Rodzice nie posyłają dzieci na religię. Ekspert tłumaczy, dlaczego
Coraz więcej rodziców deklaruje, że ich dzieci nie chodzą na lekcje religii. Jedni chcą dać swoim pociechom prawo wyboru, inni w ten sposób pokazują, że nie zgadzają się z tym, co dzieje się w Kościele Katolickim.
1. "Poprosił, więc go wypiszę"
Uczestnictwo w lekcjach religii w przedszkolach i szkołach nie jest obowiązkowe. Jeszcze przed rozpoczęciem nauki, zgodę na nie wyrażają rodzice. I większość wyraża wolę, by ich dzieci uczyły się o Bogu. Jednak coraz więcej rodziców decyzję zmienia, albo owej woli nie wyraża.
Syn Beaty na religię chodzi. "Mimo że lubimy czytać Stary Testament i w Boga wierzy, uznał, że Kościół przekroczył zasady. Jakie? Powiedział, że jak ktoś krzywdzi dzieci i jego mamę, to on nie chce mieć z nim nic wspólnego. I tyle" – pisze Beata na naszym FB. Postanowiła, że wesprze 8-letniego syna i wypisze go z religii.
Beata i jej syn nie są jedyni. "Syn nie chodzi od września", "Ja wypisałam dzieci, bo chciały", "Mnie córka poprosiła, zgodziłam się", "Moja córka na religię nie chodzi - jako jedyna z całej klasy". Takie i wiele innych wpisów przeczytamy na fanpage WP Parenting na Facebooku. Rodzice ze śmiałością i bez skrępowania tłumaczą, dlaczego podjęli decyzję o wypisaniu dziecka z katechezy.
- Kiedyś religia w szkole podnosiła średnią ocen podobnie jak wf i plastyka, ale to, co teraz się dzieje w szkole, to istny cyrk. Czasami więcej zadają z religii niż z matematyki (...). Albo to wymuszone chodzenie do kościoła, zbieranie podpisów przed komunią czy bierzmowaniem, istna patologia i zniechęcanie dzieci do tej instytucji - pisze Ania.
- Moim subiektywnym zdaniem miejsce religii jest w kościołach, a nie w szkołach. Lekcje "religii", które są obecnie, mają błędną nazwę. Nie uczy się tam o religiach, a jest ich wiele, ale o jednaj konkretnej rzymskokatolickiej, pomijając całkowicie pozostałe. Tak jakby tylko ta jedyna była słuszna - twierdzi Wioletta.
- Już dawno wypisałam córkę z religii w szkole, niestety trafiła na katechetów, którzy częściej na lekcji mówili o polityce niż o wierze w Boga. Dla nas w domu te dwa światy się nie łączą - mówi Ania.
- Sama napisałam wniosek o apostazję. Nie chcę takiej instytucji! Bóg jest wszędzie i żaden facet w sukience nie będzie mi pośrednikiem. Świat poszedł do przodu, a oni nadal w średniowieczu są - denerwuje się Beata.
2. Rodzice dostrzegają obłudę i wyciągają wnioski
Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego na religię uczęszcza 88 proc. wszystkich polskich uczniów (od przedszkoli po szkoły zawodowe i licea, dane z roku szkolnego 2018/2019). To dużo. ISKK nie podane jednak, jak te statystyki zostały wyliczone.
- Dane z ISKK mogą być danymi życzeniowymi. Przede wszystkim dlatego, że nie wiemy, co oznacza "uczestnictwo" w lekcjach religii. Zapewne brano pod uwagę tylko formalne odmowy. A co z biernym uczestnictwem, czyli traktowaniem religii jako kolejnego, nudnego przedmiotu, który trzeba "odpękać" – zastanawia się dr Tomasz Sobierajski, socjolog, który od lat bada zjawisko religijności Polaków.
Ekspert zauważa, że wśród rodziców obserwujemy coraz większą świadomość tego, że dziecko z religii można wypisać i nic złego się nie stanie, świat się nie zawali. Są to jednak bardzo trudne decyzje z kilku względów.
- Po pierwsze, lekcje religii znajdują się najczęściej w środku planu zajęć i dzieci, które w lekcji nie uczestniczą często bywają pozostawione same sobie. Po drugie, w Polsce nadal zauważamy dużą stygmatyzację społeczną dzieci, które nie chodzą na religię. Bywają wyśmiewane przez rówieśników i czują się odsunięte przez grupę. O ile dla młodzieży to już nie jest duży problem, o tyle dla uczniów podstawówek i przedszkoli, dla których grupa rówieśnicza to bardzo ważny element życia, jest to często problem nie do przeskoczenia – wyjaśnia dr Sobierajski. W związku z tym wiele dzieci chce chodzić na lekcje religii, ponieważ ich koledzy i koleżanki to robią.
- Oczywiście, są także rodzice, którzy nie puszczają dziecka na religię na jego prośbę. - Myślę, że wiele osób w ostatnim czasie nabrało większej odwagi do tego, by przeciwstawić się kościołowi rzymskokatolickiemu. Patrzą na to, co dzieje się dookoła, dostrzegają obłudę i wyciągają wnioski – zauważa socjolog.
3. Warszawa sprawdza lekcje religii
Liczbę dzieci uczęszczających na religię postawił sprawdzić warszawski magistrat. W roku szkolnym 2018/2019 rozesłał do dyrekcji warszawskich szkół i przedszkoli specjalną ankietę. Z uzyskanych danych wynika, że w szkołach podstawowych, w lekcjach religii uczestniczy ok. 78 proc. z ok. 131 tys. dzieci. W placówkach ponadpodstawowych jest to 45 procent z prawie 80 tys. uczniów. Rezygnacja z lekcji pojawia się więc już po bierzmowaniu.
Choć warszawskie statystyki nie odzwierciedlają stanu faktycznego dla całej Polski, to jednak dają do myślenia. Jeszcze więcej zastanowienia budzą obecne protesty, w czasie których zarzuty padają także w stronę Kościoła Katolickiego.
- Nasze podejście do uczestnictwa w praktykach kościelnych jest często bezrefleksyjne, oparte głównie na szacowaniu zysków i strat. Większość z nas chodzi do kościoła "na wszelki wypadek", bo przecież inaczej nie uzyskamy ślubu, pogrzebu, nie poślemy dziecka do komunii. Fasadowość naszej religijności przybiera coraz bardziej karykaturalne formy – podkreśla dr Sobierajski.
- Moje analizy życia kościelnego po ’89 r. pokazują, że liczba dominicantes (osób uczestniczących w niedzielnej mszy) oraz comunicantes (osób przystępujących do komunii) systematycznie spada. Najwięcej wiernych kościół traci wtedy, gdy niebezpiecznie zbliża się do panującej władzy. Tak, jak to ma miejsce teraz – podsumowuje ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl