W Polsce mamy prawie 2 tys. takich dzieci. "To sytuacja absurdalnie krytyczna"
Blisko 1900 dzieci czeka obecnie w domach rodzinnych na zabezpieczenie w pieczy zastępczej. - Doszło do tego, że "kolorujemy" dzieci pod kątem tego, w jak bardzo niebezpiecznej dla nich sytuacji się znajdują - mówi Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu. - Mówi się o kryzysie pieczy zastępczej, a tak naprawdę jest to kryzys zarządzania pieczą, który ciągnie się latami - podkreśla w rozmowie z WP Parenting posłanka KO Monika Rosa.
W tym artykule:
"Doszło do tego, że 'kolorujemy' dzieci"
Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na koniec 2024 roku w kolejce do rodziny zastępczej lub placówki opiekuńczo-wychowawczej czekało aż 1890 dzieci. Dla porównania: trzy lata wcześniej, w 2021 roku, było ich 500, a więc ponad trzykrotnie mniej.
Dzieci czekają na przejęcie do pieczy w swoich domach rodzinnych, nierzadko narażone na krzywdę ze strony najbliższych im osób, pozbawione wsparcia i bezpieczeństwa. Każdy przypadek to jednak inna historia, w którą, poza dzieckiem, uwikłani są także jego rodzice, ich partnerzy, ale też placówki, na przykład szkoły, które sygnalizują, że w danej rodzinie źle się dzieje.
Jak zapewniają przedstawiciele ośrodków pomocy, w pierwszej kolejności do pieczy przyjmowani są ci małoletni, którzy wymagają najpilniejszej interwencji.
Rodziny zastępcze [Kontrowersje]
- Analizujemy każdą sytuację. Doszło do tego, że "kolorujemy" dzieci pod kątem tego, w jak bardzo niebezpiecznej dla nich sytuacji się znajdują. Niestety, jest na tyle źle, że te, które umownie oznaczamy na "czerwono", musimy jeszcze rozdzielać na te, które, mówiąc obrazowo, już się "świecą" na czerwono, a także te, które są jeszcze "żółte". Rodzina w miarę dobrze funkcjonuje, nie ma zagrożenia zdrowia bądź życia i przy których możemy zastosować stały nadzór pracownika socjalnego i asystenta rodziny, choć sąd wydał postanowienie o przeniesieniu dziecka do pieczy - wyjaśnia w rozmowie z WP Parenting Anna Krakowska, dyrektorka MOPR w Poznaniu.
Zgodnie z informacjami przekazanymi nam przez miejskie ośrodki pomocy we Wrocławiu jest obecnie 25 takich niezrealizowanych postanowień, w Poznaniu ok. 90, a w Warszawie - 81. Według danych Fundacji Dobrych Inicjatyw najgorsza sytuacja panuje w województwach: śląskim, mazowieckim oraz pomorskim. Z braku innych możliwości pracownicy ośrodków w pierwszej kolejności zabezpieczają dzieci, które najpilniej, ich zdaniem, wymagają pomocy.
- W najtrudniejszych przypadkach działamy interwencyjnie, czyli jeśli dostajemy telefon z policji, że w danym domu rodzice są pod wpływem alkoholu i trzeba zabezpieczyć dzieci, szukamy dla nich miejsca od ręki. Umieszczamy je ponad obowiązujący limit miejsc w placówkach opiekuńczo-wychowawczych lub prosimy rodziny zastępcze, by okresowo przyjęli kolejne dziecko, oferując im przy tym dodatkowe wsparcie - komentuje dla WP Parenting Agnieszka Oracz-Zawistowska, zastępczyni dyrektora Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie.
Dzieci, które w ocenie kuratora i asystenta rodziny, nie znajdują się w wyjątkowo dramatycznej sytuacji, muszą czekać. Jak długo? Średniej nie ma: od kilku tygodni do nawet kilku lat.
- Nie działamy według kolejności przekazania postanowienia przez sąd, tylko według ryzyka, które szacujemy w oparciu o wiedzę naszych pracowników. Priorytetem są dla nas np. maluchy, które są jeszcze na tyle małe, że nie chodzą do żłobka ani przedszkola, a ich jedynym środowiskiem jest to biologiczne - podkreśla Anna Krakowska.
Rodziny biorą się w garść
Historie dzieci oczekujące miesiącami lub latami na przyjęcie do pieczy są bardzo różnorodne. Ich wspólnym mianownikiem najczęściej są życiowa nieporadność rodziców, ich nałogi i zaniedbywanie dzieci, ale też trudności ze zdrowiem psychicznym.
Od lutego 2025 roku w Poznaniu na zabezpieczenie w pieczy czeka np. pierwszoklasista Julek. Chłopiec ma problemy z wypróżnianiem i wymaga odpowiedniej diety, której jego rodzice nie przestrzegają, bagatelizując jego kłopoty zdrowotne. Nieporadni życiowo nie zapewniają dziecku odpowiednich warunków, odmawiając przy tym współpracy z MOPR.
Znacznie dłużej, bo od października 2023 roku, na bezpieczny dom czeka kilkuletni Dawid. Mama wypisała go z przedszkola argumentując, że był w nim nieposłuszny. Żyją wraz z jej partnerem, który nadużywa alkoholu i stosuje przemoc. W domu dochodzi do awantur, podczas których kobieta wyrzuca go z domu, a niedługo później przyjmuje z powrotem. Asystenta rodziny oszukuje, że definitywnie się rozstali. Dawid wychodzi z domu bez nadzoru, nie ma zapewnionej opieki. U jego starszych braci obserwuje się już objawy demoralizacji.
Zdarzają się jednak także sytuacje, w których przejęcie dziecka do pieczy jest niemożliwe z powodu jego ucieczki. Tak jest m.in. we Wrocławiu, gdzie sąd wydał postanowienie dotyczące 16-latka, który miał przebywać w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym.
Nie wszystkie historie kończą się odebraniem dziecka. Widmo jego utraty w niektórych przypadkach sprawia, że rodziny "biorą się w garść" i zaczynają pracę nas sobą.
- Jeśli widzimy, że rodzina zaczęła działać, w domu lepiej się dzieje, piszemy do sądu pismo z prośbą o uchylenie postanowienia. Jednak cały czas pracujemy z takimi rodzinami, wspieramy je - podkreśla Oracz-Zawistowska.
- Bywa także, że wpływa postanowienie i nagle okazuje się, że babcia czy ciocia danego dziecka zgłasza się do sądu z wnioskiem o ustanowienie jej rodziną zastępczą i sąd powierza jej opiekę - dodaje.
Zdaniem zastępczyni dyrektora WCPR zauważalny jest także wzrost zawiadomień z placówek edukacyjnych, nierzadko niemających pokrycia w rzeczywistości.
- W zeszłym tygodniu mieliśmy taką sytuację: dziewczynka zgłosiła w szkole, że tata stosuje przemoc. Automatycznie placówka wezwała więc policję, by podjąć interwencję i zabezpieczyć dziecko poza rodziną. Okazało się jednak, że rodzina ma od lat kuratorkę, która przyznała, że ta 14-latka ma swoje trudności, a przemoc w rodzinie nie występuje - wspomina.
Monika Rosa: Mamy kryzys zarządzania pieczą
Mimo niżu demograficznego z roku na rok coraz więcej dzieci trafia w Polsce do pieczy zastępczej: w 2022 roku mieściła ona w sumie prawie 73 tys. małoletnich, rok później - ponad 75 tys., a w 2024 roku - dokładnie 77,3 tys. Coraz więcej potrzebujących dzieci wiąże się jednak z coraz większą liczbą miejsc w pieczy, których od lat brakuje. Z czego wynika tak zła i z roku na rok pogłębiająca się sytuacja?
- Mówi się o kryzysie pieczy zastępczej, a tak naprawdę jest to kryzys zarządzania pieczą, który ciągnie się latami. Jego efektem jest to, że brakuje rodzin zastępczych. Ma to związek także z tym, jak działają powiaty: jedne oferują rodzinom wsparcie, a inne - zupełnie nie, a wręcz zniechęcają do zostania rodziną zastępczą. To zarządzanie pieczą przez powiaty to więc ogromne wyzwanie. Drugim jest kwestia finansowa, czyli wynagrodzenie rodzin - podkreśla dla WP Parenting posłanka Monika Rosa, przewodnicząca Komisji do Spraw Dzieci i Młodzieży.
Ministerstwo Rodziny dostrzega istniejące problemy i planuje wprowadzenie zmian. W ciągu najbliższych miesięcy zamierza przedstawić konkretne propozycje legislacyjne dotyczące reformy systemu pieczy zastępczej, uwzględniające sugestie ekspertów oraz organizacji pozarządowych. Jedną z nich ma być przywrócenie pierwotnej idei asystenta rodziny pracującego z rodziną w kryzysie.
- Według mnie w przepisach powinna pojawić się zmiana polegająca na tym, że najpierw wykorzystujemy te narzędzia, które mamy w środowisku rodzinnym (kurator, asystent rodzinny, pracownik socjalny). Postanowienie o zabezpieczeniu w postaci pieczy zastępczej powinno być ostatecznością. Tymczasem mamy rodziny, o których dowiadujemy się dopiero z postanowień - wcześniej nie wiedzieliśmy, że źle się u nich dzieje. Gdybyśmy mieli takie sygnały, moglibyśmy taką rodzinę wesprzeć - podkreśla Krakowska.
Ekspertka dodaje, że być może, w obliczu dzisiejszych problemów, czas odczarować placówki opiekuńczo-wychowawcze.
- Jestem zwolenniczką rodzinnej pieczy, ale skoro rodzin brakuje, powinien nastąpić rozwój instytucjonalnej opieki, by było łatwiej znaleźć dla dzieci bezpieczne miejsce. W Poznaniu otworzyliśmy rodzinny dom dziecka prowadzony przez organizację pozarządową. Ma osiem miejsc. Trudno jest obecnie otworzyć placówkę opiekuńczo-wychowawczą - przepisy mówią, że jest to możliwe w szczególnej sytuacji. Teraz się właśnie w takiej znajdujemy - mówi Krakowska.
Brak rodzin zastępczych to jedno. Jak zauważa zastępczyni dyrektora WCPR, większość tych, które się zgłaszają, są chętne przyjąć tylko jedno dziecko.
- Rzadko przyjmują dwoje czy troje dzieci. Nie pamiętam też, żeby zgłosiła się do nas rodzina, która jeszcze nie miała dzieci, a chciała zostać rodziną zastępczą zawodową. Zwykle jest to proces - zauważa.
- W zeszłym roku powstało u nas sześć rodzin zastępczych zawodowych. W tym, jak dotąd, nie zgłosiła się dotąd ani jedna. Za to dwie odeszły na emeryturę - dodaje Krakowska.
- Powinno być więcej rodzin zastępczych specjalistycznych, bo teraz jest tak, że dzieci ze szczególnymi potrzebami czy niepełnosprawnościami trafiają często do DPS-ów czy ZOL-ów. Ustawa, nad którą trwają prace w Ministerstwie Rodziny, ma zmienić kwestie finansowania w zakresie wsparcia rodzin zastępczych. To jednak proces, który trwa - wyjaśnia Rosa.
Posłanka KO dodaje, że w kwestię poprawy sytuacji w pieczy potrzeba zaangażowania kilku resortów.
- To nie tylko samorządy i finansowanie, ale też kwestia ochrony zdrowia (by zapewnić rodzinom zastępczym dostęp do specjalistów), a także sądownictwo. Postępowania w sądach rodzinnych trwają naprawdę długo - w efekcie są sytuacje, że dziecko jest w pieczy, ale to rodzice biologiczni decydują np. o jego leczeniu. Poza tym dziecko w pieczy powinno być krótko, ale ze względu na liczne trudności większość przebywa w niej wiele lat - zauważa.
- Pracujemy nad tym, by stworzyć brzegowe warunki ustawy i poprawić sytuację w pieczy. To są duże zmiany systemowe, które nie zadzieją się z miesiąca na miesiąc. Jestem jednak przekonana, że idziemy w dobrym kierunku - podkreśla Monika Rosa.
- Musimy szukać wspólnej platformy debaty, której celem jest dobro dziecka, bo obecnie jest taki kryzys, że za moment, mówiąc kolokwialnie, wszyscy się pokłócimy, bo szukamy winnych tej sytuacji. A ja jestem przekonana, że całe środowisko robi wszystko, by dzieciom pomóc. I nie ma nic gorszego niż sytuacja, kiedy maluch potrzebuje wsparcia, nie umie tego nawet wyartykułować, a my nie możemy mu go dać. To sytuacja absurdalnie krytyczna dla mnie nie tylko jako dyrektorki MOPR-u, ale po prostu jako osoby, która ma serce i swoją wrażliwość - kończy Krakowska.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski