Chcą usunięcia plakatów antyaborcyjnych z przestrzeni publicznej. "Moje dziecko trzęsło się ze strachu"
Nie da się opisać słowami, co czuje 12-letni Franek, gdy mija te billboardy na ulicach. Paniczny strach – to za mało powiedziane. Na plakatach znajdują się porozrywane i zakrwawione szczątki ludzkich płodów, i to ten widok tak paraliżuje chłopca. Dlatego jego mama postanowiła walczyć, by więcej tego typu obrazów jej syn nie ujrzał.
1. Historia Franka
Franek Kossowski na 12 lat. Jest dzieckiem, które wiele przeszło w swoim życiu. Urodził się jako wcześniak. Od pierwszych dni walczył o życie, później o zdrowie. Jest chłopcem z licznymi niepełnosprawnościami, potrzebuje stałej opieki rodziców. Jego świat jest spokojny i łagodny, na każde nerwowe sytuacje chłopiec reaguje silnymi emocjami. Dlatego też, gdy po raz pierwszy zobaczył plakaty antyaborcyjne, doznał silnej traumy.
To był 2019 r., centrum Opola. Jego mama do dziś pamięta reakcję syna. - Strach? Nie. To była ogromna panika. Widok tych płodów był dla niego koszmarem – mówi Agnieszka Kossowska.
Kobieta starała się synowi wytłumaczyć, dlaczego ktoś ustawia takie plakaty na ulicach. Po kilku rozmowach wydawało się, że strach minął. - Kilka dni później wyszliśmy na spacer do miasta i pech chciał, że stała tam furgonetka oklejona tymi plakatami. Moje dziecko zaczęło trząść się ze strachu i krzyczeć, że nie chce oglądać takich zdjęć. Ten strach przerodził się w niechęć wychodzenia do miasta. Rozumiałam go, więc nie naciskałam – opowiada Agnieszka.
Napisała list do Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka, ale odpowiedzi się nie doczekała. - A później przyszedł rok 2020 i sprawa nieco przycichła, epidemia zamknęła nas w domach – mówi kobieta.
Na początku stycznia 2021 r. temat jednak powrócił. Agnieszka chciała zabrać dzieci na sanki w okolice Opola. - Na plakat natknęliśmy się po drodze. Widok obudził we Franku wszelkie lęki. Ciągle pytał: "kiedy to się skończy?", "dlaczego źli ludzie ustawiają takie plakaty?". Ich widok sparaliżował go. Nie było mowy o zabawie na sankach, wróciliśmy więc do domu i staraliśmy się uspokoić syna – relacjonuje Agnieszka Kossowska.
Plakaty z zakrwawionymi abortowanymi płodami bardzo silnie odcisnęły się na psychice 12-latka. Chłopiec zaczął mieć koszmary senne, bał się wychodzić na dwór, miał silną potrzebę przebywania z mamą. Nie rozumiał, dlaczego ktoś ustawia takie zdjęcia na ulicach.
- Franek jest dzieckiem z niepełnosprawnościami, które dużo przeszło w życiu. Jest chłopcem bardzo rozumnym. Rozmawiamy z nim o tym, czym jest dobro i zło, ale on świat pojmuje "zero-jedynkowo". Wie, że są rzeczy, których nie należy robić, bo są "złe". W jego pojęciu osoby, które wieszają takie plakaty, właśnie takie są – tłumaczy Agnieszka.
2. Oficjalny sprzeciw - petycja do premiera
Wpływ brutalnych plakatów na zdrowie psychiczne Franka bardzo zmartwił jego rodziców. Smutek szybko przerodził się jednak we frustrację. Mama chłopca zaczęła o problemie mówić głośno - najpierw w internecie, a później także oficjalnie.
Po konsultacji z psychologiem dr Anną Bereś oraz pedagog dr Joanną Ławicką opracowały petycję skierowaną do premiera oraz ministra rodziny, pracy i polityki społecznej.
"Domagamy się wydania jednoznacznego zakazu prezentowania w miejscach publicznych drastycznych, brutalnych, nieprzyzwoitych i budzących odrazę obrazów antyaborcyjnych oraz tym samym ochrony dzieci przed emocjonalnymi, behawioralnymi i fizjologicznymi skutkami związanymi z nagłą ekspozycją na nie" – czytamy w dokumencie. Powołują się na art. 72 Konstytucji RP, Deklarację Praw Dziecka i Konwencję o Prawach Dziecka.
"Obrazy drastyczne wpływają na poziom pobudzenia, procesy myślowe i emocje u dzieci, a także zwiększają prawdopodobieństwo agresywnego zachowania i reakcji lękowych" - piszą.
Apel w tej sprawie wystosowało także grono psychologów, psychoterapeutów i neurobiologów.
Obrazy widać nie tylko na plakatach, ale także na kamienicach czy furgonetkach. Mają one odwieść od decyzji o aborcji. - To tak nie działa. Kobieta, która chce wykonać aborcję i tak pewnie to zrobi. Tymczasem plakaty wyrządzają ogromną krzywdę najsłabszym: dzieciom, niezależnie od stopnia ich sprawności, a także dorosłym z głęboką niepełnosprawnością intelektualną - mówi dr Joanna Ławicka, pedagog specjalny.
Ekspertka przyznaje, że każdego dnia w swojej pracy rozmawia z osobami, które widziały te plakaty. Efekty emocjonalne są dla nich dramatyczne.
- Osoby z niepełnosprawnością intelektualną nie posiadają umiejętności racjonalizacji tych treści i poradzenia sobie z nimi. One widzą brutalny obraz, który na długo zostaje w ich pamięci, powodując traumę. Znam dzieci, którym te zdjęcia śnią się po nocach, które miały koszmary z zakrwawionymi lub martwymi dziećmi w roli głównej. Dziecko nie potrafi przejść obok tych plakatów obojętnie - mówi dr Joanna Ławicka.
3. Wpływ przemocy na dziecko
Eksponowanie banerów antyaborcyjnych do złudzenia przypomina pokazywanie zakrwawionych ofiar wypadków czy krwawych operacji chirurgicznych. - Trudno mi sobie wyobrazić, że ludzie chcieliby oglądać tego typu zdjęcia na ulicach. Domyślam się, że dla wielu byłby to obraz wstrząsający i bulwersujący. Dlaczego więc godzimy się na obrazy antyaborcyjne? - pyta Ławicka.
Pedagog wyjaśnia, że organizm dziecka reaguje na przerażenie na dwóch poziomach: fizjologicznym oraz psychologicznym. Na poziomie fizjologicznym skutkiem będzie podwyższone ciśnienie, kołatanie serca, gwałtowny wyrzut adrenaliny, bóle głowy. Najmłodsi mogą moczyć się w nocy, naturalną reakcją na stres będą także biegunki, zaparcia i wszelkie problemy z układem pokarmowym.
Na poziomie psychologicznym reakcją jest natomiast silny lęk, wahania nastroju, negatywne myśli.
- W jednym z komentarzy pod postem o naszej akcji jedna z mam napisała, że jej dziecko zaczęło się jej bać. Gdy rodzina zaczęła drążyć temat i dopytywać, o co chodzi, dziewczynka przyznała, że ktoś jej powiedział, że mamy zabijają swoje dzieci. Na szczęście ten problem udało się rozwiązać, ale proszę sobie wyobrazić, co się dzieje w głowie dziecka niepełnosprawnego, które nie potrafi mówić, albo które nie potrafi wyjaśnić, czego się boi. Mamy wtedy prawdziwy dramat - zaznacza Ławicka.
Kobiety podkreślają, że umieszczanie plakatów antyaborcyjnych w przestrzeni publicznej to działanie na szkodę dzieci, tych zdrowych, i tych z niepełnosprawnościami. - Musimy o tym mówić głośno, ponieważ tylko dyskusja i presja społeczna może spowodować, że znikną. Istnieją przecież przepisy chroniące dzieci przed przemocą i należy je egzekwować.
- Dlatego zgłosiłam sprawę na policję. Składanie zeznań jako świadek zakończyłam powołaniem się na 72 art. Konstytucji RP. Żądam od organów władzy publicznej ochrony mojego dziecka przed przemocą – podsumowuje Agnieszka Kossowska.
4. Fundacja PRO: nauka empatii jeszcze nikomu nie zaszkodziła
Banery ze zdjęciami abortowanych płodów umieszcza w przestrzeni publicznej Fundacja Pro - Prawo do życia. Poprosiliśmy jej przedstawicieli o odniesienie się do sprawy Franka.
- Nie jesteśmy w stanie w indywidualny sposób odnieść się do przytoczonej historii wystraszonego chłopca, bowiem nie znamy wszystkich okoliczności sprawy. Nie wiemy choćby tego, jak zachowywali się jego bliscy w momencie, gdy dziecko zobaczyło fotografię ofiary aborcji - tłumaczy Katarzyna Uroda z Fundacji Pro - Prawo do życia.
- Od wielu lat podczas antyaborcyjnych zgromadzeń uważnie obserwujemy reakcje dzieci i towarzyszących im dorosłych. Zaobserwowaliśmy, że małe dzieci prawie w ogóle nie zwracają uwagi na obrazy (często będące poza zasięgiem ich wzroku), z kolei starsze dzieci reagują bądź to obojętnie, bądź wyrażają mniejsze lub większe zaciekawienie - tłumaczy.
Katarzyna Uroda podaje także, że niejednokrotnie podczas antyaborcyjnych zgromadzeń były obecne dzieci ich uczestników, które rozumieją cel akcji i nie przejawiają żadnych oznak wstrząsu psychicznego. Solidaryzują się ze skrzywdzonymi dziećmi. - Nauka empatii jeszcze nikomu nie zaszkodziła - podsumowuje.
W odpowiedzi na nasze pytania Fundacja Pro przesłała także opinię psychologiczną dotyczącą skutków odbioru wystawy pt. "Wybierz życie" przez dzieci. Dokument został sporządzony przez terapeutkę Beatę Rusiecką na podstawie obserwacji dorosłych, dzieci i młodzieży. Czytamy w nim, że oglądanie zdjęć z wystawy przez dzieci w wieku poniemowlęcym, przedszkolnym, młodszym szkolnym, szkolnym i w wieku dorastania nie stanowi urazu i zasadniczo nie jest zagrażające. "Jest natomiast źródłem przeżyć bezpośrednio związanych z własnym doświadczeniem oraz przeżyciami i reakcjami rodziców' - pisze Rosiecka. Psycholog nie widzi nic niestosownego w pokazywaniu najmłodszym obrazów pełnych przemocy. Zaznacza, że odbiór wystawy, choć może wywoływać negatywne uczucia wstrętu i niechęci, to są to reakcje adekwatne do tematu zdjęć.
- Brakuje mi na to słów, bo ja wiem, co czuje moje dziecko. To jest jego strach, a nie moja projekcja emocji. I takich dzieci jest więcej - komentuje stanowisko Fundacji Pro Agnieszka Kossowska. - Dziwi mnie też, że Fundacja opiera się na opinii jednego psychologa, ignorując badania naukowe, dotyczące wpływu przemocy na dzieci. Jestem przeciwko traumatyzowaniu dzieci, a te plakaty właśnie to robią - podsumowuje Kossowska.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz także:
- ''Słowa czasem ranią bardziej niż przemoc fizyczna''. Relacja z matką na zawsze zostawi w Ani ślad
- 12-letnia ofiara gwałtu z Argentyny urodziła bliźnięta. Odmówiono jej prawa do legalnej aborcji, co wstrząsnęło opinią publiczną
- "Jestem jego lekarką, pielęgniarką, nauczycielką i rehabilitantką". Agnieszka Jóźwicka, mama niepełnosprawnego Olka, mówi, co myśli o wyroku TK