Czuli i opiekuńczy czy bezlitośni tyrani domowi? Jakimi ojcami byli naziści?
Surowy, podły ojciec, który wyżywa się na rodzinie, niczym na żydowskich więźniach w obozie. Wojskowy dryl panujący nawet w trakcie zabawy i indoktrynacja realizowana od kołyski. Czy dzieciństwo małych Franków i Goebbelsów rzeczywiście właśnie tak wyglądało?
1. Mała księżniczka Göringa
Dla członków Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP) posiadanie rodziny stanowiło jeden z najważniejszych obowiązków względem "Tysiącletniej" Rzeszy. Nie inaczej było w przypadku czołowych nazistów. Liczne potomstwo gwarantowało przedłużenie aryjskiej rasy i było dowodem prawdziwego męstwa.
Piękna gromadka maluchów, pasująca jak ulał do kronik filmowych i do spędzania czasu z wujciem Adolfem, wydawała się po prostu niezbędna. Dzieci trzeba było oczywiście odpowiednio wychować i nawet najbardziej "zapracowani" poplecznicy Führera znajdowali na to nieco czasu.
"Edda Göring, która w chwili aresztowania ojca miała siedem lat, była jego jedynym dzieckiem. Jako rozpieszczana córka marszałka Rzeszy wiodła uprzywilejowane życie, mając do dyspozycji część wielkiego zamku, która służyła jej za plac zabaw" – napisał w swojej książce "Dzieci Hitlera" Gerald Posner i ani trochę nie przesadził. Jeden z głównych twórców III Rzeszy miał rozmach we wszystkim, także w spełnianiu zachcianek swojej jedynej.
Dziecko przyszło na świat trzy lata po jego drugim ślubie, w roku 1938. Oczywiście chrzciny musiały mieć właściwą oprawę. Sakramentu udzielił Eddzie biskup Rzeszy Ludwig Müller, a jej ojcem chrzestnym został oczywiście Hitler. Wśród gości znaleźli się najbogatsi przedsiębiorcy i wysoko postawieni naziści, nie dziwi więc, że mała księżniczka otrzymała mnóstwo drogich prezentów.
Również dzień urodzin dziewczynki zawsze był okazją do wielkiego świętowania. Dodatkowo Göring, jeśli tylko był w domu, poświęcał córce bardzo dużo czasu i uwagi. Nawet kiedy pochłaniały go obowiązki służbowe, codziennie dzwonił do żony i dziecka. Po latach Edda wyznała, że ma same dobre wspomnienia związane z ojcem. Przez całe życie przechowywała list, który wysłał do niej z więzienia i który jest chyba najlepszym podsumowaniem ich wzajemnej relacji:
"Moje najdroższe, słodkie dziecko! Moje złoteńko! To już drugi raz, kiedy przypadają Twoje urodziny, a ja nie mogę być z Tobą. A jednak, moja najdroższa, dziś jestem szczególnie blisko Ciebie i przesyłam Ci najgorętsze, płynące z najszczerszego serca pozdrowienia.
Z głębi duszy modlę się do Wszechmogącego Boga, żeby opiekował się Tobą i Ci pomagał. Nie mogę wysłać Ci żadnego prezentu, ale moja bezgraniczna miłość i tęsknota otaczają Ciebie i zawsze będą! Wiesz, wróbelku, jak bardzo Cię uwielbiam. Zawsze jesteś taka słodka i czuła. Zawsze będziesz naszym szczęściem i radością. (…) najczulsze uściski i całusy od Twojego Papy".
2. Razem do końca
Słynne jest zdjęcie z Wigilii roku 1937, na którym wykonując gest nazistowskiego pozdrowienia, Joseph Goebbels spogląda z dumą i lekkim uśmiechem na dwie ze swoich córek. Dziewczynki posłusznie odtwarzają ruchy dorosłych, jednak ich spojrzenia są nieobecne – z pewnością są już znudzone długą uroczystością, w której muszą uczestniczyć. Ze swoją żoną Magdą minister propagandy miał aż szóstkę dzieci (kobieta miała także syna z poprzedniego małżeństwa). Wielodzietna rodzina zapewniła mu uznanie ze strony opinii publicznej oraz – co ważniejsze – samego Hitlera.
Gdy urodziły się dwie pierwsze córki, Joseph był nieco rozczarowany. Oczekiwał męskiego potomka, ale smutek był chwilowy, później zawsze nazywał je swoimi małymi aniołkami. Co ciekawe syn, któremu dano na imię Helmut, wcale nie był ulubieńcem tatusia. O chłopcu pisał surowo, że "w jego wychowaniu musi być miejsce na lanie i trzeba mu wybić z głowy upór". Świadkowie opowiadali jednak, że czołowi nazista III Rzeszy był dobrym ojcem. Co ważne, nie indoktrynował swoich dzieci, wystarczało mu, że robiła to szkoła.
Magda Goebbels lubiła, gdy rodzinne życie toczyło się utartym, jasno ustalonym rytmem. Tymczasem Joseph pozwalał sobie na odrobinę spontaniczności. Dzieci w jego otoczeniu były radosne; ojciec pozwalał im na małe odstępstwa od zasad – potrafił wrócić późno do domu i zgromadzić maluchy ubrane już w piżamki na wspólnym oglądaniu filmu. Potem cała rodzina rozmawiała o tym, co obejrzała.
Chociaż Magda prowadziła dom rozsądnie i pilnując budżetu (u Goebbelsów co chwila byli goście, których trzeba było nakarmić), uroczej szóstce niczego nie brakowało. Dzieciom kupiono nawet kucyka z małym wozem, by mogły spędzać dużo czasu na dworze. W zabawach często towarzyszył im ojciec, a szczęście familii pokazywano w kronikach filmowych.
Rzeczywistość nie była jednak aż tak różowa. Goebbels, jak większość wysoko postawionych nazistów, nie potrafił dochować żonie wierności. Pierwszą jego kochanką była praca, drugą (i kolejnymi) około czterdzieści różnych kobiet, z których najważniejszą była Lida Baarova. To oczywiste, że gdy minister zatracał się w swych obowiązkach zawodowych, by potem kontynuować swoje romanse, miał znacznie mniej czasu dla rodziny.
Dzieci Goebbelsów jako jedne z nielicznych nie musiały dźwigać brzmienia strasznej przeszłości, ale nie dlatego, że pogodziły się z czynami i poglądami ojca. 1 maja 1945 roku Helga (12 lat), Hildegarda (11 lat), Helmut (9 lat), Hedwiga (8 lat), Holdine (7 lat) i Heidrun (4 lata) stali się ofiarami rozszerzonego samobójstwa zaplanowanego przez własnych rodziców.
3. Laleczka Himmlera
Najwięcej o tym, jakim ojcem i głową rodziny był Heinrich Himmler, dowiadujemy się z jego listów do żony Margi. Dzięki tej wymianie korespondencji życie „Heiniego” zostało wyjątkowo dobrze udokumentowane. Później w sposób bardzo oszczędny i w samych superlatywach wypowiadała się o nim córka Gudrun, nazistowska księżniczka, która aż do śmierci w wieku 88 lat pozostała wierna ideologii rodziców.
Jasnowłosa, niebieskooka dziewczynka urodziła się latem 1929 roku. Stała się idealnym dzieckiem w przynajmniej początkowo idealnej rodzinie. Już w czasie, gdy Margi była w ciąży, Himmler bardzo troszczył się o nią, a co za tym idzie – o nienarodzone jeszcze dziecko. W listach pisał, by kobieta dbała o siebie, nie przemęczała się, jadła powoli, przyjmowała witaminy i dużo spała.
Nazywał ją "mamusią" ich "słodkiego łobuziaka". Listownie całował ją też w brzuch. Widać zatem, że bardzo chciał zostać ojcem. Wysyłał żonie nie tylko czułe słówka i ciepłe myśli, ale też oczywiście pieniądze. Po narodzinach dziewczynki, by móc nacieszyć się rodzinnym szczęściem, wziął nawet dwutygodniowy urlop.
W późniejszych listach zachwalał swą córeczkę, ślicznego aniołka o pięknych oczkach, za każdym razem pamiętał o dziewczynce i przesyłał jej całusy. Tęsknił za żoną i słodkim dzieciątkiem, zazwyczaj odliczając czas do spotkania. "Tatusiowi na walizkach" przez cały czas brakowało jego "dobrej Laluni". Tak samo jak bez wahania podpisywał wyroki śmierci, tak bez najmniejszych wątpliwości wyznawał swoim "kobietkom" miłość.
W późniejszych latach Gudrun sama pisała listy do ojca. Dziękowała mu w nich za słodkości i prezenty. Jednym z jej najpiękniejszych wspomnień była radosna wizyta w obozie koncentracyjnym, obrazy namalowane przez więźniów, pyszny obiad i uroczy ogród. Jeszcze za życia ojca Gudrun odnotowywała w swoim pamiętniczku podziw dla tego bezlitosnego człowieka, po jego śmierci pielęgnowała zaś pamięć po nim.
Widziała w nim bohatera, który miał przed sobą ciężkie zadanie usunięcia "śmieci" z III Rzeszy. Po wojnie, już jako dorosła kobieta, poświęciła się wsparciu byłych nazistów. Pomagał jej w tym mąż, który podzielał jej poglądy. Gudrun do końca życia broniła Himmlera, nie wierzyła w jego samobójstwo (twierdziła, że został zabity) i uważała, ze nie był potworem, a wszystko, co mówili o nim alianci, to podłe kłamstwa.
4. "Dobre" rady Hansa Franka
Hans Frank był mężem stenotypistki Brigitte Marie Herbst i ojcem piątki dzieci, w oczach których przez lata jawił się po prostu jako wiecznie skupiony na pracy, nieobecny człowiek. Reszta świata wiedziała jednak, jakie ma poglądy, i informacje te prędzej czy później musiały dotrzeć do jego potomków. Po wojnie najwięcej na temat "tatusia" mieli do powiedzenia Norman i Niklas. I bynajmniej nie próbowali go usprawiedliwiać (w przeciwieństwie do rodzeństwa).
Pierwszy z nich, jako pierworodny, był pupilkiem ojca. To jemu Hans poświęcał najwięcej czasu wygospodarowanego z napiętego grafiku. Ściągnął go za sobą nawet na Wawel, często jednak wyjeżdżał i bywało, że chłopiec zostawał w zamku jedynie ze służbą. Już wcześniej Norman czuł się bardzo samotny, co opisał Posner w "Dzieciach Hilera":
"Mieliśmy (…) bardzo dużą willę z wielkim ogrodem, ale obok nas nikt nie mieszkał. Musiałem się bawić z szoferami. Podczas przerw uczyli mnie boksować i palić papierosy. Grałem też w tenisa, sam ze sobą, odbijając piłeczkę od ściany. Ojciec był stale w rozjazdach, a matkę pamiętam albo w ciąży, albo podczas pobytów w szpitalu. (…) Nie miałem żadnych kolegów ze szkoły, bo nasza willa znajdowała się na uboczu i nikt mnie nigdy nie odwiedzał".
Od roku 1942 Frank zajmował się właściwie tylko pracą, rodzina zeszła dla niego na dalszy plan. Jednak kiedy wymagała tego sytuacja, znajdował czas, by przymuszać dzieci do spotkań z nazistami najwyższego szczebla, co trwało godzinami, a u najmłodszych wywoływało nie lada stres.
Z wiekiem Norman stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. W końcu introwertyczny chłopiec wyrósł na przytłoczonego swym pochodzeniem dorosłego, który wspominając ojca, płakał. Tym bardziej, że jako dziecko był pewien, że Hans po prostu piastuje wysokie stanowisko i jest bardzo zajęty.
Prawda o tym, co go tak zajmowało, okazała się dla Normana druzgocąca. Nigdy jednak w nią nie zwątpił. Usłuchał za to ojcowskiej rady, której Hans udzielił mu w więzieniu: by nie przesadzał ze szczerością, bo skończy jak ojciec. Kazał mu zawsze się zastanowić, nim wygłosi jakiś pogląd. Skutek był taki, że jego pierworodny syn stał się jeszcze bardziej skryty.
5. Mali nieznajomi
Najmłodszy Niklas miał do ojca znacznie więcej żalu i nie przebierał w słowach, gdy o nim opowiadał. Często wspominał rozpad rodziny. Małżeństwo skupionego na karierze Hansa Franka po jakimś czasie istniało już tylko na papierze. Napięcia pomiędzy rodzicami miały oczywiście silny wpływ na dzieci.
Dla Niklasa trudne było także to, że Hans nigdy nie okazywał mu uczuć. Nie mówił potomkom, że ich kocha, potrafił wręcz odezwać się, niby żartując: "kim jesteś mały nieznajomy, co tu robisz?". Zważywszy, że w jednym z listów źle zapisał imię syna, ten żart nabiera bardzo ponurego wydźwięku – Hans wcale nie znał swoich dzieci. Bywał też w stosunku do nich bardzo surowy.
Gdy Niklas niechcący zniszczył jego okulary, ojciec najzwyczajniej w świecie go spoliczkował. Nie umiał okazywać czułości, zadbał jednak o przerażającą atrakcję dla najmłodszego syna. Zabrał go do obozu koncentracyjnego, gdzie chłopiec mógł obserwować wyczerpanych więźniów jeżdżących na ośle. Inną makabryczną zabawą, na którą pozwalano dzieciom, była gra w chowanego pomiędzy grobami polskich władców na Wawelu.
Niklas znienawidził oboje swoich rodziców i każdemu z nich poświęcił książkę. Norman postanowił nigdy nie mieć własnych dzieci, uważał bowiem, że rodu Franków nie należy przedłużać. Ich siostra Bridgette zmarła w wieku 46 lat, najprawdopodobniej popełniwszy samobójstwo. Przez całe życie miała obsesję, że odejdzie w tym samym wieku, co ojciec – i tak też się stało. Brat Michael został alkoholikiem. Hans, choć prawie nieobecny za życia dzieci, zostawił im spadek, z którym trudno było sobie poradzić…
Choć zaangażowanie polityczne i odgórne przyzwolenie na romansowanie odciągało nazistów od ich rodzin, nawet ci wyjątkowo zajęci znajdowali nieco czasu dla swoich dzieci. Nawet jeśli kontakt ten był nikły, na potomków zbrodniarzy wojennych zwrócone były później oczy całego świata. Korzystając z uwagi mediów, można było przeprosić za czyny wyrodnego rodzica, tak jak to zrobił Niklas Frank. Można też było, niczym Edda Göring, do końca bronić jednego z najokrutniejszych ludzi w historii.
O AUTORZE: Zuzanna Pęksa - Absolwentka filologii polskiej, specjalność filmoznawstwo. Z uwagą wysłuchuje i spisuje, co mają do powiedzenia świadkowie historii.
Zobacz również: Błażej Staryszak i Krzysztof Wiśniewski napisali książkę "Tata nie ma siły". Mówią, jak zmieniło ich rodzicielstwo