Trwa ładowanie...

Skandal w przedszkolu. Twierdzi, że ją zwolniono, bo zgłosiła bicie dzieci

Avatar placeholder
19.06.2023 12:46
Nauczycielka zgłosiła, że dzieci są bite. Została zwolniona
Nauczycielka zgłosiła, że dzieci są bite. Została zwolniona (Pixabay, Facebook )

Nauczyciele powinni reagować, gdy widzą, że ich podopieczni są ofiarami przemocy. To oczywiste. Jednak niektórzy wolą się nie wychylać. A co czeka tych, którzy zainterweniują? Nauczycielka z Białegostoku twierdzi, że została zwolniona.

spis treści

1. Zgłosiła, że dzieci są bite

"Ten post nie będzie przyjemny. Pracowałam niedawno w jednym z białostockich przedszkoli samorządowych i to, co tam zastałam, zmieniło moje życie na zawsze... Kiedy na początku kwietnia dwoje z moich podopiecznych zgłosiło mi, że jest bitych przez rodziców, a na ciele ich widziałam ślady przemocy m.in. duszenia, bez wahania zgłosiłam sprawę policji, a jedno z dzieci zostało zabrane przez pogotowie ratownicze do szpitala. Dla mnie to normalne, że reaguję" - relacjonuje na Facebooku Magdalena Jaroszewska.

Autorka wpisu twierdzi, że grono pedagogiczne wiedziało o tej sytuacji i nie reagowało.

Zobacz film: "Matka ocaliła życie dziecka dzięki informacjom z sieci"

"Szlachetne panie pamiętające czasy kartek na zakupy i jeżdżące po ulicach Fiatem 125 p przebierały już nóżkami na emeryturę i cytuję: 'chcę spokojnie dotrwać do emerytury bez afer'. Również młode pokolenie pedagogów zgodnie i solidarnie trzymało sztamę w 'niewychylaniu się'. Jest to na tyle obrzydliwe, że np. jedno dziecko jest zaniedbane i wielokrotnie przychodziło do placówki pobite. Wykształcona pani logopeda twierdzi, że: 'Dziecko nie zgłaszało przecież przemocy'. No fakt, nie zgłaszało… bo w wieku sześciu lat nie mówi" - pisze kobieta.

Jaroszewska w opublikowanym poście twierdzi, że wsadziła kij w mrowisko. Kobieta postanowiła, że sama zbada sprawę.

"Zmowa milczenia, dyrekcja nakłania 'by się nie wychylać'. Chciałam odejść, ale postanowiłam doprowadzić pewne sprawy do końca. Mimo szykan i 'ostrzeżeń'" - tłumaczy.

2. "Nasza praca to coś więcej niż nauczanie"

Niestety kobieta poinformowała, że jej się to nie udało, ponieważ została zwolniona.

"W każdym zawodzie są pasożyty, ale żeby taka zaraza obojętności, znieczulicy ogarnęła większość grona pedagogicznego?!" - napisała w poście.

Następnie zwróciła się do byłych już współpracowników, ale także do wszystkich nauczycieli.

"Drogie 'Uczycielki'. Nasza praca to coś więcej niż nauczanie, to towarzyszenie dziecku, opieka i troska. Ofert pracy dla nauczycieli jest mnóstwo! Zachowaj się, jak trzeba i jeśli chcesz, to odejdź, ale zachowaj się, jak trzeba! To my pedagodzy możemy zauważyć wszystko, jeśli chcemy" - zaapelowała.

Jaroszewska dodała, że sytuacja miała miejsce "na kilka dni przed tym, jak cała Polska usłyszała o pobitym Kamilku". Poinformowała również, że sprawa została zgłoszona do Rzecznika Praw Dziecka, do Sądu Rodzinnego i do Prokuratury Rejonowej. Nauczycielka nie zdradza, o które przedszkole chodzi.

"To oczywiste, że odwołałam się do Sądu Pracy, rozprawa 30 sierpnia. Ale dopóki w tym betonowym systemie nic się nie zmieni, honorowo odchodzę z zawodu nauczyciela" - podsumowała.

Pod postem kobiety pojawiło się mnóstwo komentarzy. Oto niektóre wpisy:

"Brawo za postawę. Ta dwójka dzieci miała szczęście, że trafiła na ciebie i mam nadzieję, że dzięki twojej reakcji będą miały szansę na poprawę swojego losu",

"Postawa godna naśladowania! Każdy nauczyciel powinien mieć w sobie tyle empatii i determinacji",

"Znieczulica ludzka w tych czasach to tragedia a dzieci niczemu winne są krzywdzone. Brawo jeszcze raz",

"To pewnie te zacne grono, które najgłośniej krzyczy 'to przez bezstresowe wychowanie....bo za moich czasów to lali tylko słuchali, czy żyje' - obrzydliwe!" - czytamy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze