Trwa ładowanie...

Niemowlę w rodzinie - domownik czy sublokator?

Avatar placeholder
21.12.2015 13:13
Niemowlę w rodzinie - domownik czy sublokator?
Niemowlę w rodzinie - domownik czy sublokator? (Zdjęcie autorstwa TawnyNina / CC BY)

Cóż to w ogóle za pytanie?! Przecież każdy rodzic wie, że jego maluszek, kruszynka czy dzidziuś to nie tylko domownik, ale supergość. Przygotowania trwały na długo przed przyjściem na świat naszego małego (tylko gabarytowo) szczęścia, więc jak można podawać w wątpliwość status niemowlęcia w nowym rodzinnym domu? OK, załóżmy, że się zgadzam z protestującymi. Oczywiście, że chcemy, aby nasze dziecko czuło się na świecie jak najlepiej. Ma własne łóżeczko. Zaraz, zaraz, ale często nie chce w nim spać, tylko płaczem zmusza nas do transferu w miejsce, które dotychczas stanowiło naszą świątynię intymności.

No tak, ale przecież ono chce tam spać. Nikt dziecka do tego nie zmusza! – powiecie zapewne i będziecie mieli oczywiście rację. Tyle że potwierdza ona tezę, że dziecko jest w domu kimś w rodzaju sublokatora. Nie chce spać w swoim łóżeczku, bo nie uważa tego miejsca za własne. Nie czuje się tam bezpiecznie. Boi się i daje temu wyraz najgłośniej jak tylko potrafi.

Zauważmy, że staramy się stworzyć w domu warunki dla niemowlęcia idealne. Przemeblowujemy i przemalowujemy, zmieniamy swoje przyzwyczajenia, wywracamy sobie życie do góry nogami zapatrzeni w jeden cel. Wszechstronne i pełne zabezpieczenie potrzeb naszego maluszka. To oczywiście cel słuszny, tyle że w tym ogólnym szale zapominamy często o sobie i łatwo popadamy w przesadę, która sprawia, że po kilku dniach, tygodniach czy miesiącach sytuacja domowa staje się dosyć napięta. Taka właśnie, jaka często towarzyszy obecności w domu nie domownika, ale sublokatora. Dlatego warto zastanowić się, czy nasze dziecko potrzebuje tych wszystkich „rodzinnych rewolucji”. Chyba nie zawsze, bo jak uczy historia, rewolucja wymaga ofiar, a koniec końców i tak często „zjada” swoje własne dzieci.

Moim zdaniem, zanim przystąpimy do wprowadzania zmian, powinniśmy się zastanowić nad tym, czy jesteśmy w stanie im podołać i czy są rzeczywiście niezbędne. Dziecko to przecież człowiek, a nie jakiś inny gatunek, więc ma, tak jak my, zdolność do przystosowywania się. Nie ma sensu chodzić na palcach i zakładać dźwiękoszczelnych okien. Nie ma potrzeby sterylizować codziennie wszystkich powierzchni w mieszkaniu. Trzeba natomiast dowiedzieć się zawczasu i wprowadzić jedynie modyfikacje, które są koniecznością.

Zobacz film: "Jak przewijać niemowlę?"

Do takich należy ustalenie miejsca, gdzie dziecko będzie spało w pierwszych tygodniach. Tak naprawdę poza tym niewiele zmian musimy dokonać. Tryb domowego życia ulegnie przemianie w sposób naturalny. To właśnie jest różnica pomiędzy przyjęciem domownika a życiem z sublokatorem. Ten pierwszy wraz ze swoimi potrzebami integruje się z naszym mikroświatem, podczas gdy drugi powoduje gwałtowne i na ogół niechciane zmiany.

Czasem warto mniej zmieniać zawczasu, by uniknąć dodatkowego stresu i nerwowości, która potem często znajduje ujście w relacji z najmłodszym członkiem rodziny. Z tego powodu niektórzy rodzice przyznają się, że kochając swoje dzieci, mają ich po dziurki w nosie. Nie są bowiem w stanie wytrzymać reguł, które sami sobie, w dobrej wierze i pełni najlepszych chęci, narzucili.

Kolejnym kluczem do sukcesu w domowej integracji jest współpraca. Uważam, że pierwsze tygodnie niemowlęcia w domu to czas, który wszyscy powinni wykorzystać na wzajemne poznanie się. Wzajemne, to znaczy przy udziale wszystkich członków domowego zespołu. Nie może być tak, że jeden z nich znika co rano i pojawia się na horyzoncie późnymi popołudniami. Ten czas jest kluczowy dla nawiązania relacji między rodzicami a dzieckiem. Szczególnie ważne jest to dla ojców, gdyż oni nie odczuwali przez miesiące ciąży obecności dziecka tak, jak matka. Te tygodnie, gdy możecie skupić się na sobie i byciu razem w nowej powiększonej wspólnocie będą procentowały przez całe dalsze życie. Tego nie da się nadrobić ani zastąpić.

Namawiam więc ojców, by korzystali z ojcowskiego urlopu, by uczyli się być z dzieckiem. Namawiam młodych rodziców, by rozmawiali i omawiali sprawy i te istotne, i te błahe. Przypominam, by nie zapomnieli, że najpierw byli oni sami, a potem ich dziecko i że właśnie o relacje między sobą dbać powinni najbardziej.

Kobieta nie potrzebuje pomocy, wsparcia i współczucia, ona potrzebuje partnera. Kogoś, na kim może w stu procentach polegać. Potrzebuje dorosłego mężczyzny, a nie mężczyzny-dziecka. Dziecko już ma, ba, mają je wspólnie.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze