Alarm o porwaniu dziecka doprowadził do złodzieja aut. Zaskakujący finał sprawy
W sobotnie popołudnie na trasie Toniszewo-Kaliszanki w województwie wielkopolskim doszło do niecodziennego zdarzenia. Zgłoszenie o porwaniu dziecka zakończyło się… policyjnym zatrzymaniem poszukiwanego złodzieja samochodów.
Alarm na wiejskiej trasie
Zaniepokojona kobieta zadzwoniła na numer alarmowy, twierdząc, że była świadkiem próby porwania dziecka. Według jej relacji dwóch dorosłych mężczyzn ścigało chłopca, najwyraźniej chcąc go wciągnąć do granatowej skody.
Dyżurny komendy policji w Wągrowcu potraktował zgłoszenie poważnie i natychmiast wysłał patrol na miejsce. Funkcjonariusze szybko odnaleźli wskazaną trójkę i… przeżyli niemałe zaskoczenie.
Jak się okazało, dramatyczna scena była tylko nieporozumieniem. Rzekomi "porywacze" byli starszymi braćmi chłopca, którzy razem uczestniczyli w lokalnym biegu "Rossmann Run". Najmłodszy z nich miał najwięcej sił i zostawił starszych w tyle, co wyglądało, jakby uciekał. Całe zamieszanie wyjaśniło się błyskawicznie, ale uwagę policji przykuł inny element zgłoszenia: wspomniana granatowa skoda, porzucona na poboczu.
Strefy wolne od dzieci
Samochód widmo i pijany poszukiwany
Śledztwo w sprawie samochodu doprowadziło mundurowych do kolejnej zaskakującej historii. Auto faktycznie stało we wsi od rana. Mieszkańcy relacjonowali, że przyjechał nim mężczyzna, który wyglądał na nietrzeźwego i prosił o pomoc, prosząc między innymi o pieniądze na paliwo. W środku pojazdu unosił się silny zapach alkoholu, a wnętrze pełne było pustych butelek i puszek.
Policjanci szybko ustalili, że pojazd należy do mieszkańca Ryczywołu. Samochód został jednak skradziony przez znajomego właściciela. 34-letni mężczyzna bez wiedzy i zgody właściciela zabrał auto, pojechał do Toniszewa, a następnie porzucił je na poboczu. Bez skrupułów zadzwonił do właściciela, informując, że "auto stoi" i trzeba zorganizować lawetę.
Szybkie działania funkcjonariuszy doprowadziły do zatrzymania sprawcy. Mężczyzna był kompletnie pijany i miał około 3 promili alkoholu we krwi. Nie posiadał prawa jazdy, a co więcej - był osobą poszukiwaną przez sąd w Wągrowcu. Wcześniej został skazany za kradzież sprzętu budowlanego o wartości 1500 zł i miał trafić do zakładu karnego.
Służby podkreślają, że winny tym razem nie uniknie odpowiedzialności. Trafił już do aresztu, a za sobotnie wybryki usłyszy kolejne zarzuty. Najbliższe miesiące spędzi w zakładzie karnym w Gębarzewie.
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła
- Fakt