Zostawiła umierające dziecko i poszła do sklepu. Ruszył proces
Sześciotygodniowa Zuza miała zostać zakatowana na śmierć w listopadzie 2021 r. Gdy dziewczynka umierała, jej matka poszła do sklepu po płyn do naczyń. Rozpoczął się proces Joanny B. i jej partnera Rafał Z. Są oskarżeni o zabójstwo. Oboje nie przyznają się do winy.
1. Bił dziewczynkę, bo płakała
Zuzia urodziła się w październiku 2021 roku. Miała zaledwie dwa tygodnie, gdy trafiła do szpitala. Była zaniedbana i niedożywiona. 20 listopada została wypisana w stanie dobrym do domu.
Wraz z matką i dwójka rodzeństwa mieszkała u partnera kobiety w Złotowie. Według śledczych tam właśnie miało dojść do zabójstwa.
Matka dziewczynki i jej partner są oskarżeni o to, że działając wspólnie i w porozumieniu, pomiędzy 20 a 22 listopada 2021 r., chcąc pozbawić życia sześciotygodniową córkę kobiety, zadając jej w głowę cios lub ciosy spowodowali obrażenia prowadzące do śmierci niemowlęcia. Oboje są oskarżeni również o posiadanie amfetaminy.
Joanna B. twierdziła podczas śledztwa, że Rafał Z. był agresywny, bił dzieci i zażywał narkotyki. Tego dnia, gdy zmarła Zuzia, popchnął tak mocno jej starszego brata, że chłopiec uderzył głową w stół. Zuzia denerwowała go, bo płakała. Dziewczynka cierpiała na kolki.
Mężczyzna ze złością miał wcisnąć dziecku smoczek do ust. Później miał uderzać z całej siły dziewczynkę w głowę. Cios lub ciosy były tak silne, że doszło do złamania kości czaszki.
Biegli uznali, że mężczyzna mógł bić dziecko ręką lub uderzać główką dziewczynki o ścianę albo barierkę łóżeczka. Nie wykluczają też, że uderzenia dokonano tępokrawędzistym narzędziem.
2. Zostawiła konające dziecko i poszła po płyn do naczyń
Zuzia nie mogła oddychać. Zaczęła sinieć. Wtedy jej matka zadzwoniła po pomoc do znajomej Pauliny M. Następnie zostawiła dziecko i poszła do sklepu po płyn do mycia naczyń. Gdy Paulina M. przyszła do mieszkania pary, Rafał Z. grał na telefonie.
Kobieta dostrzegła, że dziecko nie oddycha. Zaczęła je reanimować. Poprosiła Rafała Z. żeby zadzwonił po karetkę. Jednak ten miał odmówić. Paulina M. kazała mu przejąć reanimację i sama wezwała pogotowie.
W czasie reanimowania dziecka do domu wróciła Joanna B.
Kobieta podczas eksperymentu procesowego opowiadała, że widziała, jak podczas reanimacji Rafał Z. z całej siły naciskał na klatkę Zuzi, a później mocno uderzał ją po plecach. Następnie - jak opisuje kobieta - wziął ją za nóżki, głową do dołu i zaczął potrząsać.
Na miejsce przyjechali ratownicy medyczni. Próbowali reanimować dziewczynkę. Bezskutecznie. O godz. 20.53 stwierdzili zgon dziecka.
Sekcja zwłok wykazała, że maleństwo miało sińce na główce, udach, barku, biodrach, nogach, złamanie lewej kości ciemieniowej i krwiaka podtwardówkowego. Lekarz uznał, że siła uderzenia musiała być bardzo duża. Wykluczył, że doszło do wypadku.
Jak podaje "Fakt" matka dziewczynki i jej partner także na sali sądowej nie przyznali się do winy. Oboje zostali zbadani przez biegłych psychiatrów, którzy nie znaleźli żadnych przesłanek uniemożliwiających im branie udziału w procesie. Byli poczytalni podczas tragicznego dnia. Grozi im nawet dożywotnie więzienie.
Pamiętaj, że jeśli jesteś świadkiem przemocy, zareaguj. Powiadom służby lub - jeśli to możliwe - porozmawiaj z osobą dotkniętą przemocą i przekonaj ją, żeby szukała pomocy. Jeśli w związku z przemocą w rodzinie zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka, niezależnie od zawiadomienia służb, zgłoś ten przypadek do sądu rodzinnego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl