Trwa ładowanie...

Są bite i maltretowane psychicznie. Tkwią w koszmarze latami

Według badań przemocy doznaje 800 tys. kobiet
Według badań przemocy doznaje 800 tys. kobiet (123RF)

Agnieszka zdążyła chwycić tylko kurtkę i buty. Uciekła od męża sadysty. Katarzyna próbowała odebrać sobie życie. Partner znęcał się nad nią siedem lat. - Nie mam miejsca na ciele, które by oszczędził. Widać Bóg chciał, bym żyła dla moich dzieci - mówi.

1. Coś mnie trzymało przy życiu

Katarzyna opowiada: - Dbałam o tego swojego Jaśka. Wszystko miał. Zastanawiałam się, jak by mu dogodzić. Brałam kartkę, długopis i wymyślałam mu dania. Co niedzielę miał tort albo jabłecznik. Piekłam chleb, taki z chrupiącą skórką, jak mnie babcia nauczyła. Raz świnię rozebrałam i mu kiełbas narobiłam. Zbił mnie za to. Ale jadł ze smakiem.

- Za wszystko dostawałam. To blizna po trzonku od siekiery - pokazuje policzek Katarzyna. - A tu po pile - wskazuje na pokaleczoną dłoń.

- Raz mnie tak mocno uderzył w klatkę piersiową, że dostałam zawału. Wzrok też mam słaby. Dostałam wylewu, tak silny był cios. Nie mam miejsca na ciele, które by oszczędził. Jak mnie bił, to modliłam się, żeby mnie wreszcie zabił, żebym się już nie męczyła dłużej. Trułam się. Coś mnie trzymało przy życiu. Widać Bóg chciał czegoś innego dla mnie. Teraz wiem. Mam synka i córcię. Dla nich żyję - mówi.

2. Kochanie moje

Zobacz film: "Codzienna pielęgnacja zdrowej skóry niemowląt i małych dzieci"

- Nie zawsze było źle. Na początku dobrze nam się układało. Poznaliśmy się w szpitalu. Jan miał operację. Ja wtedy leżałam kilka miesięcy. Wpadliśmy na siebie na korytarzu. Spodobał mi się. Postawny mężczyzna, ciemne oczy. Zaczęliśmy się spotykać. Powiedział, że jest rozwodnikiem i ma dzieci. Wydawało mi się, że mnie kocha.

_Zamieszkaliśmy razem. Jeździliśmy w góry i nad morze. "Kochanie" do mnie mówił. Na rękach do morza nosił. Kwiaty mi wręczał. Prezenty dawał. Pod oknami na harmonii grał. Taki był mój Jasiek. Dobry człowiek mi się trafił - myślałam.

3. Koszmar

- Pierwszy raz mnie poddusił, gdy spałam. Nie wiedziałam, co się dzieje, nie mogłam zaczerpnąć tchu. Obudziłam się, a on zaciskał na mojej krtani rękę. Od tamtego czasu nie miał już żadnych oporów. Jak wpadał w szał, to piana mu się z ust toczyła.

Więził mnie w domu, zabierał rentę. Zniszczył telefon i komputer, żebym przypadkiem maila nie wysłała nikomu. Raz mnie zamknął w zimie w samochodzie, w samej koszuli nocnej. Córcia zawsze schronienie u sąsiadów miała, ilekroć się nade mną znęcał.

Gdy byłam w ciąży z Jaśkiem, zrobił mi wielką krzywdę. Trzy miesiące po tym w szpitalu leżałam. Cud, że Jasiek zdrowy się urodził, że w ogóle jest. Brałam wtedy dużo leków.

Jasiek, ten mój mały cud, imię ma po ojcu. I podobny jest do niego bardzo. Kiedyś mu powiem, że tata był złym człowiekiem.

Byłam w kilku ośrodkach dla kobiet. Mam wreszcie spokój. Jak on wyjdzie z więzienia, znów muszę gdzieś uciekać. Nigdy go nie pytałam, dlaczego znęcał się nade mną. Może mnie nie kochał, tylko do gotowania i prania byłam mu potrzebna.

4. Agnieszka

Agnieszka mieszka w tym samym ośrodku dla kobiet, do którego trafiła Katarzyna. Wpatrzona w dal, otula się kurtką. Od czasu do czasu obserwuje zabawę Jaśka, syna Katarzyny.

-Jestem załamana. Czuję się bezdomna. Ile w takim ośrodku można żyć? Co potem? Gdzie pójść? Do kogo?_ Do niego nie wrócę. Ale dłużej nie mogłam wytrzymać. Bił mnie i poniżał osiem lat.

Przywykłam z czasem do tego bicia i awantur. Przyjmowała to jak normalną sytuację, to tak, jak mówienie "Dzień dobry".

Na początku było dobrze. Poznaliśmy się w sklepie. Pomógł mi wybrać proszek, a potem zaprosił do restauracji. Nie pamiętam, kiedy zaczęło się źle dziać. Na początku rzadko bił, raz na jaki czas.

Potem coraz częściej. W trzecim roku małżeństwa już dostawałam od niego regularnie. I zawsze wyzywał, poniżał. Straciłam zęby i mam niedosłuch, bo po głowie zawsze dostawałam, żeby nie było widać.

Oglądałam kiedyś wiadomości, mówili, że ośrodek interwencyjny budują dla kobiet, które doznają przemocy. Wtedy pomyślałam, że tam ucieknę. Podszedł do mnie, wyłączył telewizor i sprał mnie, że głupoty oglądam.

Pił i bił. Najgorsze były święta, bo wtedy pił na okrągło. Pewnego dnia uciekłam tak, jak stałam. Chwyciłam buty i kurtkę, nic więcej nie wzięłam. Pobiegłam do koleżanki. Ja bym mu wybaczyła, ale już wiem, że nie zmieni się nigdy.

5. Bo źle położyła chusteczki na stole

Na początku są kwiaty, spacery, uśmiechy. Nic nie zapowiada tragedii. Partner obserwuje swoją ukochaną. Sprawdza, jakie ma słabości, jakie popełnia błędy. Musi wiedzieć, na ile może sobie pozwolić oraz kiedy może przekroczyć granicę dobrego zachowania i człowieczeństwa.

Obserwuje, zapamiętuje i wyciąga wnioski. Nie pokazuje swojej prawdziwej twarzy. Dobre i spokojne chwile powoli dobiegają końca. Zaczyna się faza narastającego napięcia.

Tylko krok dzieli go od wybuchu agresji. Padają wyzwiska, dochodzi do szarpaniny. Pada pierwszy cios. "Zobacz, do czego doprowadziłaś. To twoja wina. Muszę cię ukarać" - tłumaczy się oprawca w takiej sytuacji.

Gdy atak furii mija, on znów zamienia się w kochającego partnera. Zaczyna się następna faza związku - miesiąc miodowy. On obiecuje, że się zmieni, okazuje skruchę, klęka, kupuje kwiaty. Ona wybacza, bo wierzy, kocha, ma nadzieję. I znów dobre dni się kończą.

Powraca faza napięcia. Ona drży, bo już wie, że za chwilę będzie bita i poniżana. Wybuch agresji wywołuje niewłaściwie położona paczka chusteczek, kropka zaschniętej wody na kranie, dywan odkurzony pod włos. Ofiary latami uczą się bezbłędnie odgadywać ich potrzeby. Spełniają zachcianki. Stoją na baczność, gdy wchodzą do domu.

Po sposobie odstawienia krzesła, intensywności jego kroków na schodach i ułożenia dłoni już wiedzą, w jakim jest nastroju i co się wydarzy.

-Cykliczność faz w zaburzonej, patologicznej relacji między kobietą a mężczyzną jest bardzo typowa. Z czasem etap miesiąca miodowego jest coraz krótszy, aż zupełnie zanika, pozostaje tylko faza napięcia i agresji – tłumaczy WP parenting Magdalena Iczałow z Fundacji Pomoc Kobietom i Dzieciom.

6. Zamyka ofiarę w klatce, a ona ma nadzieję

-Sprawcy mają zaburzoną empatię, bardzo niską wrażliwość. Są przekonani, że tylko siłą można coś zdobyć. Dla nich przemoc jest czymś zupełnie naturalnym, bo sami jej zazwyczaj doświadczali w dzieciństwie albo w młodości - tłumaczy Iczałow.

Łatwiej im w taki sposób osiągać cele, kontrolować partnerkę. Nie zdają sobie sprawy, że źle postępują albo wypierają to, aby poczuć się lepiej. Obwiniają swoje ofiary, stosując tzw. zjawisko prania mózgu. Najpierw izolują partnerkę od rodziny, bliskich i przyjaciół. Potem znęcają się nad nią i ubliżają jej. "Jesteś słaba, nie poradzisz sobie beze mnie" - wmawiają kobietom. Przemoc domowa nie ogranicza się tylko do fizycznego znęcania się. To przemoc ekonomiczna, to także maltretowanie psychiczne.

