Nie mam urlopu od dzieci. Czasami herbaty nie zdążę wypić
Pięć par równo ustawionych butów, pięć haczyków na ubrania i pięć szczoteczek do zębów. - Nie jestem zamknięta na kolejne życie. Jeśli zajdę w szóstą ciążę, przyjmę to dziecko z miłością, jak poprzednie - opowiada Wioleta Paplińska
W rodzinach wielodzietnych wszystkiego jest więcej. Bałaganu, prania, talerzy, ale i problemów, smutków, miłości i radości. Rodzina wielodzietna to wspólnota.
1. Z piątką raźniej
- Łucja, rozmawiam teraz, nie pchajcie się proszę - Wioleta Paplińska, mama piątki dzieci, zwraca uwagę czteroletniej córce. Łucja nie zraża się tym. Próbuje mamie czytać książeczkę. - Posłucham później. Daj bratu pić, bo prosi cię.
Po chwili włącza się do rozmowy. - Jak pani widzi, w naszym domu jest wesoło. Uwielbiam obserwować jak dzieci rozwijają się, jak się uczą i bawią. To nagroda za wiele lat spędzonych w domu, za to, że zrezygnowałam z pracy. Dobrze wybrałam, bo widać efekty edukacyjne i wychowawcze.
- Wspaniałe są momenty, gdy cała piątka tuli się do nas i mówi, że kocha. A 10 minut później zmieniają zdanie, wykrzykując, że jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie - opowiada kobieta.
Pięcioro dzieci, różne charaktery i temperamenty. Każde kocha i potrzebuje rodzicielskiej miłości oraz uwagi.
Poważna i zamknięta w sobie 12-letnia Julia jest najstarsza z całej gromadki. Skupiona, ułożona, lubi analizować.
Nikodem to wulkan energii, sportowiec. Ma miękkie serce, oddałby ostatnią koszulę, by pomóc. Skończył 10 lat.
Antoni ma 5,5 roku. Ma swoje żelazne zasady, według których działa.
Wojtek skończył 5 lat. Urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Jest najbardziej otwarty z całej piątki.
Jest jeszcze rezolutna 4-letnia Łucja, która świetnie naśladuje swoich braci. Lubi przygody, torebki, kosmetyki i korale.
2. O godzinie 22 gar zupy
Dzień u Paplińskich zaczyna się około 6 rano. Wioleta szykuje dzieciom pierwsze oraz drugie śniadanie. Julka odprowadza dwójkę rodzeństwa.
- Ja z kolei prowadzę dwójkę do przedszkola. Po drodze zakupy, potem gotuję obiad, sprzątam. Czasem mam godzinę dla siebie - uczę się wtedy hiszpańskiego.
Po południu przyprowadza dzieci ze szkoły i przedszkola, wydaje obiad, pomaga przy lekcjach. Zawozi Julkę na hiszpański, Wojtka na rehabilitację. W tym samym czasie mąż odwozi Nikodema na zajęcia piłki nożnej.
Wieczorem szykuje kolację. Potem jest czas na rozmowę. I na przytulanie. Dla każdego ma czas. Rozmawia z dziećmi o szkole, dopytuje, czy nie mają kłopotów, problemów, jakie mają marzenia. Gdy dzieci pójdą spać, wraca do prozy życia.
- Nastawiam gar zupy na następny dzień. Jest około 22. Włączam film, odprężam się. Czy mam czas dla siebie? Czasami tak. Jak znajdziemy nianię, to wyjdziemy wspólnie z mężem. Musimy, inaczej byśmy zwariowali.
3. Dwie ręce dla pięciorga muszą wystarczyć
Wioleta: - Są trudne chwile, nie ukrywam. Każda kolejna ciąża to emocje. Bo trzeba zmienić plan, trochę zmodyfikować go. Dla każdego dziecka ustaliliśmy ten indywidualny czas. Póki się ma dwójkę dzieci, jest łatwiej. Ale jak się ma piątkę, to dwie ręce muszą wystarczyć.
Z finansami też ciężko. Wojtek jest chory. Wożę go do specjalnego przedszkola, a po południu na rehabilitację. To wszystko kosztuje. Gdyby nie pomoc księdza i dobrych ludzi, byłoby trudno. Ale nauczyliśmy się żyć z ołówkiem w ręku. Kupujemy to, co rzeczywiście jest potrzebne. Nic się nie marnuje.
4. Herbaty nie zdążę wypić
Kamila i Kuba mają wesołą gromadkę. Wychowują siedmioro dzieci. Zofia niedługo skończy 11 lat, następna jest Maria - rocznik 2008, po niej pojawiła się Małgosia (7 lat), Marcin w maju skończy 6 lat, Marta ma 4 lata. Jest jeszcze dwuletnia Tereska i najmłodszy - dwumiesięczny Józef.
- Trudno powiedzieć, że zawsze panuję nad tym, co się wokół mnie dzieje. Jak się nie wyrobię, to kosz kipi. Mój czas to sprzątanie, gotowanie, odkurzanie, zmywanie podłóg, zakupy. Nie mam urlopu od tych obowiązków. Czasami herbaty nie zdążę wypić - mówi Kamila.
Kryzys przychodzi po godzinie 18, gdy wszyscy są w domu i słychać wspólny krzyk: "Mamo!". Około 22 w domu zapada cisza. Ale w nocy budzi się Józek. - Czasami czuję się zmęczona. Ale nigdy bym się z nikim nie zamieniła. I jak pomyślę, że kiedyś dzieci odejdą, czuję smutek.
5. Bezmyślni i nieodpowiedzialni
Rodziny wielodzietne to mniejszość - stanowią 17 proc. wszystkich rodzin w Polsce. Zdecydowanie więcej jest rodzin z jedynakami. Rodziny 2+1 stanowią aż 54 proc. wszystkich polskich rodzin. Mimo że wielodzietni są w mniejszości, trudno ich nie zauważyć. Wzbudzają emocje.
- Duże rodziny są stygmatyzowane. Zawsze były - uważa Bożena Pietras, przewodnicząca Związku Dużych Rodzin z Lublina.
- Słyszeliśmy, że jesteśmy ciemni i nieodpowiedzialni. Postrzega się nas jako patologię. A teraz jest jeszcze gorzej, bo zaczęliśmy otrzymywać 500 plus, więc zawiść wśród ludzi jest dość mocno zauważalna. Słyszymy, że po to mamy tyle dzieci, żeby dostawać 500 złotych albo inne zapomogi.
Kamila, mama siedmiorga dzieci, przyznaje, że ludzie różnie reaguję. Zawsze przeliczą, spojrzą i jeszcze raz przeliczą. Czasami dadzą odczuć, że jest bezmyślną kobietą, skoro tyle dzieci urodziła. Radzą, by pomyślała o sobie.
Anna, dumna mama 9 dzieci, zna dokładnie wymowne spojrzenia, jakimi szacowne matki jedynaków obdarzają na placu zabaw dzieci z rodzin wielodzietnych.
- Słyszymy czasami krzywdzące opinie, że musimy należeć do jakiejś sekty, najlepiej religijnej. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że kochamy dzieci - opowiada.
Bożena Pietras tłumaczy, że kto kocha życie i jest na nie otwarty, cieszy się każdym następnym dzieckiem. Miłości się nie dzieli, a mnoży. Jej zdaniem nikt nie postrzega rodzin wielodzietnych jak wspólnoty, a raczej jako nieodpowiedzialny wybryk natury.
6. Nie wiemy, jak się kupuje ubrania
Przeczytaj koniecznie
- Poważne zagrożenie dla dziecka, które czyha zimą w każdym domu
- Większość rodziców w okresie jesienno-zimowym popełnia ten błąd. Skutki mogą być fatalne
- Te choroby biorą się z powietrza. Zobacz, jak sobie z nimi radzić
- **Znana blogerka opowiada o przełomie w swoim życiu. Dowiedz się, co go spowodowało**
Jak się żyje wielodzietnym w Polsce? - Nie jest łatwo, choć lepiej niż kilka lat temu. Cokolwiek ludzie sobie pomyślą, ale muszę to powiedzieć, program 500+ bardzo nam pomógł - wyjaśnia Pietras.
Na spotkaniu z wojewodą lubelskim duże rodziny mogły opowiedzieć, jak zmieniło się ich życie odkąd zaczęły otrzymywać dodatkowe pieniądze.
- Mam mniejsze długi. Zaczęliśmy kupować, pierwszy raz od 14 lat, ubrania dla dzieci. Do tej pory dostawaliśmy od innych rodzin. A ponieważ tyle lat nie kupowaliśmy ubrań, to w sklepie nie potrafimy wybrać nowych rzeczy.
Kolejna opinia: - Mogliśmy po raz pierwszy zapisać dzieci na zajęcia dodatkowe: jedną córkę na hiszpański, a drugą do harcerstwa.
- We wrześniu po raz pierwszy od 8 lat opłaciliśmy sami dzieciom obiady w szkole. Możemy sporadycznie wyjść do kina albo na koncert. Pierwszy raz od 9 lat pojechaliśmy nad morze - opowiadają.
7. Jest jeszcze karta
Wielodzietne rodziny od wielu zabiegały o pomoc socjalną państwa, o zniżki i ulgi. Wiele rzeczy udało się zrobić. W zależności od województwa, mogą liczyć np. na tańsze bilety do kina, na basen czy ulgowe przejazdy autobusem. W Lublinie obowiązuje karta "4+". Dzięki niej mogą podróżować przez cały rok miejskimi autobusami, kupując bilet roczny za 10 zł.
Jest też karta "3+", która uprawnia do bezpłatnych wejść na basen. O kilkadziesiąt proc. tańsze są też bilety do kina, teatru czy filharmonii.