Łódź. Życie dziewczynki uratował przechodzień. Wiemy, gdzie znalazła bezpieczny dom
Dziewczynka znaleziona w połowie kwietnia w pustostanie na Starych Bałutach w Łodzi od dwóch tygodni mieszka w Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym Fundacji Gajusz Tuli Luli. - Nawet jak śpi, to jest tulona, głaskana, żeby czuła obecność drugiego człowieka - mówi dla WP Parenting Aleksandra Marciniak, rzeczniczka fundacji.
Opiekują się nią trzy osoby
15 kwietnia około godz. 20 dyżurny policji w Łodzi otrzymał zgłoszenie dotyczące znalezienia noworodka w pustostanie przy ulicy Zgierskiej. Odkrył je przechodzący w pobliżu mężczyzna, którego zaniepokoiły dochodzące z zaciśniętej reklamówki dźwięki przypominające kwilenie. Gdy otworzył torbę, zobaczył w niej dziecko.
Przybyły na miejsce lekarz orzekł, że dziewczynka musiała urodzić się dwie godziny wcześniej. Była bardzo wychłodzona, temperatura jej ciała wskazywała 27 stopni Celsjusza. Trafiła do szpitala. Niedługo później policja zlokalizowała jej matkę.
"Jagódka", bo tak zaczęto ją nieoficjalnie nazywać, miała ogromną wolę życia. Medykom udało się ustabilizować jej stan. Dzięki temu 30 kwietnia decyzją sądu trafiła do Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego Tuli Luli prowadzonego w Łodzi przez Fundację Gajusz, gdzie ma zapewnioną troskliwą opiekę. Pracownicy Fundacji mówią o niej niechętnie - chcą zapewnić jej maksimum anonimowości i prywatności.
Rozwój niemowlęcia miesiąc po miesiącu
- Zależy nam, by za kilkanaście lat nie doszukała się w mediach opowieści o swoim bardzo trudnym początku, lecz by miała poczucie, że była chciana i kochana - wyjaśnia WP Parenting rzeczniczka Gajusza, Aleksandra Marciniak i dodaje, że obecnie jej stan jest na tyle stabilny, że może przebywać w ośrodku bez stałej opieki medycznej.
Aby warunki życia były jak najbardziej zbliżone do tych domowych, dziewczynką, w ramach wdrażanego w Tuli Luli programu dla dzieci po traumach, opiekują się tylko trzy te same osoby. Jest ona także objęta opieką fizjoterapeuty i neurologopedy.
- Tak malutkie dziecko nie opowie o traumie, jakiej doświadczyło, jednak to, co trudne, zakotwiczyło się w jej ciele. Rolą fizjoterapeuty jest rozluźnić to małe spięte ciałko, ale też uczyć naszych opiekunów jak zajmować się tym konkretnym dzieckiem, jak je podnosić, przytulać, jakie stosować masaże - mówi Marciniak.
Dzięki temu każdy opiekun na odbywanym przy dziewczynce 12-godzinnym dyżurze może stosować wobec niej specjalne techniki relaksacyjne. Ważne są także inne formy kontaktu fizycznego.
- Nawet jak śpi, to jest tulona, głaskana, żeby czuła obecność drugiego człowieka. Chodzi o taki sygnał: jesteś bezpieczna, są wokół ciebie dorośli, którzy o ciebie zadbają - podkreśla rzeczniczka.
Czeka ją jeszcze m.in. oceniająca stan zdrowia wizyta u neurologa. Mimo tego, że w przestrzeni publicznej dziewczynkę nazwano "Jagódka", nie ma ona jeszcze prawnie nadanego imienia.
Trafi do adopcji?
Co dalej stanie się z "dziewczynką z Bałut"? Prawdopodobnie trafi do adopcji. Jest to jednak długi proces.
- Najwcześniej po sześciu tygodniach sąd może uregulować sytuację prawną dziecka. Jeśli rodzice zrzekną się praw lub zostaną ich pozbawieni, dopiero wtedy można poszukiwać dla niego rodziny adopcyjnej. Przy tak małych dzieciach ten proces trwa zwykle kilka miesięcy - wyjaśnia Marciniak.
- Jeśli jednak dziecko jest chore, wtedy zaczyna się problem ze znalezieniem rodziny adopcyjnej. Może mieć też nieuregulowaną sytuację prawną. Wówczas szukamy dla niego rodziny zastępczej. Trudno jest więc przewidzieć, jak potoczą się losy tej dziewczynki - dodaje.
Dramatyczna sytuacja dziecka poruszyła mnóstwo osób - widać to m.in. pod wpisem Fundacji na Facebooku, gdzie napisano o jej pobycie w Tuli Luli. Post skomentowano blisko 1,5 tysiąca razy.
- Zgłaszają się do nas rodziny zainteresowane adopcją, jednak my się tym nie zajmujemy. Nie można też, ot tak, wskazać sobie dziecka do adopcji. Jeżeli ktoś uważa, że mógłby adoptować, powinien zgłosić się do ośrodka adopcyjnego. Tam trzeba przejść szkolenie, sprawdzane są warunki mieszkaniowe czy zarobki. Ważne są różne kryteria, np. wieku - między rodzicem a dzieckiem nie powinno być więcej niż 40 lat różnicy. Wtedy można zostać zakwalifikowanym jako potencjalni kandydaci na rodzinę adopcyjną - tłumaczy Marciniak.
- To rodzina czeka na dziecko, a nie dziecko na rodzinę - dodaje.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski