Trwa ładowanie...

Podróż, która odmieniła niejedno życie. Polacy pomagają kenijskiej wiosce

Avatar placeholder
26.11.2018 14:31
Mała Madzia z mamą
Mała Madzia z mamą (Fundacja "Kenya sante sana Polska")

Niedaleko Ukundy mieszka ponad dwuletnia Magda. Jej los mocno związany jest z małżeństwem z Polski, które w Kenii znalazło się przypadkiem. Teraz dzielą swoje życie między tymi dwoma światami. I chociaż czasem nachodzi ich myśl: "Czy my przypadkiem nie oszaleliśmy?!" - takie życie bardzo im odpowiada. O tej historii dowiedzieliśmy się dzięki dziejesie.wp.pl.

Magda urodziła się w Kenii, ale imię otrzymała po Polce
Magda urodziła się w Kenii, ale imię otrzymała po Polce (Fundacja "Kenya sante sana Polska")

1. Pierwsza wizyta w Kenii

Magda i Robert przyznają, że Kenia nie była na liście ich wymarzonych miejsc podróży. Urlop z okazji 25. rocznicy ślubu planowali od dawna, ale w ostatniej chwili, w wyniku zbiegu okoliczności padło jednak na Kenię.

- Jak patrzę na to wszystko z perspektywy trzech ostatnich lat, to wiem, że wtedy pojechaliśmy do Kenii zupełnie nieprzygotowani. Wiedzieliśmy w sumie tylko, gdzie leży Kenia. W tamtym czasie nie był to zbyt popularny kierunek, przebywało tam niewielu turystów i to nas najbardziej przekonywało. Chcieliśmy spędzić ten czas we dwoje – zaczyna opowieść Magda.

Jedyne co przed wyjazdem zdążyli przeczytać w przewodniku to fakt, że plaże w Kenii choć są piękne, to jednak to plaże publiczne, na których roi się od tzw. ''beach-boysów'' i że spotkania z nimi bywają najczęściej nieprzyjemne.

Zobacz film: "Czy jesteś gotowy na dziecko?"

Jednego z nich poznali już pierwszego dnia. Magda początkowo chciała go zignorować, ale mężczyzna zagadał do nich po angielsku. To właśnie ten ujmujący, śpiewny angielski i fakt, że mężczyzna nie był nachalny i natarczywy sprawił, że Robert i Magda zgodzili się na wycieczkę, którą oferował. Razem popłynęli starą, drewnianą łodzią na rafę.

- Jakoś tak wyszło, że ten przypadkowo poznany na plaży mężczyzna postanowił zostać naszym przewodnikiem po okolicy. Rozmawiało nam się dobrze - dodaje Magda.

Kolejny dzień spędzili na spacerach i poznawaniu otoczenia. Nawet bariera językowa nie była przeszkodą. Robert bardzo dobrze mówi po angielsku, Magda wtedy jeszcze znała tylko kilka prostych zwrotów, a ich nowy przyjaciel – Mohcio, jako że był niewykształconym Kenijczykiem, posługiwał się bardzo prostym językiem.

- Mimo bariery językowej i kulturowej, od razu nawiązaliśmy dobry kontakt z Mohciem. Dowiedzieliśmy się, że ma żonę, która jest od niego około 20 lat młodsza. Musiał zapłacić za nią "mahari", czyli opłatę małżeńską. Ze ściśniętym gardłem opowiadał o tym, że stracili już 4 dzieci, a żona jest w kolejnej ciąży. Mnie ta historia bardzo poruszyła. Chociaż na początku byłam trochę sceptyczna i zadawałam sobie pytanie, czy to nie jest historia wymyślona w celu chwycenia za serce nas i podobnych nam turystów. Zaczęłam pytać, dociekać i historia stawała się coraz bardziej wiarygodna - opowiada Magda.

2. Wioska z dala od szlaku turystycznego

Kolejnego dnia Kenijczyk zaprosił Magdę i Roberta do swojego domu. Chociaż nazwanie tego domem było dużym nadużyciem. Miejsce było bardzo zaniedbane. Tam też małżeństwo poznało żonę Mohcia - 19-latkę imieniem Mwanasha, która nigdy nie chodziła do szkoły i ich 13-miesięcznego synka Hamisiego..

Pierwsza wizyta była dla Magdy i Roberta szokiem. Postanowili, że zamiast wydawać 500 dolarów na wycieczkę na safari, postarają się za te pieniądze pomóc rodzinie Mohcia i dzieciom z wioski

- To była taka pomoc po omacku. Następnego dnia odwiedziliśmy wioskę ponownie. Udało nam się spędzić więcej czasu z mieszkańcami. Byli przyjaźnie nastawieni i serdeczni. W przysiółku, który odwiedziliśmy, mieszka ok. 200 osób, z czego większość stanowią dzieci. Wioska nie leży na szlaku turystycznym i przebywając w niej można zaobserwować, jak wygląda prawdziwe życie w Kenii.

Podczas wizyty kolejny raz rozmawiali o sytuacji żony Mohcia. Kobieta podejrzewała, że jest w ciąży, bardzo bała się też o swoje zdrowie i życie jej kolejnego dziecka. Poprzednie trzy ciąże skończyły się tym, że dzieci zmarły zaraz po urodzeniu.

- Oczywistym wydawało nam się, że kobietą powinien zaopiekować się lakarz. W Kenii służba zdrowia jest płatna i bardzo droga, co czyni ją niedostępną dla najbiedniejszych Kenijczyków.Nie potrafiliśmy zostawić tej dziewczyny bez pomocy. Trafiła do lekarza i na badania – mówi Magda.

Robert i Magda z małą Madzią
Robert i Magda z małą Madzią (Fundacja "Kenya sante sana Polska")

U lekarza okazało się, że młoda kobieta jest niedożywiona, ma ostrą niedokrwistość. Jedyną szansą na uratowanie ciąży było podanie kobiecie krwi i objęcie jej opieką lekarską aż do rozwiązania. Magda i jej maż zdecydowali się wziąć na siebie koszty związane z opieką nad ciężarną.

Ich dziewięciodniowy pobyt w Kenii dobiegał końca. Magda i Robert, żegnając się z Kanią zostawili pieniądze nowemu przyjacielowi, na dalszą opiekę nad rodziną i najbiedniejszymi z wioski. Do Polski wrócili pełni zapału i energii do działania.

3. Naiwność ma swoją cenę

W Polsce czekali na Magdę i Roberta rodzina i znajomi. Byli spragnieni pięknych zdjęć z safari i kenijskich krajobrazów. Zamiast tego małżeństwo zaczęło opowiadać o tym, co ich spotkało - o nowo poznanych przyjaciołach, o tym, że chcą pomagać mieszkańcom wioski.

- Niektórzy nasi znajomi zaczęli pukać się w głowę i byli zdziwieni, że daliśmy się tak podejść, uwierzyliśmy w rzewne historie i uznali nas za naiwynych i łatwowiernych – mówi Magda.

Przez kolejnych kilka miesięcy Magda i Robert mieli bardzo sporadyczny kontakt sms-owy z Mohciem. To były proste, krótkie wiadomości, pisane fonetycznie po angielsku. Mohcio informował również o wizytach żony u lekarza i stanie jej zdrowia

Magda i Robert regularnie wysyłali też paczki do Kenii. Oczekiwanie na rozwiązanie przedłużało się. Nie pomagał też fakt, że sceptycznie nastawieni znajomi wciąż próbowali ''przemówić im do rozsądku'' tłumacząc, że Kenijczyk pewnie kłamie, a smsy wysyła po to, by wyciągać od nich pieniądze i pomoc rzeczową.

Magda przyznaje, że czasem pojawiały się w jej głowie wątpliwości. 27 sierpnia 2016 roku Mohcio napisał, że jego żona urodziła dziewczynkę i tak jak obiecał córeczka dostała na imię Magda.

- Pamiętam, że powiedziałam wtedy do męża: ''Słuchaj, nawet jakbyśmy mieli jeść tylko chleb z masłem, to musimy jeszcze przynajmniej raz pojechać do Kenii''. To było wbrew naszej wcześniejszej zasadzie, że nie wracamy dwa razy do miejsca, które odwiedziliśmy – mówi Magda.

Nawet po tym smsie nie zniknęły głosy, że małżeństwo padło ofiarą oszustwa. W końcu co za problem w kenijskiej wiosce znaleźć dziecko w podobnym wieku do rzekomej "Madzi".

4. Historia pierwszego zdjęcia

Niełatwo było wysłać z Kenii pierwsze zdjęcie Madzi
Niełatwo było wysłać z Kenii pierwsze zdjęcie Madzi (Fundacja "Kenya sante sana Polska")

Pierwsze zdjęcie małej Madzi przyszło do Magdy i Roberta po ok. trzech tygodniach od jej narodzin. Żeby je wysłać Mohcio musiał wykazać się nie lada umiejętnościami logistycznymi.

- Jeden z naszych znajomych Kenijczyków musiał przyjść na piechotę ze swojej wioski, z telefonem pożyczonym od jeszcze innego Kenijczyka. Zrobił zdjęcie, a następnie pojechał do kafejki internetowej do Ukundy, żeby nam je wysłać - opowiada Magda.

Teraz dzięki staraniom Magdy i jej męża wiele osób z wioski posiada telefony, które pozwalają na codzienną komunikację ze światem. Wtedy, gdy urodziła się Madzia, takich możliwości nie było.

5. To jest twoja ''somu''

Madzia urodziła się pod koniec sierpnia, a Magda i Robert po raz pierwszy poznali ją w styczniu 2017 roku, podczas swojej drugiej podróży do Kenii.

- Madzia miała wtedy pół roku. To było dla nas niezwykłe przeżycie. Wiem, że my podchodzimy do tego bardzo osobiście i emocjonalnie. Madzia w ogóle się nas nie bała, od razu wytworzyła się między nami taka więź. Wszyscy w wiosce: ''Madzia to twoja somu'' – mówi Magda.

Okazało się, że ''somu'' to magiczne i szczególne słowo w języku suahili. Oznacza bratnią duszę, która nosi takie samo imię. W Kenii nadanie dziecku imienia jest bardzo ważne. Tam nie podąża się za modą, nie szuka się popularnych imion. Imię ma dla Kenijczyków jest '"zawołaniem do życia". Oni wierzą, że ma ogromny wpływna całe życie człowieka.

Pierwsze spotkanie Magdy i Roberta z Madzią
Pierwsze spotkanie Magdy i Roberta z Madzią (Fundacja "Kenya sante sana Polska")

- ''Magda'' to imię, które nie istnieje w kulturze suahili i w tamtych rejonach świata. Nasz kenijski przyjaciel i jego żona wykazali się odwagą, nazywając tak swoją córkę. Sprzeciwili się konwenansom i tradycji - tłumaczy Magda.

Magda i Robert podczas drugiej wizyty na dobre zakochali się w Kenii. Otoczyli opieką nie tylko małą Madzię, ale też jej rodzinę, przyjaciół, bliskich i sąsiadów. Koligacje rodzinne w Kenii są bardzo skomplikowane, cała wioska jest jedną wielką rodziną.

Madzia w sierpniu tego roku skończyła dwa lata. Ma też starszego brata - Hamisiego, który cierpiał na chorobę głodową.

- Madzia jest Afrykanką z krwi i kości. Ma ponad dwa latka, a już potrafi dyskutować w języku suahili, mówi też sprawnie w języku plemiennym swojego ojca - digo. Liczy po angielski, śpiewa "Happy Birthday" i poowtarza świadomie wiele polskich słów.Wszystko cieszy i wzrusza tym bardziej, że matka do dzisiaj jest analfabetką, a ojciec tak naprawdę nauczył się czytać i pisać stosunkowo niedawno. Gdy poznaliśmy "naszą" Madzię, zdaliśmy sobie sprawę, że nie możemy tak zostawić tej historii i postanowiliśmy wziąć za nią odpowiedzialność. Zależy nam na jej rozwoju. Biorąc pod uwagę, że środowisko w jakim się wychowujemy ma ogromny wpływ na rozwój, postanowiliśmy z mężem zadbać również o otoczenie Madzi. Nie tylko o nią samą, ale tęż o jej bliskich, kolegów i sąsiadów. Nie chcemy robić z niej Polki, chemy by wzrastając w Kenii miała jednak szansę stać się kimś wyjątkowym i ważnym dla swojego środowiska - mówi Magda.

6. Drugi dom w Kenii

Magda i Robert założyli fundację, która pomaga Kenijczykom. Zbudowali dla Madzi i jej rodziny dom, w którym zatrzymują się podczas wizyt w wiosce. Magda stara się spędzać jak najwięcej czasu w Kenii. Zwykle wyjeżdża na całe wakacje i ferie. W tym roku planują spędzić w Kenii święta Bożego Narodzenia.

- Czasem, jak komuś opowiadam o tym wszystkim, to zastanawiam się, czy nie ogarnęło nas chwilowe szaleństwo. Dom zbudowaliśmy z własnych oszczędności i mam poczucie, że są to najlepiej wydane pieniądze w naszym życiu - kończy Magda.

Więcej o fundacji znajdziecie na stronie internetowej. Tam zobaczycie też stale uzupełnianą galerię ze zdjęciami małej Madzi i jej rodziny.

Dowiedz się więcej:

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze