Bella i Sebastian 3 w kinach jeszcze w maju!
Kolejna część znakomitego przygodowego cyklu, który w polskich kinach obejrzało już ponad pół miliona widzów w każdym wieku. Tym razem dzielny Sebastian musi obronić Bellę i jej szczenięta przed złym człowiekiem, który podaje się za ich prawowitego właściciela.
Odkąd Bella urodziła piękne i zdrowe szczenięta, Sebastian jest wniebowzięty. Psiaki o imionach Atos, Portos i Aramis rosną jak na drożdżach i kudłata rodzinka co dzień przynosi całej okolicy mnóstwo radości. Niestety to szczęście wkrótce zburzy pewien nieznajomy, który pojawi się w wiosce żądając oddania Belli i jej dzieci.Twierdzi on, że jest jej prawowitym właścicielem i choć źle mu z oczu patrzy, sąd musi przyznać mu rację. Sebastian jest załamany, ale nie zamierza się poddać. Pod osłoną nocy ucieka w góry w towarzystwie swych ukochanych psiaków. Ich tropem rusza tajemniczy nieznajomy, a co gorsza zbliża się załamanie pogody…
1. SPOTKANIE Z CLOVISEM CORNILLACEM – REŻYSEREM I ODWÓRCĄ ROLI JOSEPHA
Jak dołączył pan do tego projektu?
Trochę przez przypadek. Kiedy realizowałem cztery odcinki serii CHEFS, producent Clément Miserez zadzwonił do mnie i zaproponował mi udział w tym projekcie. Początkowo byłem trochę zaskoczony, ponieważ nie znałem dobrze serii „Bella i Sebastian” oraz, szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co mógłbym do niej wnieść. Powiedziałem więc Clementowi, że to nie moje klimaty, ale nalegał i poprosił mnie o przeczytanie scenariusza.
Co pana przekonało do zanurzenia się w ten świat?
Czytając scenariusz, przekonałem się, to historia o przygodzie i odwadze. Natychmiast pomyślałem o autorach takich jak Steinbeck i Conrad, czy o książce "Zew Krwi" Jacka Londona, ale także o wszechświatach, które przyjmują wymiar baśni, jak na przykład "Noc myśliwego" i filmy Disney’a.
Kiedy powiedziałem o tym Clementowi, zareagował entuzjastycznie, ponieważ, jak mi powiedział, był to dokładnie kierunek, w którym chciał by ten projekt szedł. Później zyskałem pewność, że Gaumont całkowicie poparł moje podejście bez najmniejszej ambiwalencji: nie było już mowy o wymienieniu mnie na kogoś innego! Muszę powiedzieć, że towarzyszyli mi wielcy producenci, którzy całkowicie mi zaufali.
Jak do swoich zamysłów przystosował pan scenariusz Juliette Sales i Fabiena Suareza?
Byli przy tej pracy od początku i nie było mowy o przeprojektowaniu całości, którą wykonali, szczególnie, że ja sam nie mam żadnej inklinacji do pisania. Jednak chciałem, dołączając do tego formatu, podkreślić pewne sprawy i akcenty, na których mi zależało.
Odpowiedzieli bardzo przychylnie i szybko na moje prośby i nigdy nie było między nami konfliktu: bardzo doceniam to, że ludzie nie starają w pracy przejmować władzy. Wręcz przeciwnie, powiedzieli mi: "znamy założenia formatu, ale w jakim kierunku chciałbyś by się rozwijały?"
Jakie kierunki chciał pan nadać scenariuszowi?
Na przykład idea prawa - i to, co ona w sobie zawiera - była dla mnie bardzo ważna. Pamiętam, że jako dziecko odkryłem, że świat dorosłych nie jest tak prosty, jak sobie wyobrażałem i że nawet niektórzy dranie mają prawo po swojej stronie! Ten moment, w którym uświadamiamy sobie, że prawo niekoniecznie jest synonimem sprawiedliwości, jest niezwykle silnym przeżyciem. Bardzo chciałem wziąć pod uwagę ten postulat i pochylić się nad nim.
W filmie nie mamy wyboru: prawo jest po stronie łajdaka. Poprosiłem więc scenarzystów, aby położyli na to większy nacisk. Stąd też słowa, które kieruje dziadek do burmistrza: "To nie dzięki waszemu zepsutemu prawu uda nam się odzyskać Bellę". Dziadek rozumie, że widok poczynań dorosłych, które obserwuje chłopiec, jest odrażający. Chciałem też, aby widz miał pełną świadomość, że Sebastian dorósł i dojrzał emocjonalnie: uznałem za interesujące, że to nie jego rodzice powracają pod koniec filmu, ale on wyjeżdża.
Mnie zawsze przyświecała idea, że kiedy sprowadzasz na świat dzieci, to dajesz je światu a im samym mówisz: „śmiało, idź, świat jest twój”. Uważam za bardzo mocny moment scenę, w której Sebastian, po rozstaniu z dziadkiem na płycie lotniska, odlatuje do nowego świata ...
Ten film to piękna historia inicjacji, nie tylko młodego chłopca, ale też dorosłych, którzy go otaczają…
Oczywiście związek Sebastiana z dorosłymi ewoluował, jednak wydawało się równie ważne, zwłaszcza w filmie rodzinnym, aby pokazać, że nasze życie nie kończy się po 60-ce! Nawet wśród tych, którzy niczego już nie oczekują: pomiędzy starzejącym się pasterzem a samotną nauczycielką też coś może się wydarzyć.
Początkowo zastanawiałem się, czy widzowie w to uwierzą, ale historia miłosna tych dwojga jest bezdyskusyjna. W tej idei otwartości na świat, o której mówiłem wcześniej, istnieje również idea, że miłość może się przydarzyć późno! To możliwe! Naprawdę wierzę w tę moc. Te dwie postaci są tak chronione, że w momencie gdy otwierają się, jest wiele radości. Wiemy, że nie przestaną się kłócić i spierać, ale będzie między nimi w tym dużo czułości.
Widać, ze sprawiło panu dużą przyjemność zagranie roli Josepha, czarnego charakteru tej historii. Co tłumaczy jego okrucieństwo i całkowity brak empatii?
Nic! Właśnie to mnie zainteresowało. Jest niejasno wiedziony motywacją finansową, ucieleśnia zarówno wilkołaka, jak i starą czarownicę z baśni! Krótko mówiąc, jest to absolutne zło, a jego "graficzny" wygląd fascynuje i przeraża. To właśnie dzięki temu rodzajowi postaci potrafimy się określać i podejmować decydujące wybory w życiu.
Kiedy Joseph łapie chłopca i prowokuje go mówiąc "weź nóż i przyłóż do mojego policzka" widać, że się cieszy, chciałby, żeby Sebastian zranił go w policzek bo wtedy stałby się częścią jego świata, świata złoczyńców. Ale dzieciak patrzy na niego i odrzuca nóż - tego nauczył go jego ojciec. Czuje do tego odrazę i właśnie w tym momencie decyduje się i dokonuje radykalnego wyboru. Aby się określić, musiał otrzeć się o zło: jest w nim jest instynktowny strach przed czarnym charakterem.
Postać grana przez pana jest symbolem tych wojennych kolaborantów, którzy potem w ostatniej chwili zmienili poglądy…
Przede wszystkim Józef jest grabarzem. Kiedy szukałem dla niego domu, miałem wizję zamku grozy. Jego postawa i miejsce w którym żyje- w pobliżu cmentarza- mówią wiele o tej postaci. Ma autonomiczną pojazd, który miażdży i zabija i, co symptomatyczne, gdy patrzy się na niego z zewnątrz, nigdy nie widać kierowcy. W tego człowieka wpisane są symbole śmierci. Pomyślałem, że to będzie interesujące mieć postać, która całkowicie uosabia radość czynienia zła. W przypadku Josepha często myślałem o Robercie Mitchumie z "Nocy myśliwego".
Czy to był dla pana punkt odniesienia?
W tym filmie jest coś z dziecinnej opowieści, która jest bardzo sprawiedliwa. Przede wszystkim trzeba wcześniej przetworzyć ten rodzaj odniesień, ponieważ nie chodzi przecież o imitowanie talentu innych. Poza tym nie chciałem oglądać tego filmu jeszcze przed naszymi zdjęciami. To, co mnie interesuje, podobnie jak w przypadku książek, to wierność uczuciom, odczuciom: nie ma w filmie ani jednego planu, ujęcia, które odwoływałoby się do „Nocy myśliwego”. Odwołuję się do tego filmu ponieważ bardzo kojarzy mi się z tego rodzaju historiami. Nasz film w fantastyczny sposób zapożycza kody opowiadania charakterystyczne dla thrillera.
Czy to był również pana cel jako reżysera?
W thrillerze - dreszczowcu, to dreszcz emocji najbardziej mnie bawi! Duże dzieci, takie jak ja, uwielbiają to. Naprawdę uważam, że dzieci nie są głupie i pamiętam, że nie lubiłem w kinie być brany za głupka, kiedy byłem mały. Dzieci słuchają rozmów dorosłych, oglądają filmy pełne przemocy, grają w drastyczne gry wideo.
To, że kręciliśmy Bellę i Sebastiana nie oznaczało przecież, że musimy popadać w zdziecinnienie i przesłodzenie. Wręcz przeciwnie, chciałem stworzyć napięcie i dać dzieciom emocje i ulgę na końcu. Chciałem, żeby pomyślały sobie: wzięto nas za dorosłych, potraktowano poważnie.
Jak podszedł pan do tego drugiego pełnego metrażu, który piętrzył rozmaite wyzwania?
Z dzieckiem, psami, szczeniętami i śniegiem, nie można powiedzieć, że wybrałem sobie coś łatwego! Podczas przygotowań do zdjęć pracuję jak szalony i dużo wymagam od swoich ekip. Musiałem zrobić wersję, która będzie naprawdę filmowa, a jednocześnie nie będzie wymagała budżetu z kosmosu.
Musieliśmy więc znaleźć rozwiązania, pracować więcej i myśleć, aby zoptymalizować plany. Wyjście znalazłem w cięciach i zrozumiałem, że mogę się obyć bez pewnych technicznych rozwiązań i sprzętów. Walczyliśmy na wszystkich poziomach, ale wszyscy byli pełni dobrej woli, bo o ja byłem pierwszą osobą na planie, która mogłaby się potknąć.
Czy czułeś się wspierany przez Felixa Bossueta, który brał udział w dwóch pierwszych odcinkach?
To, co w nim jest wspaniałe, to to, że jest bardzo skrytym chłopcem, który nie skarży się i nie marudzi przy pracy. Nie jest przekorny i nie buntuje się. Ogromna koncentracja Felixa, której dał wyraz podczas kręcenia niektórych scen wywarła na nas wielkie wrażenie.
Było to tym bardziej imponujące, że na planie było dużo hałasu: kiedy grał i zwracał się do Belli, słyszeliśmy, jak trener krzyczy swoje instrukcje do psów, a niektórzy technicy wymieniają się informacjami. Zbudowaliśmy piękną relację w pracy a on nigdy nie zachował się jak dyletant.
Co w kręceniu tego filmu wydało się panu najtrudniejsze?
Po pierwsze, szczeniaki. Musieliśmy je wymieniać co dwa tygodnie, ponieważ przybierają one rozmiar kucyka w ciągu trzech tygodni! Wszystko musi być zaplanowane z góry zgodnie ze wzrostem miotów i nie mamy prawa do błędu w planie pracy. Innymi słowy, niezwykle trudno jest to zorganizować. Jeśli chodzi o logistykę, szczenięta można było zabrać na wysokość 2500 m, pod warunkiem, żeby były dobrze opatulone, ponieważ temperatura wynosiła -30°C, a ze środków transportu były dostępne tylko skutery śnieżne… Na szczęście trener Andrew był świetny. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo małych szczeniąt nie można tresować, ale Andrew zdołał przekonać je do przyjęcia pożądanych postaw.
Oczywiście śnieg był również złożonym elementem, który trzeba było wziąć pod uwagę. Mieliśmy obsesję na punkcie prognozy pogody, wypatrywaliśmy lawin, a kiedy nie było śniegu, było strasznie, ponieważ musieliśmy zmienić nasz plan pracy. To było niezwykle trudne zadanie, ponieważ dotyczyło prawdziwie masowych przemieszczeń ludzi i sprzętu. Końcowa sekwencja była dla nas również problemem, tym bardziej, że nie znaleźliśmy zamarzniętego jeziora, które by mi odpowiadało. Musiałem więc naradzić się z supervizorem efektów wizualnych, jak sobie z tym poradzić. Na szczęście miałem sprzymierzeńców takich jak autor zdjęć Thierry Pouget i techników efektów specjalnych, którzy wykonali niezwykłą pracę.
Jak pracował pan nad kadrami?
Kręcę najczęściej na dwie kamery, ponieważ lubię być blisko. Podobają mi się szczegóły: mam wcześniej ustalony scenopis na kamerę A, a kamery B używam w znacznie swobodniejszy sposób, aby uchwycić w tym samym czasie szczegóły, dłonie, twarz. Ta druga kamera, „latająca” i inspirująca, daje mi realną swobodę i możliwość manewru: wolno jej improwizować i przynosi mi to w montażu bardziej instynktowny materiał.
Jakie były pana reżyserskie priorytety?
Chciałem stworzyć atmosferę baśni i rozmawiałem o tym od początku z całą moją ekipą: było to niezbędne do całej reżyserskiej i inscenizacyjnej pracy, ponieważ w moich oczach wszystkie elementy niosą sens. Na przykład płaszcz pasterza, który przypomina mi superbohatera, wydaje dźwięk, który przywołuje na myśl Batmana, gdy Sebastian zeskakuje z ogrodzenia. Podobnie, podczas burzy, płaszcz wydaje dźwięk trzaskania na wietrze, jak śnieg uderzający w szyby.
Chciałem, aby widz miał również wrażenie, że sam znajduje się w środku tej burzy: to ten moment, gdy Sebastian przylega do gołych gałęzi swoją peleryną- natura staje się wrogiem, który atakuje go ze wszystkich stron, a płaszcz jest jakby objawieniem matki, która nie pozwala mu umrzeć. W przypadku Sebastiana najistotniejsze były dla mnie poezja i wiarygodność.
Czy wiedział pan od początku, że sam również zagra w filmie?
Clement powiedział mi na początku, że chciałby, żebym zagrał złego faceta. To było całkiem praktyczne rozwiązanie, ponieważ nie musiałem nic tłumaczyć innemu aktorowi! Oszczędziliśmy dużo czasu. Kiedy pracuję dużo nad przygotowaniem wszystkiego, samo ujęcie zajmuje 10 minut. Krótko mówiąc, robimy w ciągu godziny, tyle ile można zrobić w ciągu pół dnia gdzie indziej. Najbardziej skomplikowane było ustalenie, jaki będzie ten złoczyńca, w którego mam się wcielić.
Długo szukaliśmy, nawet zatrudniłem rysownika do odwzorowania graficznego aspektu tej postaci. Aż pewnego dnia wpadłem na pomysł, żeby założyć długi nos, by przywołać skojarzenie z czarownicą. Powiedziałem też sobie, że będzie miał łysą głowę i długie, brudne włosy – by podkreślić jego drapieżną stronę i kapelusz – aby dać mu też rys przygodowy.
Proszę opowiedzieć o pana relacji z Chekym Karyo, który, podobnie jak Felix, gra w filmach od początku serii.
Początkowo czułem z jego strony lekki niepokój. I zrozumiałem, dlaczego: zakazałem szefom pionów rozmawiać z aktorami, ponieważ wolę, aby zwracali się do mnie, aby przekazywać swoje uwagi aktorom i odwrotnie – poprosiłem moich aktorów aby zaufali mi i nie oglądali podglądu ujęć na planie. Ale Cheky chciał obejrzeć. Nie zgodziłem się, ale sam również postanowiłem na początku zdjęć nie korzystać z podglądu. Potem Cheky zaufał mi i uspokoił się.
Tak jak w przypadku dwóch pierwszych części serii, muzykę napisał Armand Amar.
W czasie montażu obrazu wykorzystałem istniejącą muzykę: od utworów Sergio Leone po świetne standardy jazzowe, aby zobaczyć, co będzie dobrze działało z obrazem. Kiedy Armand odkrył, co wybraliśmy, zobaczyłem, jak się załamuje. Pozwoliło mu to jednak, moim zdaniem, naprawdę puścić wodzę wyobraźni w scenach lirycznych! Inspirowały go również odniesienia, z których korzystaliśmy: do sceny z niebieskim samochodem stworzył muzykę, która przywołuje Jacquesa Tati, a do ostatniej sekwencji przetworzył temat z „Bez przebaczenia” w aranżacji na gitarę.
Znany temat z "Belli i Sebastiana" rozkłada akcenty w filmie… Początkowo nie chciałem tego. Przypomniałem sobie jednak, że podczas realizowania filmowej adaptacji "Brygad Tygrysa", brakowało mi czegoś i był to właśnie temat przewodni serii. Ponownie zinterpretowaliśmy więc i zaaranżowaliśmy melodie "Belli i Sebastiana", które włączyliśmy do filmu. To był piękny sposób na wpisanie tej części w całą serię.
2. SPOTKANIE Z TCHEKYM KARYO – odtwórcą roli Cezara
Już po raz trzeci gra pan w sadze „Bella i Sebastian”. Co sprawiło, że miał pan ochotę ponownie, po raz kolejny wziąć udział w tym przedsięwzięciu? Zaangażowanie, wierność produkcji, przyjemność odnalezienia mojego kumpla Cezara (postaci, którą gra Karyo), jego małego świata, jego relacji z innymi i ze sobą samym i odkrycie młodego reżysera Clovisa Cornillaca.
Czy scenariusz pana zaskoczył?
Tak, uważam, że scenarzystom udało się nadać mu świeżości i zabrać nas w podróż w zupełnie inny gatunek niż dwa pierwsze filmy.
Ta opowieść ma wymiar złowieszczej baśni poprzez postać Josepha, która może zaskoczyć. Co pan o tym myśli?
Uwielbiam te przesunięcia w kinie gatunkowym: możemy wyślizgnąć się z "realizmu za wszelką cenę", pozostając wciąż naturalnym, możemy grać z większą radością, humorem, ekspresją; myślę tu przede wszystkim o postaci Josepha.
W jaki sposób ewoluowała pana postać?
Przyroda i samotność odcisnęły się w jego DNA. Podąża za tymi relacjami, które wyznaczają jego egzystencję; Sebastian dorasta, pielęgnuje relację ze swym ojcem, Angelina jest zakochana w ojcu Sebastiana, Piotrze, więc wyjedzie, wszystko to tak się splata, żeby osłabić Cesara, ale umacnia go jego gorąca przyjaźń z burmistrzem.
Cezar jest jak zawsze szorstki i milczący, ale spotkanie z Madeleine przemieni go jako człowieka ... Ta historia jest także inicjacyjnym doświadczeniem dla Cezara: buntuje się przeciw niegodziwości prawa i zakochuje się… Cezar ma wciąż konfliktowy stosunek do prawa, do władzy, która często traci swój sens służby, który pozostaje zamrożony na kartach kodeksów. Stan zakochania może na jakiś czas uspokoi demony, które często trapią tego zrzędę ...
Felix dorósł i dojrzał. Czy po raz kolejny połączyła go z panem podobna relacja?
Tak, naprawdę doceniam spokój, inteligencję, instynkt Felixa... Łatwo z nim grać i fajnie jest móc tworzyć wspólnie zespól.
Proszę opowiedzieć mi o swojej relacji z Clovisem Cornillacem, zarówno jako reżyserem, jak i partnerem na planie.
Znamy się z Clovisem od bardzo dawna, znam świat, w którym dorastał, łączy nas pewien oczywisty sposób dokonywania filmowych wyborów, do których dostosowujemy grę.
Fakt, że stanął on zarówno przed jak i za kamerą pomógł panu?
Kiedy jest się aktorem, często ma się talent do wszechobecności: Clovis jest bardzo dobrym aktorem i wielkim miłośnikiem kina, połknął bakcyla kiedy był jeszcze mały. Ten film narodził się dzięki nam wszystkim; każdy wniósł w niego swój wkład i sprawiło nam to wielką radość. Stało się tak dzięki współudziałowi Clovisa i jego ekipy technicznej, z która pracuje już od dawna.
Czy próbował pchnąć pana postać w innym, nowym kierunku?
Cezar nie zmienia się, ale starzenie się, przyszłość, która zagarnia Sebastiana i Angelinę, ryzyko utraty Belli i jej potomstwa oraz niebezpieczeństwo, jakie wnosi zło i chciwość Josepha, to właściwie same nowe kierunki. Wszystko to zmusza nas do przeanalizowania znanej nam wcześniej wybuchowości Cezara. Clovis ma talent, który pozwalał mu bez przerwy przypominać nam o tych odniesieniach, z punktu widzenia dojrzałego mężczyzny. Dobrze jest i uspokajająco, kiedy będąc w centrum wydarzeń masz przewodnika, który przemawia do ciebie z życzliwością i determinacją, kiedy jesteś jak w transie podczas pracy na planie.
Czy jako aktor on sam jest bardziej uważny na innych aktorów?
Tak, jest bardzo uważny, bo zna kruchość i iluzje, które nas tworzą.
Jak wyglądały pana relacje z innymi aktorami, w tym André Penvernem (burmistrzem) i Anne Benoit?
Dużo miłości, humoru, szacunku i radości.
Jak odebrał pan ponowny pobyt w Haute Maurienne?
Ten region jest w moim sercu od dzieciństwa, pejzaże i pory roku, które wypełniają tę poetycką i świętą naturę, są wytatuowane w mojej pamięci…to jedna z kolebek mojego istnienia.
Co pan myśli o filmie?
Podobał mi się, wzięliśmy się za tę ostatnią cześć z werwą i zapałem... Publiczność będzie chciała odnaleźć te postacie, które karmiły wyobraźnię dzieciństwa ich i ich dzieci od pierwszej części „Belli i Sebsastiana”. Nie mogę się doczekać, aż moje dzieci zobaczą film ze mną w kinie.
3. SPOTKANIE Z FELIXEM BOSSUETEM – odtwórcą roli Sebastiana
Co sprawiło, że miałeś ochotę wziąć udział w tej przygodzie po raz trzeci?
Wszystko! Historię tę uznałem za interesującą, chciałem ponownie zobaczyć ekipę, psa, góry... i chciałem także spotkać Clovisa Cornillaca, którego już wiele razy podziwiałem jako aktora.
Co myślisz o tym scenariuszu? Czy uważasz, że jest przerażający?
Czarny charakter budzi strach i uważam, że Clovis wcielił się w niego fantastycznie. Scenariusz, moim zdaniem jest bardzo dobry. Bardzo podoba mi się pomysł, że Sebastian sam decyduje o tym by chronić swoją sukę, która jest w niebezpieczeństwie, ale nie chcę robić "spoilera", więc nie powiem więcej... (śmiech)
W jaki sposób ewoluowała Twoja postać?
Przede wszystkim dorósł. Ma 12 lat, więc jest bardziej dojrzały, bardziej autonomiczny. Bierze się w garść sam, jak dorosły. Już nikogo nie potrzebuje.
Czy czułeś, że łatwiej było Ci wejść w skórę Sebastiana po dwóch pierwszych częściach?
Tak, oczywiście! Nie odkryłem przecież swojej postaci, ale odnalazłem ją po krótkiej, dwuletniej przerwie. Gdy tylko znalazłem się na planie w ubraniu Sebastiana z jego psem, było to o wiele prostsze.
Jak wyglądały twoje relacje z Clovisem Cornillacem - aktorem?
On jest świetnym aktorem! I będąc również reżyserem, myślę, że łatwiej mu było reżyserować aktorów, ponieważ dobrze zna się na naszej pracy, dokładnie wie, czego chce. Słucha zarówno swoich aktorów, jak i swojej ekipy.
Czy był przerażający ze swoim sztucznym nosem, łysą głową i kapeluszem?
Tak, jego transformacja była imponująca! Myślę, że gdybym naprawdę spotkał go na ulicy, szybko przeszedłbym na chodnik po drugiej stronie!
Czy bardzo różni się od Nicolasa Vaniera i Christiana Duguaya którzy reżyserowali poprzednie części?
Tak, wszyscy trzej reżyserzy, z którymi miałem okazję pracować, mieli swój własny sposób działania. Wiele się od nich nauczyłem i miałem szczęście, że mogłem z nimi pracować.
Opowiedz mi o swoim spotkaniu z psami. Czy były jakieś nowe?
Do 3 psów dołączyła Isabeau. Jest suką, a to lepiej dla scen ze szczeniakami. W pozostałych scenach było tak samo jak w pierwszej i drugiej części sagi. Bellę grały trzy psy: Garfield, Fort i Fripon.
A szczenięta?
Super słodkie! Były bardzo łagodne, lizały mnie cały czas. Prawdziwe pluszaki! Ale ponieważ rosły w ekspresowym tempie, musieliśmy nieustannie je wymieniać...
Musiałeś stawić czoło przeziębieniu. Jak to się stało?
Tak, było bardzo zimno! Tak jak podczas zimowej części pierwszego filmu cyklu o "Belli i Sebsatianie". Na szczęście projektantka kostiumów sprawiła, że nigdy nie marzłem. Wkładała rozgrzewające wkładki do moich butów. Nie widać ich, a pomagają utrzymać ciało w cieple.
Co było w tych zdjęciach najtrudniejsze?
Powiedziałbym, że nocne sceny były najtrudniejsze, bo robiło się coraz zimniej! A poza tym w nocy jesteśmy bardziej zmęczeni, ponieważ już cały dzień jesteśmy na nogach. Była też scena, w której musiałem wyjść z igloo, ale nie mogłem, ponieważ było całkowicie zamarznięte: musieliśmy powtarzać to ujęcie 4 razy, na koniec miałem zamarznięte i krwawiące palce!
Na koniec: co myślisz o filmie?
Uważam że jest świetny: emocje, działanie, czułość, humor... Spotykamy wszystkie postacie, które liczyły się w tej historii. To film, który bardzo dobrze zamyka trylogię "Belli i Sebastiana".
4. SPOTKANIE Z ANDREW SIMPSONEM – TRENEREM PSÓW
Jaka była twoja misja w trylogii "Bella i Sebastian"?
Podczas gdy moja praca nie zmieniła się od czasu pierwszej części trylogii, muszę powiedzieć, że na początku nie zdawałem sobie w pełni sprawy z wpływu tej serii na zbiorową podświadomość Francuzów. Dlatego, gdy zrozumiałem, że te postacie są kochane przez naprawdę wielu fanów, naprawdę chciałem, aby Bella była kimś realnie istniejącym dla swojej publiczności.
W którym momencie, przed zdjęciami, zaczynasz pracę z psami?
Ogólnie rzecz biorąc, mamy osiem tygodni na szkolenie psów i upewnienie się, że nie odtwarzają zachowań, które zapamiętały wcześniej.
Jakie było podejście Clovisa Cornillaca zdjęć?
Każdy reżyser ma własną koncepcję zachowania Belli w filmie. Clovis, którego bardzo podziwiam, chciał, by Bella była pełnoprawną postacią, podobnie jak ci, którzy byli odtwarzani przez aktorów. Był bardzo precyzyjny w swoich oczekiwaniach jak Bella ma reagować w tym czy innym momencie historii.
Jak pracujesz ze szczeniętami?
To była naprawdę przyjemna część pracy: wszyscy kochają szczeniaki! Ale najtrudniejsze było upewnienie się, że szczenięta zachowały ten sam wiek i rozmiar w całym filmie, ponieważ historia rozwija się przez bardzo krótki czas.
Musieliśmy więc bardzo regularnie wymieniać młode pieski na mniejsze, ponieważ rosną bardzo szybko. Innymi słowy, musieliśmy "zapewnić" produkcji kilka miotów przed zdjęciami. Trzeba było również wziąć pod uwagę odcień każdego z bardzo różniących się szczeniąt. To była fajna praca, ale było to trudne szczególnie wtedy, gdy chodziło o koordynację współpracy z hodowcami lub znalezienie wszystkich potrzebnych nam szczeniąt.
Zabrałeś szczeniaki na wysokość 2500 m...
Ponieważ musieliśmy cały czas utrzymywać szczenięta w cieple, zbudowaliśmy coś w rodzaju budy podróżnej ciągniętej przez skuter śnieżny. Buda była zaizolowana przed zimnem i ogrzewana, by pieskom było ciepło. Pomiędzy dwoma ujęciami lub w czasie przerwy na lunch, przytulałem się w budzie do piesków i otoczony nimi ucinałem sobie drzemkę. To są bonusy mojej pracy!
Jak sprawiłeś, że Bella stała się "postacią"?
Ponieważ każdy pies jest inny, podkreślaliśmy mocne strony każdego z nich. Czasami używaliśmy najbardziej ponurego psa do smutnych scen, najbardziej porywczego psa do szalonych akrobacji i zabawnych momentów itp. Kiedy rozumiałem, czego chciał Clovis, używaliśmy najbardziej odpowiedniego psa dla tej lub innej sceny w zależności od jej znaczenia.
Z iloma psami pracowałeś?
Z czterema: Garfieldem, Fortem, Friponem i Isabeau. Jak już wyjaśniłem, każdy z psów wyróżniał się spośród innych i dlatego pierwotnie wybrano je do roli Belli. Trzy główne psy są obecne w trzech filmach.
Jak pracowałeś z Felixem i psami?
Felix już oczywiście znał psy, a psy go zapamiętały. Ułatwiło nam to nieco sprawę, ale wciąż musieliśmy je szkolić, aby przywykły do bycia razem z nami. Najtrudniej jest stworzyć wrażenie że pies należy do aktora i że się uzupełniają. Potrzeba było czasu i cierpliwości ze strony psów i Feliksa, aby stworzyć więź i przekonać widza, że ta relacja jest prawdziwa. Czasami Felix musiał dostosować się by pomóc psu, a czasami pies musiał dopasować się do działań Felixa.
Informacja prasowa