7. Kobieta tkwi w tym koszmarze latami

Dlaczego tak długo? Nie mają gdzie uciec, są z dala od bliskich, niczym więźniowie we własnym domu. Często wstydzą się swojej sytuacji. Powstrzymuje je tląca się nadzieja. Chcą wierzyć, że stanie się cud i coś się zmieni w ich życiu na lepsze.

-I tak gehenna trwa aż do momentu, w którym sprawca przekroczy ich granicę bólu i cierpienia. Dla jednej kobiety będzie to moment, gdy on podniesie rękę na dziecko, dla innej - gdy zamierzy się na nią z siekierą - wyjaśnia Iczałow.

8. Obcy jest mniej niebezpieczny niż swój

Z badań Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wynika, że każdego roku przemocy fizycznej doznaje od 800 tys. do 1 mln Polek, a 30 tys. kobiet jest gwałconych.

-Obcy jest mniej niebezpieczny niż swój_ - twierdzi Kazimierz Walijewski, emerytowany policjant, który od lat w Suwałkach prowadzi poradnię dla kobiet, które doświadczyły przemocy.

-Przemoc psychiczna, ekonomiczna i fizyczna kryje się pod własnym dachem. Do gwałtów dochodzi najczęściej nie na ulicy, ale w domu. Zdesperowane kobiety szukają pomocy na policji. Powinny udać się także do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej czy do Gminnej Komisji Rozwiązywanie Problemów Alkoholowych. To tam znajdą listę miejsc, w których mogą się  schronić_ - wyjaśnia Walijewski.

Szukają pomocy w internecie, dzwonią na niebieską linię. Od stycznia 2016 do początków listopada 2016 roku konsultanci odebrali ponad 8,5 tys. połączeń. W 2015 roku ponad 13 tys. telefonów. Dzwonią świadkowie przemocy z pytaniem, jak pomóc, i ciemiężone kobiety. Płaczą i opowiadają szczegóły swojego koszmaru. Konsultanci interweniują w ich imieniu na policji.

-Policjanci wystawiają niebieską karta. To sygnał, że w tym domu kobieta lub dziecko doświadczają przemocy - wyjaśnia Walijewski.

9. Niedostateczna pomoc

Najczęstsze błędy wychowawcze rodziców
Najczęstsze błędy wychowawcze rodziców [5 zdjęć]

Nie istnieje chyba bardziej odpowiedzialne zadanie niż wychowanie dziecka. Właściwie wszystkie decyzje

zobacz galerię

Niestety w Polsce pomoc dla ofiar przemocy domowej wciąż jest niedostateczna. Według raportu NIK, w 2014 roku ponad 106 tys. rodzin otrzymało niebieską kartę. 14 tys. sprawców zostało zatrzymanych przez policję. Ponad 14 tys. zostało skazanych. 73 proc. wyroków to zawieszenie. Tylko 1/4 przypadków przemocy jest ujawniana.

Według inspektorów NIK niebieskie karty są jeszcze zbyt mało skuteczne w doprowadzaniu do trwałego ustania przemocy. Wynika to przede wszystkim z ograniczonych możliwości odizolowania sprawców od osób krzywdzonych, niewystarczającej pomocy specjalistycznej. Problem zapewnienia bezpiecznego schronienia jest o tyle istotny, że w dalszym ciągu najczęściej to pokrzywdzone w sytuacji kryzysowej muszą opuszczać wspólne miejsce zamieszkania - czytamy w raporcie.

-Jestem zwolennikiem izolacji, ale niestety system prawny jest nieudolny. To zazwyczaj sprawca pozostaje w domu, a kobieta, często z dziećmi, musi uciekać i trafia do centrum interwencji kryzysowej. Tuła się od ośrodka do ośrodka. Jeśli partner staje przed sądem, to te przeważnie orzekają kary w zawieszeniu - mówi Walijewski.

Zdarza się i tak, że kobiety wycofują zeznania i sprawy zostają umorzone z powodu braku dowodów. To bardzo trudne sytuacje. Kobieta zawsze wierzy, że coś się zmieni, więc daje szansę.

-Na pewno nie wolno milczeć i godzić się na cierpienia. Trzeba szukać pomocy, by uniknąć tragedii - mówi Kazimierz Walijewski.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze