mam zrobiony makijaż, jestem ładnie ubrana. Mam teraz większy dystans, inaczej patrzę na niektóre sprawy, które kiedyś, by mnie dotknęły.
Staramy się dzielić opieką. Wiadomo, jak to wygląda, gdy ojciec większość czasu jest poza miastem, w którym mieszkają dzieci – jest po prostu trudniej. Bywa różnie. Mam nadzieję, że to się unormuje, że będzie jeszcze lepiej, że dostanę więcej pomocy od Piotrka przy dzieciach, ale na razie dajemy radę.
Co dalej?
Na pewno nie zatrzymam się tylko na gotowaniu, nie zostanę tylko przy garach i nie chcę zagrozić pani Ewie Wachowicz – te informacje medialne są kompletnie wyssane z palca. To bicie piany. Kolejne projekty będą pokazywały mnie po prostu jako osobę. Chcę udowodnić, że mam dystans do siebie i poczucie humoru, jestem normalną babką. Wiem, że zawsze będę już kojarzona z Piotrkiem, ale mam też swoją wartość. Nie jestem już tylko żoną. Kobiety są silne chociaż nie zdają sobie z tego sprawy i rezygnują z realizacji swoich marzeń - ja nie zamierzam.