Niemcy? To prorodzinny kraj!
Patrycja Sobczyk z rodziną mieszka w Ambergu. To miasto położone w jednym z piękniejszych regionów Niemiec, Bawarii. I to właśnie w otoczeniu malowniczych krajobrazów dorastają dzieci Partycji: Hania i Emilka. Jak wygląda życie polskiej rodziny za naszą zachodnią granicą?
WP Parenting: Kiedyś miałyśmy okazję rozmawiać o szczepionkach. Pamiętam, że spodobały mi się rozwiązania, jakie obowiązują w Niemczech.
Patrycja Sobczyk: Tutaj nie ma takiej wojny o szczepienia. Rodzice mają prawo zdecydować, czy chcą szczepić dziecko. Nikt niczego nie narzuca, nie ma oficjalnych wezwań pod groźba kary. Odpowiedni formularz podpisuje się tylko jeden raz, ale kiedy już się go podpisze, to trzeba podążać wytyczonym z góry kalendarzem szczepień.
Jest jednak kilka zasadniczych różnic w tutejszym systemie ochrony zdrowia. Pierwsze szczepienie odbywa się po ukończeniu przez dziecko 3. miesiąca życia, nie wcześniej. Nie szczepi się na gruźlicę i wszystkie szczepionki są bezpłatne (nawet pneumokoki, meningokoki i rotawirusy). Są to ponadto szczepionki skojarzone.
Z kolei szczepionkę przeciwko śwince, różyczce i odrze podaje się w Niemczech w dwóch dawkach. Pierwszą dziecko otrzymuje tuż po pierwszych urodzinach, drugą – 2-3 miesiące później.
Rozmawiałaś z pediatrą o szczepieniach?
Tak, bo miałam wiele obaw z związanych z tym tematem. Pojawiały się one zwłaszcza po rozmowach z polskimi mami. I chciałam, żeby ktoś kompetentny rodzące się wątpliwości rozwiał.
Lekarz znalazł dla mnie czas, czytał ze mną ulotkę wyjaśniając to, czego nie rozumiałam, odpowiadał merytorycznie na każde moje pytanie. Mam do tego człowieka duże zaufanie.
Nie zaleca dzieciom żadnych suplementów diety, witamin. Unika podania antybiotyku jak ognia, próbuje leczyć małego pacjenta naturalnie. I nieustannie powtarza, że podstawą zdrowia jest odpowiednia dieta.
Chodzisz z córkami na bilanse?
Tak, kładzie się tu nie szczególny nacisk. Po porodzie rodzice otrzymują specjalny zeszyt (odpowiednik polskiej książeczki zdrowia), gdzie już na okładce wypisane są daty wszystkich bilansów. Tych nie trzeba samemu obliczać, bo zrobiono to za nas.
Do 1. miesiąca życia wskazane są trzy bilanse, potem kolejny w 3-4 miesiącu, następnie w 6-7 miesiącu i w okolicy 1. urodzin. Przy pierwszej córce byłam nieco tym rytmem zdziwiona, bo koleżanki z Polski co miesiąc ważyły i mierzyły swoje pociechy.
Nawet rodzina w Polsce była zaniepokojona, jak to tak? Nie ważyć dziecka? Zaufaliśmy jednak specjalistom, a nasze córki rozwijają się wspaniale. Mniej niż mamy z Polski miałam również badań w ciąży.
Jak to? Nie widziałaś dziecka na USG przy każdej wizycie u ginekologa?
USG co do zasady robi się tutaj raz na kwartał, ale moja ginekolog przy każdej wizycie sprawdzała tętno dziecka oraz mierzyła je. W 9. miesiącu ciąży wizyty odbywały się co tydzień i przed każdą z nich miałam wykonywane KTG. Za każdym razem też oddawałam mocz do badania, mierzono mi ciśnienie i tętno.
Krew na badania podstawowe w ramach ubezpieczenia pobiera się natomiast trzy razy (raz na trymestr).
Wizyty kontrolne są darmowe, o ile pacjentka jest ubezpieczona. Płaci się tylko za dodatkowe badania, np. USG 3D i 4D.
Skoro poruszyłyśmy temat ciąży, wypada zapytać o poród. Czy na sali obecny był Twój mąż?
Tak, i to jest w Niemczech całkowicie naturalne. Oba porody wspominam bardzo dobrze. Opieka była na najwyższym poziomie, porodówki były przytulne, intymne. Mogłam zdecydować się na poród w wodzie, i nawet chciałam, ale niestety, wszystko szło niezwykle sprawnie, a wanna akurat była zajęta.
Najważniejsze jednak dla mnie było to, że nikt niczego nie mnie nie wymuszał. Na samym środku sali znajdował się fotel, który można było elektrycznie regulować na rozmaite sposoby. Mogłam więc przyjąć taką pozycję, jaką chciałam.
U sufitu zawieszona była długa i szeroka chusta, na której można się było oprzeć w czasie skurczów. Miałam też do dyspozycji zestaw grający, na którym mogłam sobie odtwarzać muzykę przyniesioną ze sobą.
Dostałaś oksytocynę?
I tu cię pewnie zaskoczę, ale nie, nie dostałam. Wiem, że w Polsce to standard. Nie naciskano również na cięcie cesarskie, którego i tak chciałam uniknąć.
Pierwsza córkę rodziłam bardzo długo, ale niczego na mnie nie wymuszano. Wszystko przebiegało naturalnie, w swoim rytmie. Nieustannie towarzyszył mi mąż, często zaglądała do nas położna. Pytała czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebujemy. Sprawdzała parametry moje i dziecka, doradzała, dodawała otuchy.
Mogłam zdecydować się na znieczulenie zewnątrzoponowe, bo w Niemczech jest ono bezpłatne i zależy od wyboru rodzącej. Przy pierwszym porodzie nie chciałam z niego skorzystać, a przy drugim nikt nawet nie zdążył mnie o to zapytać, bo akcja porodowa była szybka i sprawna.
Twoja opowieść brzmi wręcz bajecznie. Widzisz same zalety z wychowywania dziecka w Niemczech...
Może dlatego, że nie jestem osobą skorą do narzekań? Mam cudowną rodzinę, dwie śliczne córki, mieszkam w pięknym miejscu. Tu jest mi naprawdę dobrze. Nie martwię się o przyszłość, bo mam poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Tu nie czuje na sobie wściekłych spojrzeń innych mam, nikt nie komentuje tego, że karmię piersią. Nie muszę się tłumaczyć z decyzji o szczepieniu dziecka.
Niemcy lubią dzieci i pokazują to na każdym kroku. W czasie niemal każdego spaceru macha mi kilku moich sąsiadów, a gdy ich spotkam na drodze – dopytują o dziewczynki. Czasem nawet dają im drobne upominki, ot tak, bez okazji. Tu rodziny wielodzietne to standard.
A może to zasługa dobrej polityki prorodzinnej?
Zasiłek na dziecko (tzw. Kindergeld) wypłaca się tutaj rodzicom co miesiąc na każde dziecko aż do uzyskania przez nie pełnoletniości lub dłużej, jeśli pójdą na studia.
Jeśli mama nie pracuje, to przez 14 miesięcy przysługuje jej specjalny zasiłek. Jest też urlop rodzicielski, który jest dostępny dla jednego rodzica przez pierwsze 14 miesięcy (płatny 67 proc. wynagrodzenia).
Jeśli kobieta zdecyduje się na pozostanie w domu, poświęcając karierę na wychowywanie dzieci, to niemiecki rząd opłaca jej składki emerytalne tak, jakby zarabiała średnie krajowe wynagrodzenie (2500 euro). Gdy dziecko skończy 14 miesięcy, a nie poszło do żłobka, można ubiegać się o zasiłek wychowawczy.
Do przedszkola może uczęszczać dziecko, które ukończyło 3. rok życia. My zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie, bo przede wszystkim zależało nam na tym, by Emilka miała kontakt z rówieśnikami i uczyła się języka niemieckiego (w domu mówimy po polsku).
Córka jest zachwycona. A czy wspomniałam już, że za przedszkole nic nie płacimy? Jedyny wydatek jaki ponosimy, to 50 euro płacone raz na pół roku, która to kwota pokrywa zakup materiałów plastycznych.