Mamaginekolog: „Lubię swoją pracę tak bardzo, że nawet po godzinach zajmuję się ginekologią i położnictwem... w internecie”
Nicole Sochacki-Wójcicka – kochająca żona, mama Rogera, zdolny lekarz. Jak sama mówi, najsłynniejszą ginekolog w internecie została przez przypadek. Jej cel? Zwiększanie świadomości zdrowotnej wszystkich kobiet. I właśnie dlatego jej profil na Facebooku, Instagramie i strona internetowa cieszą się tak wielką popularnością. Dzisiaj, na specjalną prośbę WP parenting, łamie ginekologiczne tabu. Sprawdźmy, dlaczego to właśnie Mamieginekolog zaufały tysiące Polek.
WP parenting: Od czego zaczęła się pani przygoda z ginekologią?
Mamaginekolog: Wszystko się rozpoczęło na mojej pierwszej wizycie ginekologicznej w życiu. Miałam wtedy 17 lat. Pani ginekolog, lekarka mojej mamy, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie dość, że nie zraziłam się, jak niestety niektóre dziewczyny po pierwszej wizycie, to wręcz zrozumiałam, że ja właśnie chcę być ginekologiem!
Pani doktor zaimponowała mi swoją wiedzą, uprzejmością i... luzem. Była kobietą w dojrzałym wieku, a ja nastolatką i mimo tej różnicy pokoleniowej, to ona stała się moim wzorem do naśladowania.
Skąd wziął się pomysł na założenie strony i fanpage Mamaginekolog? Ponad 75 tysięcy "lajków" to naprawdę coś. Została pani również nazwana najsłynniejszą ginekolog Instagrama...
Przez przypadek. Cieszę się jednak, że tak wyszło i tylu osobom się to podoba. Będąc w domu na urlopie macierzyńskim, nagle miałam nadmiar czasu, którym dotychczas nie dysponowałam, bo biegałam z jednej pracy do drugiej, jak to lekarz w polskich realiach.
Początkowo stworzyłam prywatny profil na Instagramie. Chciałam dzielić się moimi szczęśliwymi chwilami oraz radzić się w sprawach dziecięcych od innych Instamatek. Później (paradoksalnie ku anonimowości) zmieniłam nazwę profilu na Mamaginekolog, bo jestem mamą i pracuje jako ginekolog. To był strzał w dziesiątkę.
Wiele kobiet pisało do mnie wiadomości z pytaniami. Na początku im odpisywałam prywatnie, ale bardzo wiele pytań się powtarzało, więc gdzieś na początku 2016 roku, zdecydowałam się na pisanie „postów medycznych o sprawach kobiecych”.
Równolegle pisałam posty jak inne mamy, czyli typowo z życia wzięte. Mój profil nazwałam wtedy hasłem „Opowiadam historie z życia i przemycam wiedzę medyczną dla kobiet”. W tym chyba tkwi tajemnica. Gdyby profil był stricte medyczny, nie przemawiałby do tylu osób, a tak mogłam z innymi kobietami podzielić się wiedzą nie rodem z forum internetowego, ale prosto z gabinetu lekarskiego.
Dlaczego Polki ufają właśnie pani? I jaki powinien być ginekolog, by kobiety nie bały się wizyt?
Zauważyłam, że przypadkowo przybliżam Polkom wizerunek lekarza. Pokazuję, że to normalny człowiek, taki sam jak one. Żaden tam wyniosły nadczłowiek, jak sadzą niektórzy.
Nie wiem, czy Polki mi ufają, choć miło mi to słyszeć. Może dlatego, że jestem autentyczna. Nie udaję, że wszystko wiem. Zdarza się, że odpowiadam na komentarze: „Nie wiem, nie spotkałam się z tym, muszę to doczytać i odpowiem”. Nie wypowiadam się też na tematy, które wykraczają poza moją dziedzinę wiedzy.
Przy tym jestem po prostu sobą. Mówię, kiedy jestem zmęczona, pokazuję moje życie takim, jakim jest. Czasami nudne – zakupy, gotowanie obiadu, pranie i zabawa z dzieckiem mimo przemęczenia. A czasami ciekawe – np. bo wydałam książkę i mam tysiące zamówień, co wypełnia moje serce szczęściem, albo chociażby, że redaktor WP chce zrobić ze mną wywiad. (śmiech)
Wracając do pytania. Uważam, że ginekolog powinien przede wszystkim być empatyczny. Powinien rozumieć potrzeby kobiet, powinien się w miarę możliwości wciąż doszkalać, bo to bardzo dynamiczna dziedzina i niejednokrotnie zalecenia sprzed kilku lat przestają już obowiązywać.
Tak na przykład jest z zaleceniem leżenia w okresie zagrażającego porodu przedwczesnego. To jest nieaktualna wiedza. Udowodniono, że leżenie nie pomaga, a nawet może działać niekorzystnie, bo osłabia mięśnie potrzebne do utrzymania ciąży oraz porodu, sprzyja zakrzepicy i... powoduje stany depresyjne.
Z jakimi problemami najczęściej zmagają się Polki? W jakim wieku są pani pacjentki?
Utarło się między ginekologami takie powiedzenie, że większość naszych pacjentek rośnie razem z nami. Pacjentki trafiają do nas, gdy zaczynamy pracę i - jeżeli są zadowolone - to zostają z nami do starości.
Mam 33 lata i moje pacjentki też są około trzydziestki. Zdecydowana większość z nich jest w ciąży, ale wynika to prawdopodobnie z tego, że moją specjalnością jest medycyna prenatalna. Od tego zaczęłam moją przygodę z ginekologią, pracując w Londynie u bardzo znanego prof. Nicolaidesa.
Nie znaczy to, że nie trafiają do mnie nastolatki lub kobiety w wieku menopauzalnym, ale większość lekarzy ma swoją „niszę”, a moją jest ciąża.
Przeczytaj koniecznie
- Te dolegliwości najczęściej dotyczą kobiet. Zobacz, jak sobie z nimi radzić
- Alergicy muszą robić to inaczej!Dowiedz się więcej na ten temat
- O tej piramidzie się nie mówi. Zobacz, co powinieneś wiedzieć
- Pediatra odpowie na Wasze pytania o dziecięce dolegliwości
- Dzieciom z reguły nie smakuje. Jak to się dzieje, że dorośli tak ją uwielbiają?
Sama jest pani mamą - jak wspomina pani swoją ciążę?
Moją ciążę wspominam naprawdę wspaniale. Wiele kobiet w tym okresie czuje się zmęczona, ma trudności z koncentracją. Ja miałam to ogromne szczęście, że czułam się naprawdę pełna energii i pomysłów. Do 36. tygodnia przyjmowałam pacjentki w gabinecie. Martwiłam się jednak, jak będą się czuły z ciężarną lekarką.
Okazało się, że moje zmartwienia był bezpodstawne. Nigdy nie miałam tylu pacjentek, co właśnie w ciąży. Rozmawiałyśmy sobie, nie tylko jak lekarz z pacjentką, ale jak dwie koleżanki w tym samym stadium życia.
A jaki był poród?
Im dalej od porodu, tym moje wspomnienia są bardziej zamazane. Jedyne, co pamiętam, to ogromny ból. Ale także wielkie szczęście. Urodziłam bez komplikacji zdrowego synka w kilka godzin. Jak na pierwszy poród, to naprawdę szybko.
Czy boję się kolejnego porodu? Bardzo! Ale czy zdecyduję się kolejny raz rodzić naturalnie? Jeżeli tylko nie będzie przeciwwskazań, a mam nadzieję, że nie, to zdecydowanie tak! Bo to najzdrowsze, zarówno dla mnie, jak i dla kolejnego dziecka. A ten ból – aż nie wierzę, że właśnie to mówię... się zapomina.
O co najczęściej pytają pani pacjentki? Czy każda z nas - Polek - ma te same problemy?
Pada wiele różnych pytań. Oczywiście wiele się powiela, ale nie ma dnia, żebym nie była zaskoczona pytaniem, którego jeszcze nie było. Każda kobieta jest inna, trzeba o tym pamiętać.
Te pytania, które dostaję, najczęściej dotyczą ciąży. Prawdopodobnie dlatego, że to okres szczególnie stresujący i pełen obaw. Musimy zadbać nie tylko o siebie, ale o kolejną istotę. Nie dziwię się, że wiele matek się tym martwi. Bardzo zależy mi jednak, aby ten stres łagodzić, bo nie jest on ani korzystny, ani potrzebny.
Między innymi dlatego stworzyłam swój profil - aby odczarować wiele mitów ciążowych. Aby kobiety mogły mieć pewne źródło wiedzy z pierwszej ręki. Od kobiety, która także była w ciąży. Od kobiety, która pracuje na co dzień z kobietami w ciąży.
Test pokazuje wynik pozytywny - jestem w ciąży. Co powinnam zrobić w pierwszej kolejności?
Cieszyć się. Wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo zajść w ciążę. Coraz więcej par boryka się z problemem niepłodności. Ale rozumiem, że pytasz o konkrety.
Trzeba przyjmować kwas foliowy (lub jego pochodne). Idealnie, jeżeli kobieta zacznie brać kwas foliowy już pół roku przed ciążą. Trzeba natychmiast odstawić wszelkie używki – alkohol, papierosy. Nie jest prawdą, że palenie należy rzucać stopniowo. Trzeba od razu.
Jeżeli przyjmujemy jakieś leki na stałe, to trzeba się pilnie skonsultować z lekarzem, czy są bezpieczne w ciąży i czy nie trzeba zmienić dawki. Leki na niedoczynność tarczycy, częstą dolegliwość wśród Polek, trzeba przyjmować w nieco większej dawce niż przed ciążą.
Nie wolno nam jeść surowego mięsa i ryb oraz niepasteryzowanego nabiału. Warzywa i owoce trzeba dokładnie myć lub obierać.
I trzeba umówić się do ginekologa – najlepiej 2-3 tygodnie po terminie miesiączki, która nie przyszła.
No i jeszcze raz – cieszyć się. Nie ma niczego wspanialszego niż tworzenie nowego życia. Tylko my kobiety mamy tę supermoc!
Przejdźmy do wizyt kontrolnych - do ginekologa powinnyśmy się udawać raz do roku, raz na pół roku? Czy to zależy od wieku pacjentki?
Każda kobieta powinna chodzić do ginekologa raz na rok. Niezależnie od wieku. Chyba, że ma jakieś dolegliwości lub jest w ciąży, wtedy powinna zdecydowanie częściej.
Przeglądając internet, możemy natknąć się na wstydliwe pytanie: „Depilować się przed badaniem czy nie?"...
Ten temat ciekawi wiele kobiet. Jeżeli na co dzień się depilujesz, to rób to dalej. Jednak jeżeli tego nie robisz, to nie ma konieczności. Nam jest szczerze obojętne, czy kobieta ma mniej czy więcej owłosienia. Czasami nawet nadmierna higiena okolic intymnych może być niekorzystna przed wizytą, bo ukryje objawy choroby.
Normalnie się myjemy tego dnia, nie trzeba robić nic szczególnego. Wiele kobiet też nie wie, czy zdejmować buty czy nie. To wasz wybór, nam ginekologom jest to obojętne. Nie badamy waszych stóp.
Co pani sądzi o nowym sposobie leczenia - poprzez fora internetowe? To najczęściej młode, niepełnoletnie dziewczyny zadają w internecie pytanie: "Czy mogłam zajść przez coś takiego w ciążę?" Z czego to wynika? Ze wstydu, lęku przed rodzicami czy braku wiedzy?
Wiele osób obawia się wizyt lekarskich. Na niektóre problemy rzeczywiście można zaradzić samą poradą mailową czy rozmową telefoniczną. Choć akurat w ginekologii bardzo istotne jest badanie pacjentki i trudno jest ocenić jej kondycję lub - tym bardziej - stan jej ciąży przez internet.
Między innymi dlatego na wszelkie zapytania o prywatne porady medyczne drogą internetową po prostu nie odpowiadam. Napisałam na swojej stronie, że nie taki jest cel. Chcę dawać porady ogólne, zwiększać świadomość zdrowotną kobiet, przybliżyć im postać lekarza, ale uważam, że na wizytę trzeba się udać mimo wszystko „w realu”.
Wydała pani niedawno książkę „#Instaserial o miłości". Skąd wziął się ten pomysł? Czy nie bała się pani hejtów w stylu "Niech lepiej się zajmie nauką, a nie pisaniem!"?
Pomysł wziął się od moich czytelniczek, od moich kochanych #instamateczek. To one poprosiły mnie, abym „opowiedziała im, jak poznałam swojego męża – bo jesteśmy taką szczęśliwą rodzinką”.
Napisałam to najpierw na Instagramie. Rozpisałam się na kilkadziesiąt „odcinków”. Wtedy zaczęły się głosy: „Dziewczyno, ty wydaj książkę!”.
Mój mąż, aby spełnić to marzenie, które się we mnie zrodziło, otworzył nam pod koniec wakacji wydawnictwo. Książka rozeszła się jak ciepłe bułeczki.
Hejtu się nie bałam, albo inaczej - nawet o nim nie myślałam. Dopiero pierwszego dnia, wracając do szpitala (kiedy już 1600 książek było sprzedanych w jeden weekend), pomyślałam sobie, że może to będzie źle odebrane.
Okazało się zupełnie inaczej. Dostałam wiele pochwał, w tym nawet od mojego kierownika Kliniki, Rektora i Prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego w jednym – prof. Mirosława Wielgosia, który jest też pozytywnym bohaterem mojej książki, ale więcej nie zdradzę!
Pani motto życiowe to...
Nie mam jakiegoś jednego motto życiowego, ale mam kilka cytatów, które zapadły mi w pamięć i jak mam trudniejsze chwile, to nimi się kieruje. Pierwszy to cytat mojej mamy: „Bądź realistą, zacznij marzyć.” To dla mnie ogromna motywacja, aby robić więcej niż wydaje się możliwe.
Kolejny cytat to słowa Scarlett O’Hare z „Przeminęło z Wiatrem”. Gdy spotykają mnie przeciwności losu, staram się nie zamartwiać. Mówię sobie „Pomyślę o tym jutro” i jakoś zawsze to jutro jest już o niebo lepsze.
Dziękuję za rozmowę.