Szybki poród. Akcja porodowa jak z filmu
Szybki poród – marzenie każdej ciężarnej. Internet jest pełen przepisów na przyspieszenie akcji porodowej. Ich skuteczność jest jednak mocno wątpliwa. Mimo to zdarzają się porody, które zaskakują młode mamy, położne i wszystkich dookoła.
Filmy przyzwyczaiły nas do szybkich akcji – odchodzą wody, bohaterka krzyczy, a już po chwili mamy na ekranie ślicznego niemowlaka.
I choć rzeczywistość mocno odbiega od tego opisu, udało mi się znaleźć kilka szczęśliwych mam, których porody miały iście filmowy przebieg.
Zobacz także: Maja Hyży uwieczniła moment karmienia piersią. "Nic nie przewyższa bycia MATKĄ"
"Ja rodzę, Ty prowadź"
Mimo że minęło już kilka dni po terminie, Agnieszka nie spodziewała się, że sprawy potoczą się tak szybko.
Pierwsze bóle pojawiły się, gdy położyła się wieczorem do łóżka, ale długo nie dopuszczała myśli, że to właśnie "to".
Jednak tuż po północy postanowiła obudzić męża. Ten zerwał się na równe nogi i pobiegł odśnieżać samochód, w tym czasie Agnieszka dobierała skarpetki do koloru swetra. Czasu było dużo…
- Wsiadając do samochodu, zastanawiam się, jak wytrzymam ten ból siedząc. To przecież dopiero początek, a już tak boli. Jeszcze jakieś 40 minut drogi, potem formalności na izbie przyjęć - mówi Aga.
Agnieszka zorientowała się, że dawno nie jadła i postanowiła nabrać sił przed porodem. Kiedy gimnastykowała się w samochodzie po przekąskę, odeszły jej wody. A zaraz za nimi przyszedł pierwszy skurcz party.
- Pierwsza myśl: zatrzymujemy się. Po chwili jednak powiedziałam do męża, że ma się nie zatrzymywać, jechać dalej, że już będę przeć, ale żeby się nie przejmował, tylko patrzył na drogę. Dłonią mogłam już wyczuć główkę. Skurcze były jeszcze może trzy i córka wylądowała w moich rękach, a potem na moim swetrze. Płacze, czyli oddycha. Nie mam nic, żeby ją okryć. Tylko chustę, którą miałam na szyi. O Boże, właśnie urodziłam? Nie docierało do mnie. Córka wypadła mi na ręce - opowiada.
Kiedy podjechali do szpitala, mąż Agnieszki poczekał w kolejce i spokojnie oznajmił, że żona właśnie urodziła w samochodzie. Położne pomogły młodej mamie wraz z dzieckiem wydostać się z samochodu.
- Córka jest całkiem zdrowa, była tylko trochę wychłodzona. Ja również wyszłam z porodu bez szwanku, a tapicerkę w samochodzie udało się doprać - dodaje.
Zobacz także: Mąż kolumbijskiej modelki urodził dziecko. Para dzieli się zdjęciami syna
Przepis na poród: spacer i seks
Już poprzedniego dnia Kasia próbowała wywołać poród. Obawiała się, że przenosi dziecko, a mąż już miał ochotę na urlop.
- Domknęłam wszystkie sprawy, te, na które nie miałam wpływu, odpuściłam. Przespałam się 4 godziny i pod wieczór poszliśmy na spacer. Zaliczyliśmy obiad, deser, schodzenie po schodach, film i skakanie na piłce. Na koniec wspólna kąpiel z pianą i obowiązkowo seks. Po tym ostatnim elemencie oczywiście zostałam na placu boju sama, bo mąż ostentacyjnie zasnął - opowiada Kasia.
Jednak zamiast spać postanowiła przygotować sobie popcorn. Kiedy wstała, poczuła silniejszy skurcz. Poprosiła męża, by zaczął je liczyć. "Masz skurcze co 3 minuty, trwają minutę” – oznajmił mąż. To był czas, żeby zawiadomić położną.
- Czas płynął dziwnie, moje ciało rodzi, a przez moją głowę przebiegają dziwne myśli: "mama mi nie uwierzy", "teraz będę pewnie kilkanaście godzin tak rodzić", "ciekawe czy urodzę do wody" i najczęściej się przewijająca: "o czym ja w ogóle myślę? Rodzę. Powinnam myśleć o dziecku" - mówi rozbawiona.
Ale to nie był koniec biegu myśli.
- Nagle poczułam, że muszę kupę - mówi. Jednak trochę za wcześnie na skurcze parte, więc Kasia wygania męża z łazienki. Na niewiele się to zdaje, bo uczucie to pojawia się tylko w czasie skurczu. Mija jeszcze chwila i dociera położna. Sprawdza rozwarcie, a Kasia obawia się, że będzie mało.
- Myśli gonią w mojej głowie "ile będzie? Pewnie 2. Oby 4. Nie nastawiaj się, bo będzie ci smutno. Byle nie 1". Położna bada i mówi, że jest już 8 cm i można przeć - opowiada.
Czas się zakrzywia. - Wydaje mi się, że trwa to zarówno wieczność, jak i parę minut. W rzeczywistości jakieś pół godziny. Opieram się na mężu, obejmuję go w pasie, krzyczę nisko, z mocą. Prawie od razu rodzi się główka.
- Ma jasne włoski. - O Boże, to po teściu! – wykrzykuję z rozpaczą. - Jest duży. - To też po teściu! – rozpacz znów wybrzmiewa w moim głosie.
Dziecko, pies i poród w domu
Agnieszka postanowiła drugi poród przeżyć w domu narodzin. Na całkiem domowy poród nie miała warunków (dwa pokoje w bloku, 2-latek i pies), a zależało jej na najbardziej naturalnym porodzie.
Tego wieczora postanowiła jeszcze kupić bilety na mecz piłki nożnej na kolejny dzień. Wydawało jej się, że do porodu zostało trochę czasu. Jednak kiedy o 3 w nocy obudziły ją skurcze, wiedziała, że bilety musi zwrócić.
Kiedy akcja nabierała tempa, Agnieszka kazała wezwać taksówkę i siostrę do opieki nad pierwszym dzieckiem.
-Próbowali mi jeszcze pomóc się ubrać, ale chwilę później odeszły mi wody. Czułam już główkę. Poprosiłam partnera, żeby przyklęknął i zawisłam mu na szyi. Między skurczami próbowałam ugryźć go w bark, więc dostałam drewnianą kuchenną łopatkę do zagryzania. Uwierzysz? - opowiada.
Partner zadzwonił po karetkę, a starszy syn głaskał Agnieszkę po głowie.
- Zapytałam siostrę, czy widać już główkę, a ta po chwili odpowiedziała: "On na mnie patrzy! On się na mnie patrzy! Tak ma być?!". Ostatni skurcz i koniec.
Chwilę później dotarła karetka. Na informację, że już po porodzie ratownicy wpadli w popłoch i pobiegli szukać noworodka. W ferworze nie zauważyli ani 2-latka, ani śpiącego obok amstaffa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl