Sceny grozy na Dolnym Śląsku. 5 mężczyzn próbowało porwać dziecko
W jednej ze szkół pod Głogowem pięciu mężczyzn miało próbować uprowadzić 10-letniego chłopca. Wiele wskazuje na to, że działali na zlecenie matki. Ich zamiary próbował udaremnić ojciec dziecka. - W pogoń za mną puściło się pięciu bandytów, a jeden albo dwóch mieli przy paskach coś na kształt broni. Jeden krzyknął do mnie, że albo wydam syna, albo zginę - opowiada.
1. Ojciec kontra porywacze
We wtorek 7 maja koło godziny 9 ojciec zostawił dwóch synów w jednej ze szkół pod Głogowem. Niedługo później odebrał telefon.
- Po kilku minutach zadzwonił starszy syn i powiedział, że w szkole jest jego matka i chce zabrać mojego młodszego syna. Mówił, że zrobiła awanturę pani dyrektor, przerwała dziecku egzamin i zażądała wydania dziecka - opowiada mężczyzna w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
Dyrektorka miała zabrać dziecko do holu, ale chłopiec nie chciał opuścić budynku z matką.
- Gdy już dojeżdżałem do wioski, drogę zajechało mi czarne BMW na obcych numerach. Robiło to raz z jednej, raz z drugiej strony. Próbowało mnie powstrzymać przed zjazdem do szkoły. Zatrzymałem więc samochód na drodze i pobiegłem na teren szkoły. W pogoń za mną puściło się pięciu bandytów, a jeden albo dwóch mieli przy paskach coś na kształt broni. Jeden krzyknął do mnie, że albo wydam syna, albo zginę. Dobiegłem ile tchu do wejścia do szkoły. Na szczęście za szybą stała pani dyrektor i pani psycholog i widziały, co się dzieje - mówi ojciec dzieci.
Mężczyźnie udało się schronić w szkole, a ci, którzy go gonili, uciekli do bramy. Wtedy miał do nich dojść partner matki chłopca i nakazać wrócić po dziecko.
- Więc jeszcze raz ruszyli do drzwi, ale wtedy pani dyrektor stanęła im naprzeciw, powiedziała, że nikogo nie wpuści i że została już wezwana policja. Bandyci odpuścili i odjechali - dodaje ojciec.
Według jego relacji wszystko wydarzyło się na oczach matki chłopca, ale sprawiała wrażenie, że nie zna mężczyzn, którzy wysiedli z czarnego BMW.
2. Nie chciał być z matką?
Ojciec wraz z synami zostali odeskrotowani przez policję na komendę do Głogowa, by złożyć zawiadomienie o zajściu. 10-latek, który był świadkiem całego zajścia, bardzo przeżył zdarzenie i boi się chodzić do szkoły. Ojcu powiedział, że chyba zna jednego z mężczyzn, którzy pojawili się pod placówką.
Chłopiec wcześniej mieszkał z matką i jej partnerem w sąsiednim województwie. Jego rodzice są po rozwodzie. Rok wcześniej ojciec złożył w sądzie wniosek o zmianę wyroku w zakresie jego przebywania, by mógł z nim zamieszkać. Twierdzi, że syn tego chciał, a wręcz planował ucieczkę od matki.
Od lutego, czyli od ferii, chłopiec jest u ojca. Sąd jeszcze nie zdecydował, kto będzie się nim ostatecznie opiekował.
- Dziwi mnie bierność policji. Nawet nie zwrócili się do szkoły, by zabezpieczyć monitoring. Policja nie poprosiła o to żadnej instytucji przy szkole, które też mają kamery monitoringu i zapewne zarejestrowały to zajście. A dla mnie to bardzo ważne, by ustalić, kto to zlecił i kto jest za to współodpowiedzialny - mówi ojciec.
Policja twierdzi, że prowadzi dochodzenie w sprawie czynu z art. 191 par. 1 Kodeksu karnego: "Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
- Wystąpiliśmy też o nagrania z kamer monitoringu i są prowadzone przesłuchania świadków - zapewnia Natalia Szymańska, oficer prasowa KPP Głogów.
Dyrektorka szkoły potwierdziła, że doszło do zdarzenia, ale nie chce mówić nic więcej ze względu na dobro 10-latka i jego rodziny.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl