Czy miłości trzeba się uczyć? O więzi rodzic-dziecko
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” – powiedział Lis do Małego Księcia. Oswoić znaczy kochać. A kochać znaczy być odpowiedzialnym. Tak często rozumiemy przesłanie ulubionego książkowego bohatera dzieci i dorosłych. Dla mnie to motto jest przesłaniem miłości rodzicielskiej. Miłości, która wcale nie jest łatwa, a na pewno staje się głównym napędem rozwoju dziecka.
W psychologii o miłości rodziców do dzieci i dzieci do rodziców mówi się, opisując rodzącą się między nimi więź. U większości matek tworzy się ona już w okresie płodowym dzięki hormonowi oksytocyny, który jest wydzielany w trakcie ciąży.
Już po urodzeniu dziecka ten tzw. hormon miłości wyzwala się przy niemal każdym kontakcie z dzieckiem, pogłębiając więź z nim. Ojcowie mają trudniejsze zadanie, bo ich relacja z dzieckiem pojawia się 9 miesięcy później niż u matek, a kontakt z dzieckiem przez pierwsze miesiące jest skoncentrowany głównie wokół czynności, które przejmuje mama. Zaangażowani tatusiowe instynktownie szukają jednak przestrzeni dla siebie, bo rozumieją, że wieź z dzieckiem tworzy się od urodzenia i tylko dzięki czasowi spędzanemu razem.
W pierwszych miesiącach i latach życia dziecko potrzebuje, by rodzic po prostu był obecny. Dla poprzednich pokoleń to było instynktownie zrozumiałe, dziś czasami musimy o tym przypomnieć zabieganym, ambitnym rodzicom, których funkcje przejmują babcie, nianie i instytucje. Potrzeby samorealizacji i rozwoju rodziców są jednak zrozumiałe – budują u nich pozytywny nastrój i motywację, co w konsekwencji ma przecież wpływ także na dziecko. Jednak nic nie jest w stanie zastąpić obecności rodzica, bo miłość rozwija się tylko we wzajemnym kontakcie.
Dzieci, które czują się kochane przez swoich rodziców i odczuwają ich opiekę, szybciej rozwijają się motorycznie, poznawczo i emocjonalnie. Miłość rodziców staje się dla nich siłą napędową do poznawania świata, do radości i daje odwagę pozwalającą podejmować nowe wyzwania. Te pierwsze doświadczenia w budowaniu relacji stają się w późniejszym życiu podstawą zdrowia emocjonalnego i silnym wzorem dorosłych związków.
Największym darem, jaki my – rodzice – możemy dać swojemu dziecku, jest bezwarunkowa miłość. Tylko dorosły obdarzony w dzieciństwie taką miłością ma w sobie dość siły, by zmierzyć się z nieuniknionymi kryzysami dorosłego życia.
Ania, lat 27: Moja mama zawsze się spieszyła, ojciec pracował bez przerwy. Mam wrażenie, że cały czas na nich czekałam. Pamiętam tysiące chwil, gdy mama obiecuje, że wróci wcześniej, a ja zasypiam na kanapie w ubraniu, bo za nic w świecie nie chcę pozwolić babci przebrać się w pidżamę. Gdy ktoś mnie pyta dziś, co to znaczy kochać, to odpowiadam: być.
Krzysztof, lat 30: Do 8 roku życia myślałem, że moi rodzice się kochają. Nic nie wskazywało na to, że mają kryzys. Wyjeżdżaliśmy razem na wycieczki, słuchaliśmy muzyki, wszystkie wolne chwile spędzaliśmy razem. Pewnego dnia tata się wyprowadził. Po prostu się zakochał. Mama kompletnie się załamała i długo nasze życie zbieraliśmy do kupy. Pytasz, co to miłość? Dla mnie to: odpowiedzialność.
Kasia, lat 34: Pamiętam tysiące dobrych chwil i moich rodziców razem. Koleżanki zazdrościły mi, że mamy taką fajną rodzinę, a ja nie rozumiałam, czym się tak zachwycają. Dla mnie rodzina razem to normalność. Miłość? Miłość to wszystko.
Warto także pomyśleć o przyszłości dziecka. Dowiedz się więcej, jak to zrobić.