Trwa ładowanie...

Miss Ferreira: Udawanie, że rodzicielstwo to kucyki pony haftujące tęczą na białą podłogę, jest zwyczajnie nieuczciwe

 Magdalena Bury
16.03.2017 18:00
Miss Ferreira jest matką trójki małych dzieci
Miss Ferreira jest matką trójki małych dzieci (SF)

Statystycznie częściej rodzi dzieci niż kupuje w Zarze. Tak mówi o sobie Sara Ferreira - pochodząca z Lublina autorka bloga „Miss Ferreira”. W rozmowie z WP parenting mówi, jak stara się okiełznać gromadkę maluchów, co ją denerwuje i dlaczego w ich domu mówi się w trzech językach.

WP parenting: Ąfel, Zbynio i Lolek to pani cały świat. Czy teraz, z perspektywy czasu, potrafi pani wskazać różnicę pomiędzy wychowywaniem kolejnych dzieci? Pierwsze dziecko było traktowane inaczej? A może zawsze była pani "wyluzowaną mamą"?

Sara Ferreira: Pytana o różnice w wychowaniu pierwszego i trzeciego dziecka, zawsze opowiadam zasłyszaną gdzieś anegdotę o tym, jaka jest reakcja rodzica na połknięcie przez dziecka monety. Przy pierwszym dziecku jedziemy na pogotowie, przy drugim czekamy aż moneta zostanie wydalona, a przy trzecim - potrącamy z kieszonkowego.

Doskonale pamiętam, że kiedy urodziła się moja najstarsza córka, potrafiłam dzwonić do mamy z płaczem, bo miała lekki katarek. Dziś natomiast uważam, że do pewnego roku życia „lekki katarek” jest raczej cechą charakteru niż dolegliwością. (śmiech)

Zobacz film: "Biały szum trzykrotnie skraca czas potrzebny niemowlęciu do zaśnięcia"

Podobnie było z jedzeniem. Przy pierwszym dziecku martwiłam się niezjedzonym posiłkiem. Teraz wiem, że dzieci pochłaniają ogromne zasoby energetyczne z powietrza i energii słonecznej. To oczywiście żart, ale kiedy grymaszą nad miską zupy, zawsze mówię – nie chcesz, to nie jedz.

Zobacz także

Każde z Ferreirątek jest inne. Czym panią ostatnio zaskakują?

Samodzielnością. Tym, jak szybko wyfruwają spod moich skrzydeł. Potrafią tyle rzeczy zrobić same – same się myją, ubierają, idą spać, zrobią coś do jedzenia. I miewają takie zrywy pomocniczo-niespodziankowe. Ostatnio wróciłam do domu i kuchnia lśniła. Byłam pewna, że śnię, bo wracałam z ciężkim sercem, że oto muszę odgruzować ten kuchenny sajgon, a dopiero potem przystąpić do działania.

Okazało się, że kuchnię posprzątały dzieci, „żebym miała mniej pracy”. Wzruszyłam się bardzo – ich troską o mnie i tym, że dosłownie wczoraj ja z moim rodzeństwem robiliśmy takie niespodzianki naszej mamie... I tak samo, dosłownie wczoraj, byłam niewolnicą nieprzespanych nocy, pieluch, piersi kipiących mlekiem. Myślałam wtedy – to nigdy się nie skończy.

Chyba przespałam ten moment, kiedy okazało się, że mogę spać do woli, że jestem wyganiana z toalety, że nikt nie próbuje mnie wycyckać. (śmiech) Jednocześnie wiem, że za moment obudzę się rano i uderzy mnie cisza, a moje dzieci będą na studiach. I zatęsknię za tym wszystkim, co wykańcza każdą świeżo upieczoną matkę.

7 rzeczy o macierzyństwie, o których nikt ci wcześniej nie powiedział
7 rzeczy o macierzyństwie, o których nikt ci wcześniej nie powiedział [8 zdjęć]

Jeśli do tej pory myślałaś, że bycie mamą to prosta sprawa, bo przecież wystarczy dziecku dać jeść,

zobacz galerię

W domu Ferreirów mówi się trzema językami. Czy nie jest to problem dla dzieci? Istnieją przecież opinie, że dzieci rodziców różnych narodowości rozwijają swoją mowę wolniej od innych rówieśników.

Faktycznie, w naszym domu panuje istny miszung językowy. Ja do dzieci po polsku, mąż po portugalsku, ja z mężem po angielsku. Paradoksalnie nasze dzieci mówiły bardzo szybko i bardzo wyraźnie. Jest nawet taki filmik, rodzinny hit, na którym dwuletnia wówczas Marynia mówi: „Proszę, tu masz mój instrument i zagraj mi jakąś dobrą melodię”. Każde „r”, które w tym zdaniu wymawia, jest niemal namacalne.

Co zabawne i dosyć ciekawe, na co dzień dzieci odpowiadają mężowi po polsku, ale kiedy jedziemy do Brazylii, po tygodniu całkowicie przestawiają się na portugalski. To niesamowite, jak mózg dziecka prężnie działa.

Miss Ferreira na co dzień stara się okiełznać gromadkę swoich dzieci
Miss Ferreira na co dzień stara się okiełznać gromadkę swoich dzieci (SF)

Jakimi zasadami kieruje się pani w wychowaniu? Czy zawsze wychodzi tak, jakby pani tego chciała?

Ponieważ często wychodzi tak, jakbym tego nie chciała, jedna z moich zasad brzmi: „pozwól sobie na błąd”. Oczywiście, kiedy posiadanie dzieci było tylko w mojej głowie, byłam matką idealną. A potem przyszła rzeczywistość i poturbowała mocno moje wyobrażenia.

Okazało się, że niestety jestem tylko człowiekiem, a zatem czasem brak mi cierpliwości. Bywam zbyt zmęczona, mam po prostu zły humor, częściej niż bym chciała podnoszę głos. Ale mam też drugą zasadę - „przeproś”. I kiedy dzieci stają się beneficjentami moich humorów czy zmęczenia – idę i przepraszam je.

Na swoim blogu opisuje także historie, w których główną rolę gra mąż
Na swoim blogu opisuje także historie, w których główną rolę gra mąż (SF)

Wychowanie trójki wymaga pokładów cierpliwości. Kiedy są na skraju wyczerpania? Co panią najbardziej denerwuje?

Wieczory, kiedy ja się słaniam na nogach i z trudem przypominam sobie, jak mam na imię, a oni na tych sprężynach, które mają zamiast kości, odbijają się od ścian i taśmowo produkują niedorzeczne pytania: ile trwa minuta, ale nie w sekundach? Dlaczego zdrowe jedzenie jest niedobre? Ile jeszcze będą żyli dziadkowie? Dlaczego nas nie zaprosiliście na ślub?

Próbuję wtedy utrzymać język na wodzy. Wiem, że Morfeusz jest za rogiem, że jeszcze momencik i zasną jak aniołki. Tymczasem przed każdym spaniem trzeba jeszcze kilkanaście razy napić się wody i przejść do toalety...

Dzieci szaleją, mleko znowu się wylało, płatki rozsypały się po podłodze - takie rzeczy wszędzie, tylko nie w domu Ferreirów?

Ależ skąd! Takie rzeczy przede wszystkim w Ferrainowie. Zawsze mówię, że jestem królową rozlanego mleka. Że jeśli tango, to wiadomo – raczej z mopem. Jeśli teatr – to ten domowy – absurdu. Od zawsze krzywe zwierciadło jest moją ulubioną formą ekspresji, bo rodzicielstwo ma w sobie wiele z farsy. To jak z tym ich spaniem – modlisz się, żeby już zasnęli. Śpią – wyglądają tak słodko, że chcesz ich obudzić.

Albo kiedy zaglądasz do kuchni, a tam zamiast kuchni - kopalnia mąki, bo chcieli zrobić niespodziankę i upiec ciasteczka. A ty nie dość, że ukrywasz przed dziećmi mały zawał, to jeszcze musisz ich pochwalić. Teraz jest pewnie ciut lepiej, bo dzieci są starsze, ale ostatnie lata mojego życia usłane były okruchami, płatkami i wszelkiej maści plamami.

Zawsze o tym pisałam na blogu. Mi ulgę przynosi pisanie o tym, a moim czytelniczkom czytanie o tym. Zresztą uważam, że udawanie, że rodzicielstwo to kucyki pony haftujące tęczą na białą podłogę jest zwyczajnie nieuczciwe.

Dla Miss Ferreiry dzieci są całym światem
Dla Miss Ferreiry dzieci są całym światem (SF)

W jednym ze swoich wpisów zachęca pani do tego, by dzielić swoje obowiązki z mężem. Dlaczego większość Polek zakasuje rękawy i robi wszystko za siebie, dzieci i za swojego partnera? Skąd w nas to myślenie, że to kobieta jest za wszystko odpowiedzialna?

Kiedyś kobiety faktycznie głównie zajmowały się domem, ale chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, jak bardzo czasy się zmieniły. Walkę o równouprawnienie powinnyśmy zacząć od własnego poletka. To naprawdę nie jest tak, że niemowlęca kupa przypisana jest matce.

Od zawsze uważam, że są dwie rzeczy, których mężczyzna nie jest w stanie przy dziecku wykonać - nie urodzi go i nie wykarmi własną piersią. Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, nie miałam problemu, żeby wyjść z domu, bez zostawiania mężowi instrukcji, jak należy postępować w obliczu posiadania dziecka.

Moje myślenie było proste. Jest dorosły? Jest. Jest ojcem dziecka? Jest. Tekst, który pojawił się wtedy na blogu, był poniekąd owocem mojej irytacji na częste komentarze typu: „Mąż sam z dziećmi? Poradzi sobie? Nie zginie? Sam nakarmi? Sam ubierze? Skarb nie facet.”

Nie wiem, skąd w nas to myślenie, to dobre pytanie dla psychologów i socjologów. Niemniej umartwianie się, wyręczanie innych i bycie Matką Polką Męczennicą, moim zdaniem przynosi jedynie frustrację. I warto sobie to uświadomić, nim ta frustracja nas zacznie trawić.

Ąfel, Zbynio i Lolek codziennie zaskakują mamę swoimi pomysłami
Ąfel, Zbynio i Lolek codziennie zaskakują mamę swoimi pomysłami (SF)

Wróćmy do początków pani bloga. Pamiętam te pierwsze zdjęcia robione na szybko zwykłym aparatem na spacerze z dziewczynkami. Co się zmieniło od tamtego czasu?

Paradoksalnie nie tak wiele, poza tym, że przybyło mi lat i dzieci, to zdjęcia nadal robimy w szalonym trybie. Zawsze na szybko, zawsze się z mężem zdążymy pokłócić, zawsze robię dobrą minę do złej gry, zawsze backstage to dzieci jęczące: „Rodzice, już? Kiedy skończycie?”

Fajne jest to, że blog który wyrósł na pampersowych okopach z potrzeby zrobienia czegoś „dla siebie”, rozwinął się. Liczba ludzi, których dzięki blogowi poznałam, liczba rzeczy które zrobiłam, liczba ludzi, którzy na bloga zaglądają... to jest niepoliczalne.

Na samą myśl, że ten dzień, kiedy miałam wszystkiego dosyć i chciałam wyskoczyć przez okno, a zamiast tego założyłam bloga, mógł się nie wydarzyć – dostaję gęsiej skórki.

Dziękuję za rozmowę.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze