Mama zza oceanu
Macierzyństwo jest czymś uniwersalnym, nie zna granic administracyjnych. O ile jednak każdy kraj ma swoją kulturę i tradycję, o tyle też różni się podejście określonych narodowości do kwestii rodziny. Na ten temat rozmawiamy z Anną Gretkowską, mamą 4-letniej Victorii, która od 5 lat mieszka na Florydzie.
WP parenting: Prowadzisz dwa niezwykle popularne vlogi, w wirtualnym świecie znana jesteś jako TheKretka. Kiedy znajdujesz czas na nagrywanie filmów?
Anna Gretkowska: Organizuję swoją pracę w taki sposób, by moja rodzina na tym nie cierpiała. Najczęściej więc nagrywam, gdy córeczka śpi. Mogę się wówczas skupić i dobrze zrealizować film.
Pytam, bo mamy w Polsce mają z tym często problem. Narzekamy na brak czasu, złą organizację, brak pomocy...
Wszystko zależy od człowieka, i tu miejsce zamieszkania chyba nie ma znaczenia. W Stanach Zjednoczonych dzieci są czymś naturalnym, nikomu nie przeszkadzają. Podejście do rodzicielstwa jest tu zdrowe, bardzo wyważone. Z dziećmi spędza się dużo czasu.
Nikt nie wyrzuca matki z dzieckiem z kawiarni?
Nie, z pewnością nie. Gdy udaję się z koleżankami na kawę, zabieram ze sobą Victorię, bo wiem, że będzie mieć towarzystwo i z pewnością spędzi czas na dobrej zabawie.
Nie ma też problemu, żebym sama poszła na zakupy, bo w Ameryce w wychowanie dziecka mocno angażują się tatusiowie.
A czy pracodawcy też z takim optymizmem patrzą na kwestię rodzicielstwa? Rozumiesz, o co pytam? Urlop macierzyński, zwolnienia lekarskie...
W Stanach Zjednoczonych mama wraca do pracy stosunkowo szybko, bo urlop macierzyński trwa tylko 3 miesiące, i to jedynie w niektórych korporacjach.
Oczywiście, rodzic ma prawo zostać z dzieckiem w domu, ale nie uzyskuje za to wynagrodzenia. Niemniej pracodawcy przychylnie patrzą na rodziców małych dzieci.
Jest wiele udogodnień – do dyspozycji są żłobki, przedszkola, nianie. Szefowie w większości nie widzą problemu, gdy trzeba szybciej wyjść z pracy, żeby przejąć opiekę nad dzieckiem lub gdy ono zachoruje.
Amerykanie są bardzo prorodzinni. Rodziny z dziećmi płacą mniejsze podatki, rachunki. Powiem może niezręcznie, ale tu rodzinę opłaca się mieć.
Wydaje się zresztą, że to dla nich naturalna kolej rzeczy. Tu nie ma miejsca na wielkie plany, oczekiwanie. Między kolejnymi potomkami często jest mała różnica wieku.
A jak wygląda opieka nad kobietą ciężarną?
Jest przede wszystkim bardzo profesjonalna. Mam niedoczynność tarczycy, więc wymagałam specjalistycznej opieki. Skierowano mnie do odpowiedniej kliniki, która zajmowała się takimi przypadkami.
To kosztuje, ale państwo amerykańskie bardzo pomaga, pokrywając część wydatków. Dotyczy to również obcokrajowców, zwłaszcza przebywających w Stanach Zjednoczonych legalnie.
Nie zapominajmy, że miałam urodzić nowego obywatela Ameryki. A zatem opieka była na bardzo wysokim poziomie.
A jak wspominasz sam poród?
Dobrze, tu raczej nie słyszy się o żadnych traumatycznych przeżyciach na salach porodowych. Istnieje taki pogląd, że Amerykanki rozwiązują ciążę operacyjnie, ja chyba jednak mogę tę teorię podważyć.
Wśród moich znajomych byłam jedyną kobietą, która urodziła dziecko przez cesarskie cięcie. W moim przypadku córeczka owinęła się pępowiną i lekarze zdecydowali się natychmiast rozpocząć zabieg. Tu nikt nie czeka na cud. Gdy pojawi się choć mały problem zdrowotny, lekarze działają.
A czy w Stanach Zjednoczonych popularne, a przy tym zalecane jest karmienie piersią?
Zalecane z pewnością jest, ale niewiele Amerykanek decyduje się karmić naturalnie. Gdy poinformowałam personel szpitala, że chcę karmić córkę piersią, niemal od razu odwiedził mnie doradca laktacyjny.
Miałam również specjalną dietę. Posiłki wybierałam ze specjalnie opracowanej karty dań, a zamówienie składałam telefonicznie.
Jak w dobrym hotelu!
Tak właśnie wyglądają tamtejsze szpitale. Sale do porodu są bardzo przytulne, zapewniają intymność. Po porodzie spędziliśmy w klinice pięć dni.
W tym czasie miałam do dyspozycji osobny pokój z łazienką i telewizorem. I najważniejsze – stało w nim łóżko zarówno dla mnie, jak i dla męża. I oczywiście łóżeczko dla Victorii.
Anna Gretkowska to kobieta pełna radości i optymizmu. Podróżuje po Ameryce, cieszy się macierzyńswem i spełnia swoje pasje. Na portalach społecznościowych śledzi ją tysiące osób. Jej historia wpisuje się w ramy "american dream".
Państwo amerykańskie sprzyja rodzinom, a ta dla samych Amerykanów jest najwyższą wartością. Bycie mamą nie wiąże się z koniecznością porzucenia pracy zawodowej, wręcz przeciwnie – na przykładzie naszej bohaterki wydaje się, że posiadanie dziecka dodaje skrzydeł.