"To był impuls". Mówi, dlaczego oddała córkę. Ojciec ma inne zdanie
Roczna Sara trafiła do okna życia w Gdańsku 1 grudnia. Umieściła ją tam matka. Teraz twierdzi, że żałuje. - Przeszłam załamanie nerwowe, mąż znęcał się nad nami psychicznie i fizycznie - twierdzi kobieta w rozmowie z "Faktem". Jej relacja jest zupełnie inna niż Marcina, ojca dziewczynki. - Ona mnie niszczyła - mówi.
1. Ojciec próbuje odzyskać córkę
Gdy wieczorem 1 grudnia w Domu Samotnej Matki w Gdańsku rozległ się alarm, zakonnice wiedziały, że oznacza to jedno: ktoś otworzył drzwiczki znajdującego się tam okna życia. W środku znalazły duże, kilkunastomiesięczne niemowlę. Zdrową dziewczynkę, przy której nie zostawiono żadnego listu, nazwały Helenka. Dziecko trafiło do rodziny zastępczej.
Może się wydawać, że to historia jakich wiele - podobnych mieliśmy w Polsce od 18 lat działalności okien życia około 160, bo tyle dzieci w nich zostawionych udało się uratować. Tymczasem w tym konkretnym przypadku sprawa zyskała nowy obrót: po dziecko zgłosił się biologiczny ojciec, który od początku twierdził, że zrobi wszystko, by córkę odzyskać.
- Moja córka została oddana przez matkę do okna życia bez mojej wiedzy i zgody. Robię wszystko, żeby ją odzyskać, ale procedury mnie załamują - mówił w rozmowie z portalem Trojmiasto.pl.
Wtedy też okazało się, że dziewczynka ma tak naprawdę rok i na imię Sara.
2. Trudne małżeństwo
Mężczyzna podkreślał w rozmowie z mediami, że nie ma odebranych ani ograniczonych praw rodzicielskich, a żona, z którą są małżeństwem od sierpnia 2023 r., porzuciła go wraz z dzieckiem.
- W listopadzie to ona (żona - przyp. red.) porzuciła mnie i dziecko, przez cztery dni nie odzywała się do nas w żaden sposób. Powiedziała mi ostatnio, że od 12 lat ma dzieci, a teraz chce wolności, chce imprezować. To nie jest żadna depresja poporodowa. Ona zrobiła to świadomie, chciała zrobić mi na złość - mówi Marcin w rozmowie z "Faktem".
Ojciec Sary opowiedział też, że gdy się poznali, żona "wzięła go na litość, że jest samotną matką, że ma dzieci z pierwszego małżeństwa, że ma długi". Twierdzi, że w ten sposób przybrała "maskę".
- Okazało się, że ćpa. Myślałem, że ona chce się zmienić. Ona mnie niszczyła, nie mówię, że jestem idealny, znikała na noce, niby jeździła na taksówce. Wszystkie swoje fundusze inwestowałem w nią i dzieci, także w jej dzieci z pierwszego małżeństwa, a ona pół roku temu zaczęła znikać z domu - opowiada Marcin.
3. Wersja matki
W medialnej wrzawie do głosu doszła także druga strona sporu, czyli matka Sary. Kobieta nie chce podawać swojego imienia. Twierdzi, że boi się o swoje bezpieczeństwo.
- Mój mąż to toksyczny i niebezpieczny człowiek. Zrobi wszystko, żeby mnie dręczyć dalej, żeby mnie zniszczyć, codziennie dostaję SMS-y, że wszystko zrobi, bym się zabiła w końcu. Wie pani, jak to jest wychodzić z domu i oglądać się za siebie - powiedziała "Faktowi".
32-latka opowiedziała, że przez rok mąż nie wypuszczał jej z domu. Nie pracował, by ją pilnować. Teraz kobieta musi być pod opieką psychologów z MOPR. Zaprzecza też temu, co jej mąż mówił w rozmowie z mediami.
- Dziennikarzom opowiada, że zostawił dziecko pod moją opieką, straszne to wszystko jest i strasznie się czyta. Nie zostawił dziecka na chwilę, tylko wynajął apartament na doby i wyszedł, mówiąc, że to jego mieszkanie. Po czym napisał SMS, że nie wraca i mam dobę do 10, a potem mam sobie iść na ulicę - mówi.
Jej zdaniem w listopadzie mąż wypowiedział umowę najmu mieszkania, zabrał Sarę do swoich rodziców, a ją miał zostawić na ulicy.
- Wypowiedział umowę najmu w czasie, gdy byłam w pracy. Zostałam z dziećmi z pierwszego małżeństwa nagle bez mieszkania i bez rzeczy. Tak jak staliśmy na dworze, tak zostaliśmy - opowiada.
- Potem przepraszał, chciał wrócić i rzeczywiście wrócił tu, ale nie powiedział mi początkowo, że apartament, który wynajął, jest tylko na chwilę, zostawił mnie tu z Sarą, twierdził, że pojechał do swojego ojca oddać samochód, potem pisał, że został bez auta i nie wróci i mam sobie radzić sama. Kiedy ostrzegłam, że oddam dziecko do okna życia, bo tam będzie bezpieczne, to napisał, że go to nie obchodzi, bo on dzieckiem nie będzie się zajmował - dodaje.
4. "To był impuls, przeszłam załamanie nerwowe"
32-latka podkreśla, że żałuje oddania córki do okna życia. Bardzo za nią tęskni.
- Będę walczyć o córeczkę. Walczę od początku! To był impuls, przeszłam załamanie nerwowe, mąż znęcał się psychicznie nad nami i fizycznie, co potwierdziły moje dzieci z pierwszego małżeństwa - mówi.
- Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło tamtego dnia, to był impuls, zostałam sama bez środków do życia, bez dachu nad głową, znów słyszałam wyzwiska, groźby, obelgi, zwyczajnie przeszłam załamanie psychiczne, nie myślałam racjonalnie, dlatego oddałam Sarę siostrom zakonnym, by była bezpieczna - dodaje.
W rozmowie z dziennikarką "Uwagi!" TVN powiedziała, że oddając córkę, rozmawiała z jedną z sióstr. Miała jej wówczas powiedzieć, że prosi o to, by siostra zaopiekowała się dziewczynką. Siostry jednak temu zaprzeczyły.
W telewizyjnym materiale wypowiedziała się także sąsiadka pary oraz mężczyzna z firmy eksmisyjnej. Ich zdaniem ofiarą w małżeństwie miał być Marcin. Mężczyzna miał być widziany na osiedlu z zadrapaniami i siniakami.
Sprawą zajmuje się policja w Gdańsku oraz gdański sąd. Asp. szt. Mariusz Chrzanowski, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku przekazał "Faktowi", że rodzina nie miała założonej "Niebieskiej karty", nie było też zawiadomienia w sprawie przemocy.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl