Nie żyje 18-latek. Ostatniej wiadomości od dziewczyny nie odczytał
18-letni Dmytro wyszedł z pracy i z zakupami wracał do domu. Idąc, pisał sms-y z dziewczyną, z którą umówił się na randkę. Ostatniej wiadomości nie zdążył jednak odczytać: padł na ulicy przygnieciony przez kilkudziesięciokilogramowy fragment remontowanej kotłowni, który spadł z dachu.
1. Wypadek na ulicy
Dmytro, przygnieciony częścią pieca, stracił przytomność. Karetką zabrano go do szpitala.
- Stan Dmytra jest ciężki. Przeszedł wielogodzinną operację, która uratowała mu życie, jednak wciąż pozostaje w śpiączce - mówiła dla programu "Uwaga!" w telewizji TVN Agnieszka Kuncka, ordynatorka Oddziału Intensywnej Terapii Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego.
Bliscy nastolatka o jego wypadku dowiedzieli się z mediów społecznościowych. Świadkini tego, co się stało, poinformowała o nim na grupie osiedlowej.
2. Śmierć Dymiro
Mimo walki o życie Dymiro zmarł 7 sierpnia o godzinie 20:20. Element pieca, który na niego spadł, ważył około 30 kg. Jak ustalili twórcy programu "Uwaga!", w dniu wypadku na dachu pracowało dwóch robotników. Jeden z nich zrzucał na dół zdemontowane części. Jako pierwszy z dachu spadł 30-kilogramowy wymiennik ciepła.
- Przesłuchany w charakterze podejrzanego przyznał się do zarzucanego mu czynu. Twierdził, że wielokrotnie upewniał się, czy nikogo na dole nie ma, zanim zrzucił metalowy element. Nie zauważył poszkodowanego, który według jego zeznań wyszedł zza rogu budynku - mówi Remigiusz Krynke, Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.
Dron, którym przyjaciel rodziny Dymitra próbował ustalić przebieg wydarzeń, zarejestrował jednak, że ścieżka, którą szedł chłopak, jest z dachu dobrze widoczna. Planowana jest wizja lokalna, która ma pomóc w wyjaśnieniu sprawy.
- Obecnie ustalamy osoby, które w tamtym momencie się tam znajdowały - przekazał prokurator Krynke.
- To jest brak wyobraźni i odpowiedzialności. Przepisy jasno mówią, że teren prac powinien być zabezpieczony. Jeżeli nie ma takiej możliwości, powinna być tablica informacyjna. W sytuacji, gdy planowano zrzucić coś z dachu, jeden z pracowników powinien być na dole i zatrzymać ruch - komentuje Mariusz Dobrzeniecki, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl