Urodziła dziecko w czasie wojny. "Leżeliśmy na podłodze, próbując schronić się przed kulami"
24-letnia Anastasia nie mogła opuścić Ukrainy z powodu zaawansowanej ciąży. Kobieta była zmuszona rodzić, gdy za oknem słychać było strzały i wybuchy. Wraz z mężem schroniła się w pomieszczeniu bez okien, jednak szybko musieli zejść do piwnicy. Kobieta opowiedziała o swoim porodzie i późniejszej ucieczce z miasta.
1. "Urodzenie dziecka w czasie wojny jest przerażające"
Mimo ataku Rosji i ciągłego ostrzału niektóre z ukraińskich szpitali nadal działają. Lekarze nie zamierzają opuszczać swoich pacjentów i robią wszystko, aby zapewnić im jak najlepszą opiekę. Warunki jednak są bardzo trudne. Dzieci przychodzą na świat w piwnicach i schronach, gdy w pobliżu spadają rosyjskie rakiety i pociski, w tym zakazane bomby kasetowe.
Brakuje łóżek, noworodki leżą na kocach rzuconych na betonową podłogę.
24-letnia Anastasia, swoje pierwsze, wymarzone dziecko urodziła w szpitalu, gdy za oknem trwał rosyjski ostrzał.
- Urodzenie dziecka w czasie wojny jest przerażające. Ale to także czas radości, ponieważ pokazuje, że nawet w najciemniejszych dla Ukrainy czasach życie toczy się dalej - mówi kobieta.
Wojna wybuchła kilka dni przed terminem porodu Anastasii.
- Na początku razem z mężem schowaliśmy się w pokoju, w którym nie było okien. Jednak wybuchy były coraz częstsze. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do piwnicy. Wchodziliśmy na górę tylko po jedzenie i wodę. Pewnego dnia weszłam do sypialni i zobaczyłam, że kula wybiła nasze okno. Wtedy uświadomiłam sobie, jak blisko naszego domu była wojna. Bardzo się bałam o nas i o nasze dziecko. Naprawdę nie chciałam urodzić w piwnicy - wspomina.
Na szczęście, gdy kobieta zaczęła rodzić, jej mężowi udało się przewieźć ją bezpiecznie do szpitala.
- Zaczęłam rodzić 1. marca. Polina przyszła na świat poprzez zabieg cesarskiego cięcia - opowiada dumna mama.
Jednak szczęście Anastasii nie trwało długo. Kobieta i jej córeczka musiały udać się do szpitalnego schronu, ponieważ rosyjskie wojska znowu rozpoczęły ostrzał.
- To był mały pokój. Razem ze mną przebywało tam wiele innych kobiet. Było bardzo zimno, a na podłodze leżały tylko materace. To był okropny sposób na spędzenie kilku pierwszych dni z dzieckiem, ale chciałam, żeby moja córeczka była bezpieczna. Cały czas słychać było wybuchy, szpital był atakowany, ale ja koncentrowałem się tylko na Polinie - mówi młoda mama.
2. "Leżeliśmy na podłodze, próbując schronić się przed kulami"
Kilka dni później rodzina wyjechała z miasta.
- Wiedzieliśmy z mężem, że musimy wyjechać. Chcieliśmy chronić naszą córeczkę. Sąsiad powiedział nam, że niektóre autobusy wyjeżdżają z miasta. Udało nam się zdobyć miejsca dla nas, dla mojej mamy i babci - relacjonuje.
Gdy autobus ruszał, Rosjanie znowu rozpoczęli ostrzał.
- To było przerażające. Wszyscy krzyczeli i płakali. Leżeliśmy na podłodze, próbując schronić się przed kulami. Tak mocno ściskałam Polinę. O dziwo, nikt w autobusie nie został ranny - wspomina.
Rodzinie udało się bezpiecznie dotrzeć do Lwowa.
- Poród na wojnie jest okropny. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić mojej córce bezpieczeństwo i jestem przekonana, że wygramy tę wojnę - podsumowuje kobieta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl