Rodzice oszukują na potęgę. "Myślą tylko o sobie"

Wychowawcy twierdzą, że przyprowadzanie przeziębionych dzieci do żłobków i przedszkoli to prawdziwa plaga. - Rodzice czasami już nawet nie udają. Przyznają, że dziecko jest chore, ale nie mają go z kim zostawić - opowiada Kasia, która pracuje w krakowskim przedszkolu. Opiekunowie mają nietuzinkowe sposoby, aby "przemycić" dziecko do placówki.

Rodzice "przemycają" chore dzieci do żłobków i przedszkoli. Pakują im leki "na wynos"Rodzice "przemycają" chore dzieci do żłobków i przedszkoli. Pakują im leki "na wynos"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Anna Klimczyk

"To tylko katarek"

Temat przyprowadzania chorych dzieci do żłobków i przedszkoli co roku wraca jak bumerang. Mogłoby się wydawać, że w tej sprawie powiedziano i napisano już wszystko. Jednak - delikatnie mówiąc - nieodpowiedzialne praktyki nadal mają miejsce.

Prawie każdy rodzic był w takiej sytuacji. Dzień dopiero się zaczyna, my rozpoczynamy poranną walkę z czasem, a dziecko płacze, że boli je głowa, kaszle, z noska leci katar. A my przecież musimy iść do pracy. Dla wielu jedynym wyjściem jest zaprowadzenie przeziębionego malucha do żłobka lub przedszkola.

W placówce stawiamy na dobrze znany nam już repertuar przebojów pod tytułem: "to tylko katarek", "córka nie jest przeziębiona, ma alergię" lub "dziecko nie zaraża". "Utwory" oklepane, ale ciągle bardzo chętnie grane.

Pytanie mamy - odc. 5. Sezon infekcyjny u dzieci

Nauczycielki pracujące w żłobkach i przedszkolach przyznają, że rodzice radzą sobie znakomicie z ukrywaniem rzeczywistego stanu zdrowia swoich pociech.

- Sytuacje, w których rodzice przyprowadzają chore dziecko do żłobka, zdarzają się nagminnie. Wtedy tłumaczą, że maluch nie jest przeziębiony, tylko ma "delikatnie zatkany nos" albo alergie. A my przecież widzimy, że dziecko kicha, kaszle, ma zielone gluty do pasa i jest rozpalone. Ale nasze sugestie, by zabrać je do domu, często na nic się nie zdają - mówi w rozmowie z WP Parenting Marta, która pracuje w jednym z warszawskich prywatnych żłobków jako pomoc opiekuna.

25-latka przyznaje, że ona i jej koleżanki stworzyły nawet "listę najbardziej absurdalnych wymówek".

- Kiedyś usłyszałyśmy, że maluch kaszle, kicha, ma gorączkę i katar, bo... wyżynają mu się zęby. Próbowałyśmy tłumaczyć mamie chłopca, że to niemożliwe, ale ona twierdziła, że konsultowała się z lekarzem. Za dwa dni czwórka dzieci i dwie opiekunki nie pojawiły się w żłobku. Wszyscy byli przeziębieni - opowiada.

Spakowała dziecku leki "na wynos"

Kasia - która pracuje w krakowskim przedszkolu - również potwierdza, że przyprowadzanie przeziębionych dzieci do placówek oświatowych to już prawdziwa plaga.

- Rodzice czasami już nawet nie udają. Przyznają, że dziecko jest chore, ale nie mają go z kim zostawić. Wtedy mówimy, że powinni zabrać malucha do domu. Jednak często pozostają głusi na nasze prośby. Łatwiej takie "zabranie dziecka" wyegzekwować w przedszkolu publicznym. W placówce prywatnej każde dziecko to pieniądz więc na niektóre sytuacje niestety przymyka się oko - opowiada.

Nauczycielka przyznaje, że rodzice mają swoje sposoby, by "przemycić" chore dziecko do placówki. Najczęściej, aby ukryć rzeczywisty stan zdrowia malucha, podają mu leki, które mają łagodzić objawy choroby.

- Często przed zaprowadzeniem dziecka do nas podają mu lekarstwa, żeby maluch, chociaż "na wejściu" poczuł się i wyglądał lepiej. Jednak jak wiemy, one po paru godzinach przestają działać i objawy choroby u dziecka się nasilają. Niektóre dzieci wtedy wprost przyznają - "mama rano podała mi malinowy syropek na gorączkę" - opowiada Kasia.

Jednak to nie koniec.

- Niektórzy są jeszcze bardziej bezczelni i podają dziecku leki w placówce np. w szatni lub pakują im je "na wynos". Raz byłam świadkiem takiej sytuacji. Pora obiadowa. Widzę, że jedna dziewczynka wyciąga z kieszeni małe zawiniątko. A tam tabletki. Tłumaczyła, potem, że mama kazała jej połknąć jedną, jak będzie jadła - relacjonuje.

Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji

Obie nauczycielki podkreślają, że zawsze, gdy widzą, że dziecko gorzej się czuje, jest słabe, ospałe, ma gorączkę czy inne typowe objawy przeziębienia, dzwonią do rodziców i proszą, by odebrali pociechę z placówki.

- Zaznaczmy, że to jeszcze nie oznacza, że rodzic zabierze takie dziecko. My dzwonimy i możemy poprosić, żeby to zrobił. Czasami opiekunowie są na nas źli. Mówią, że zawracamy im głowę. Niektórzy rzeczywiście reflektują się i przyjeżdżają po chorego malucha. Chcę podkreślić, że rodzice, którzy przyprowadzają chore dziecko do przedszkola czy żłobka, nie myślą o nauczycielkach, które tam pracują i o innych dzieciach tylko o sobie. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Czasem przez takie jedno przeziębione dziecko choruje połowa grupy. A gdy zachoruje nauczycielka, to potem nie ma komu pracować - podsumowuje Kasia.

Dr Lidia Stopyra, pediatra i specjalistka chorób zakaźnych, również przyznaje, że niestety takie sytuacje często mają miejsce.

- Czasami rodzice przyznają się w rozmowie ze mną, że np. dziecko w nocy zaczęło gorączkować, ale oni tego dnia mieli jakąś ważną rzecz w pracy - życiowa sprawa - dlatego podali rano dziecku leki i zaprowadzili je do przedszkola. Opiekunowie wiedzą, że postępują źle, ale tłumaczą, że nie mają wyjścia - opowiada ordynatorka Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie.

Pytam, jak rozwiązać tak patową sytuację.

- Moglibyśmy oddzielać w przedszkolach i żłobkach dzieci zdrowe od tych, które czują się danego dnia gorzej. Może wtedy rodzice chętniej by się przyznawali, że maluch zmaga się z infekcją. Wiem, że takie rozwiązanie będzie bardzo trudno wprowadzić. Ale moim zdaniem warto to przemyśleć - mówi ekspertka.

I dodaje, kiedy absolutnie nie należy przyprowadzać dziecka do placówki oświatowej:

- Dorośli chorują średnio trzy razy w roku, dzieci nawet trzy razy częściej. W większości chorób wirusowych zakaźność zaczyna się, zanim wystąpią objawy. Jednak wtedy jest niewielka. Wówczas często po dziecku jeszcze nie widać, że zmaga się z infekcją. Ma delikatne objawy - bóle mięśniowe, boli go głowa. Natomiast jeśli pacjent jest objawowy - pojawia się obrzęk śluzówek nosa, katar, kaszel to wtedy ta zakaźność jest bardzo wysoka. Jeżeli wówczas zaprowadzimy malucha do przedszkola lub żłobka, to zarażą się inne dzieci. Natomiast wbrew pozorom w momencie, gdy dziecko ma np. jeszcze końcówkę kataru, ale już przechorowało infekcję, to możemy zaprowadzić je do placówki - podsumowuje dr Stopyra.

*imiona bohaterów zostały zmienione.

Anna Klimczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Odkryli jedną z możliwych przyczyn poronień. Naukowcy wskazali na rolę metabolizmu
Odkryli jedną z możliwych przyczyn poronień. Naukowcy wskazali na rolę metabolizmu
Gorączka bez objawów? Eksperci tłumaczą, co może się za tym kryć
Gorączka bez objawów? Eksperci tłumaczą, co może się za tym kryć
Kobiety w patowej sytuacji. Odstawienie tych leków przed ciążą zwiększa ryzyko tycia
Kobiety w patowej sytuacji. Odstawienie tych leków przed ciążą zwiększa ryzyko tycia
Emoji jako wołanie o pomoc. KidsAlert ujawnia ukryty język dzieci w internecie
Emoji jako wołanie o pomoc. KidsAlert ujawnia ukryty język dzieci w internecie
Dwulatek po hipotermii wrócił do zdrowia. "Cud zespołowej pracy"
Dwulatek po hipotermii wrócił do zdrowia. "Cud zespołowej pracy"
Przełomowe wytyczne dotyczące cukrzycy w ciąży. 27 kluczowych rekomendacji WHO
Przełomowe wytyczne dotyczące cukrzycy w ciąży. 27 kluczowych rekomendacji WHO
Dwa produkty dla dzieci wycofane z dużych sieciówek. Stanowią realne zagrożenie
Dwa produkty dla dzieci wycofane z dużych sieciówek. Stanowią realne zagrożenie
Liczba dzieci z nadciśnieniem się podwoiła. Eksperci alarmują
Liczba dzieci z nadciśnieniem się podwoiła. Eksperci alarmują
Barwniki w żywności zagrażają zdrowiu dzieci. Naukowcy alarmują o skali problemu
Barwniki w żywności zagrażają zdrowiu dzieci. Naukowcy alarmują o skali problemu
Oglądanie TV a późniejsze objawy ADHD. Brytyjczycy doszli do ciekawych wniosków
Oglądanie TV a późniejsze objawy ADHD. Brytyjczycy doszli do ciekawych wniosków
Finlandia uczy tego już przedszkolaków. Dlaczego Polska powinna wziąć z niej przykład?
Finlandia uczy tego już przedszkolaków. Dlaczego Polska powinna wziąć z niej przykład?
Autyzm a COVID-19. Naukowcy odkryli powiązanie, wyniki są niepokojące
Autyzm a COVID-19. Naukowcy odkryli powiązanie, wyniki są niepokojące