Technik przerwał badanie i wyszedł. Matka czuła, że coś jest nie tak
Gdy 35-letnia Alyson Irwin wybrała się na badanie w 20. tygodniu ciąży, nie spodziewała się, co za chwilę usłyszy. Tym bardziej, że kilka tygodni wcześniej wykonywała już USG. Wraz z mężem niecierpliwie oczekiwała narodzin bliźniaczek, na które w domu czekała starsza siostrzyczka, dwuletnia Kennedy. Dziewczynki urodziły się zrośnięte. Jak potoczyło się ich życie?
W tym artykule:
Trudna diagnoza
Ledwie badanie się zaczęło, gdy technik przeprosił ją i jej męża, 31-letniego wówczas Phila, mówiąc, że musi skontaktować się z lekarzem.
- Zrobiło mi się niedobrze. To się dzieje tylko wtedy, gdy coś jest bardzo nie w porządku - opowiada Alyson w rozmowie z "New York Post".
Wtedy para dowiedziała się od lekarza, że kobieta nosi w sobie bliźnięta syjamskie, czyli takie, które są ze sobą zrośnięte. Oboje bardzo się wystraszyli. "Czy dzieci przeżyją? Jakie będzie ich życie?" - zastanawiali się.
Rozwój niemowlęcia miesiąc po miesiącu
Zrośnięte bliźniaczki
Następnego dnia rodzice spotkali się z zespołem specjalistów i dowiedzieli, że ich dwie córeczki, Sarabeth i Amelia, od mostka do pępka są połączone klatką piersiową. Dziewczynki miały wspólną wątrobę, ale nie było pewności, czy dzielą również serce. Gdyby tak było, nigdy nie mogłyby zostać rozdzielone.
Jak podaje "New York Post", tylko jedno na 100-200 tys. dzieci rodzi się w ten sposób.
- Przez tygodnie budziłam się codziennie, przekonana, że miałam koszmarny sen - tylko po to, by przypomnieć sobie, że to wszystko jest prawdziwe - wspomina Alyson. - Ale nie mogłam w to uwierzyć. Aby się chronić, przygotowywałam się na najgorsze.
W 25. tygodniu ciąży okazało się, że dziewczynki mają osobne serduszka. Pojawiła się więc nadzieja na ich rozdzielenie.
Operacja rozdzielająca
11 czerwca 2019 roku, w 33. tygodniu ciąży, Sarabeth i Amelia przyszły na świat splecione w uścisku.
- Zdołałam tylko rzucić na nie okiem, zanim zostały zabrane na oddział intensywnej terapii noworodków. Mimo to poczułam ogromną falę miłości i ulgi dla moich maleńkich córek. Pomyślałam: "Nasze cudowne dziewczynki dotarły aż tutaj" - opowiada dumna mama.
Rozdzielenie sióstr zaplanowano na za pół roku. Tuż przed operacją dziewczynki zachorowały jednak na zapalenie płuc, a potem rozpoczęła się pandemia COVID-19. W miarę jak rosły, czekanie rodziło coraz więcej obaw dotyczących operacji. Jakie będą fizyczne i emocjonalne konsekwencje ich rozdzielenia? Czy pojawią się komplikacje? Czy będą czuły się samotne?
W końcu, w sierpniu 2020 roku, dziewczynki trafiły na salę operacyjną. Ze względu na restrykcje związane z pandemią przerażeni rodzice musieli czekać na szpitalnym parkingu.
- Kiedy mój telefon zaczął dzwonić, serce mi stanęło - bałam się złych wiadomości. "Alyson, jesteśmy blisko zakończenia rekonstrukcji" - usłyszałam spokojny głos w słuchawce. "Chirurg właśnie tworzy im dwa pępki". Zakręciło mi się w głowie z ulgi i wybuchłam płaczem - wspomina mama dziewczynek.
Potem Alyson weszła na salę pooperacyjną i zobaczyła córki leżące po raz pierwszy w osobnych łóżeczkach.
- Minęły dwa długie tygodnie, zanim mogłam je przytulić, ale gdy w końcu wzięłam każdą z nich w ramiona, moje serce niemal pękło z radości - mówi.
Zaledwie miesiąc po operacji Sarabeth i Amelia wróciły do domu. Teraz mają już sześć lat. Biegają, czytają, bawią się i śmieją razem ze starszą siostrą, ośmioletnią Kennedy.
- To najpiękniejszy widok na świecie. Nigdy jednak nie zapomnimy tej drogi, którą przeszliśmy. Nauczymy Sarabeth i Amelię, by były dumne z blizn, które biegną wzdłuż ich klatek piersiowych. To znak ich siły i niezależności - chcę, aby nosiły je z dumą - mówi Alyson.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródła
- New York Post