Trwa ładowanie...

Och życie (recenzja)

Och życie (recenzja)
Och życie (recenzja)

„Holly (KatherineHeigl) jest świetnie zapowiadającą się restauratorką, a Messer (Josh Duhamel) - obiecującym szefem działu sportowego w TV. Po katastrofalnej pierwszej randce, łączy ich tylko wzajemna niechęć i miłość do chrześnicy Sophie. Gdy nagle stają się jej jedynymi bliskimi, muszą odsunąć na bok dzielące ich różnice i znaleźć wspólny język”.

Tyle dystrybutor.

Och życie
Och życie

zobacz galerię

Niezbyt wiele i średnio zachęcająco. Układ na pierwszy rzut oka raczej banalny. Bohaterowie wydają się wykreowani wg wzorca. Ona (Holly) zgrabna i powabna blondynka. Przy tym odpowiedzialna, ambitna i poukładana. Ma pracę, która jest jej pasją. Marzy o własnej restauracji i, oczywiście o przystojnym, odpowiedzialnym i wiernym facecie u boku.

Realizacja ostatniego marzenia idzie raczej pod górkę, ale niepowodzenia nie zmieniły dziewczyny w rozchwianą emocjonalnie marudę ani w oziębłą babę. Nie można jej nie lubić. On (Messer) dość niechlujny, nieco prostacki współczesny Casanova. Oczywiście pełen uroku przystojniak, który czerpie z życia pełnymi garściami. Nawet pracę wybrał taką, by móc się nią cieszyć.

Poznali się dzięki zaaranżowanej przez przyjaciół randce, która skończyła się jeszcze nim się zaczęła. Holly i Messer, nawet wspólnymi siłami, nie byli w stanie pojąć motywów, którymi kierowali się przyjaciele. Różniło ich dosłownie wszystko. Łączyła tylko Sophie i Jej rodzice. I pewnie by tak pozostało, gdyby los nie postanowił wkroczyć w ich sielankowe życie bardzo nagle i bardzo brutalnie.

Z takim scenariuszem można było spokojnie pokusić się o łzawy dramat. Zamiast tego, nieco przewrotnie, wybrano komedię romantyczną.

To oczywiście pozwala nam już na wstępie przewidzieć koniec filmu. Jednak ogląda się go z zainteresowaniem. Pewnie, dlatego, że jakimś cudem nie jest to typowa przesłodzona, odrealniona, ckliwa amerykańska bajka.

A co jeszcze istotniejsze, zamiast skupiać się na miłosnych rozterkach dwojga papierowych postaci, spróbowano osadzić ich w dość nietypowych dla konwencji realiach. Młodych, wolnych pełnych planów i ambicji ludzi postawiono w roli rodziców.

Na dodatek nie swojego dziecka. I żeby było trudniej obarczono ich tym słodkim ciężarem z dnia na dzień, nie dając szans na jakiekolwiek przygotowanie praktyczne czy psychiczne. Jednym słowem dokonano prawdziwej rewolucji w ich życiu.

Jak zaakceptować zmiany, których się nie planowało? Jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na własne marzenia, na siebie? Czy istnieje coś takiego jak idealny rodzić, idealna para? Co w życiu jest ważne a co ważniejsze?

Film mówi o odpowiedzialności, poświęceniu, dojrzewaniu m.in. do roli ojca i matki. Mówi o tym, jak różnych wyborów dokonujemy w zależności od okoliczności, w których się znajdziemy. Wszystko to podane lekko i na przyzwoitym poziomie.

Dialogi i sceny bawią trafnymi obserwacjami, realizmem a nie głupotą i przerysowaniem. Aktorzy młodzi znani i lubiani bardzo naturalnie kreują swoje role. Patrząc na ich perypetie widz ma szansę na pewną identyfikację. Jak na komercyjną, amerykańską produkcję poziom realizmu zadziwia.

Film rozśmiesza, wzrusza, zachęca do refleksji. Twórcy udowodnili, że nawet w komedii romantycznej można nieco prawdy o życiu przemycić, a miłosna historia nie musi być od A do Z bajką bez krztyny realizmu.

Siłą tej historii jest prawda o tym, jak wiele zmienia dziecko w spojrzeniu na życie, na miłość, o tym jak przewartościowuje życie. Pokazuje skrawek tej rzeczywistości, którą rodzice znają (i uśmiechną się do niej ciepło), a w którą nikt poza nimi nie uwierzy.

Film dla wszystkich. Dla pań i panów, rodziców i singli. Idealny w wiosenne wieczory i niedzielne popołudnie. Półtorej godziny relaksu na przyzwoitym poziomie.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze